Opinie

Od budki z pitą do Olimpiady


Wzbu­rze­nie wokół krót­kie­go wycin­ka otwar­cia Igrzysk Olim­pij­skich (IO) wię­cej mówi o kon­dy­cji współ­cze­sne­go chrze­ści­jań­stwa niż o zamie­rzo­nej tudzież wyima­gi­no­wa­nej pro­fa­na­cji Wie­cze­rzy Pań­skiej, uczcie bogów czy anty­re­li­gij­nym spi­sku. Potrzeb­ny jest spo­kój, ale też dzia­ła­nie.


Ten tekst zacznę od czę­ścio­wej samo­kry­ty­ki. O domnie­ma­nym ata­ku na chrze­ści­jań­stwo, do jakie­go mia­ło dojść pod­czas inau­gu­ra­cji IO dowie­dzia­łem się pod­czas podró­ży rowe­ro­wej po Pod­la­siu. Nie­ste­ty, zbyt pobież­na i pospiesz­na lek­tu­ra komen­ta­rzy, tek­stów pol­skich i zagra­nicz­nych, odpi­sy­wa­nie na wia­do­mo­ści tych auten­tycz­nie obu­rzo­nych, któ­rych lubię i sza­nu­ję, a z któ­ry­mi czę­ściej się nie zga­dzam niż zga­dzam, spo­wo­do­wa­ły, że umie­ści­łem na plat­for­mie X komen­tarz, któ­ry – choć rady­kal­ny abso­lut­nie nie był – to nie uwzględ­niał też innych oko­licz­no­ści.

Nie chcę powie­dzieć, że się cał­ko­wi­cie z nie­go wyco­fu­ję, ale chciał­bym go znacz­nie zre­la­ty­wi­zo­wać, a „pomo­gli” mi w tym apo­lo­ge­ci chrze­ści­jań­scy – począw­szy od wzbu­rzo­nych poli­ty­ków roz­dzie­ra­ją­cych sza­ty, któ­rzy jesz­cze nie tak daw­no wygła­sza­li par­tyj­ne poga­dan­ki z ambon, poprzez komen­ta­to­rów wiesz­czą­cych upa­dek zachod­niej cywi­li­za­cji, a skoń­czyw­szy na ele­men­cie naj­bar­dziej komicz­nym całe­go tego spo­ru, a więc nie­któ­rych pol­skich bisku­pach, któ­rzy albo chwa­lą się, że IO oglą­dać nie będą albo opła­ku­ją zwi­ja­nie się chrze­ści­jań­stwa. W spra­wie głos zabra­ła nawet zanie­po­ko­ją Świa­to­wa Rada Kościo­łów, któ­ra popro­si­ła orga­ni­za­to­rów o dodat­ko­we wyja­śnie­nia.

Pochop­ność oce­ny olim­pij­skich wyda­rzeń ma w moim przy­pad­ku jesz­cze jed­no pod­ło­że, któ­re może brzmieć jak uspra­wie­dli­wia­nie się podob­ne do tego, jakie zapre­zen­to­wa­li orga­ni­za­to­rzy IO, prze­ko­nu­jąc, że w insce­ni­za­cji nie cho­dzi­ło ani o Ostat­nią Wie­cze­rzę, ani tym bar­dziej szy­dze­nie z Sakra­men­tu Ołta­rza czy z chrze­ści­jań­stwa w ogó­le. Podej­rze­wam, że sze­ro­ko rozu­mia­nym arty­stom odpo­wie­dzial­nym za przy­go­to­wa­nie tej uro­czy­sto­ści chrze­ści­jań­stwo jest po pro­stu obo­jęt­ne, co wyni­kać może z repu­bli­kań­sko-laic­kie­go podej­ścia do reli­gii we Fran­cji i/lub pry­wat­nych prze­ko­nań.

Abend­mahl – smacz­ne­go!

Ale o jakim pod­ło­żu mówię? Otóż, na tydzień przed inau­gu­ra­cją IO nie­da­le­ko gra­ni­cy fran­cu­sko-nie­miec­kiej, a kon­kret­nie w Saar­brüc­ken doszło do skan­da­lu, przy któ­rym nie ma naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści co do jasno­ści prze­ka­zu.

W mie­ście sta­nę­ła przy­cze­pa ofe­ru­ją­ca usłu­gi gastro­no­micz­ne o nazwie Abend­mahl.

Sło­wo to w j. nie­miec­kim może ozna­czać zarów­no wie­cze­rzę, a więc posi­łek spo­ży­wa­ny wie­czor­ną porą, po pro­stu kola­cję, albo Sakra­ment Wie­cze­rzy Pań­skiej. Sło­wo to nie jest już raczej sto­so­wa­ne w pierw­szym wspo­mnia­nym uży­ciu, ale jest wciąż uży­wa­ne i naj­czę­ściej koja­rzo­ne z Wie­cze­rzą Pań­ską. Abend­mahl poja­wia się zasad­ni­czo w ewan­ge­lic­kim czy sze­rzej pro­te­stanc­kim języ­ku reli­gij­nym, nato­miast kato­li­cy chęt­niej uży­wa­ją sło­wa Eucha­ri­stie, co nie ozna­cza, że tych pojęć nie moż­na sto­so­wać zamien­nie. W ewan­ge­lic­kim uzu­sie Abend­mahls­got­tes­dienst to nabo­żeń­stwo z Wie­cze­rzą Pań­ską (w odróż­nie­niu do nabo­żeń­stwa Sło­wa Boże­go). Poję­cie sto­su­je się tak­że w odnie­sie­niu do wspól­no­ty eucha­ry­stycz­nej mię­dzy poszcze­gól­ny­mi Kościo­ła­mi i mówi­my wte­dy o Abed­mahls­ge­me­in­schaft. Bud­ka ofe­ru­ją­ca potra­wy bli­skow­schod­nie opar­te na cien­kim cie­ście „ozdo­bio­na” była nie tyl­ko dużym napi­sem Abend­mahl, ale tak­że… obra­zem Ostat­niej Wie­cze­rzy wg pomy­słu Leonar­da da Vin­ci, dokład­nie tego same­go przy­wo­ły­wa­ne­go w kon­tek­ście IO.

Oprócz napi­su i obra­zu na przy­cze­pie zauwa­żal­ne były sym­bo­le eucha­ry­stycz­ne, a i jadło­spis nawią­zy­wał do obsza­ru sacrum, uży­wa­jąc takich okre­śleń jak „boski”, „nie­biań­ski” czy „bło­go­sła­wień­stwo”. Pikan­te­rii całej spra­wie doda­wał fakt, że usłu­go­daw­ca­mi „Abend­mah­lu” było turec­kie mał­żeń­stwo, któ­re uwa­ża­ją się za wie­rzą­cych i prak­ty­ku­ją­cych muzuł­ma­nów. Przy­cze­pa, co zro­zu­mia­łe, wywo­ła­ła obu­rze­nie czę­ści miesz­kań­ców, któ­rzy pro­te­sto­wa­li prze­ciw­ko takiej instru­men­ta­li­za­cji sakra­men­tu. Wła­ści­cie­le wywie­si­li na bud­ce wyja­śnie­nia, że niko­go nie chcie­li ura­zić, a wręcz prze­ciw­nie pod­kre­ślić, że nazwa bud­ki przy­po­mi­na o tym, że „jedze­nie łączy ludzi ponad wszel­ki­mi gra­ni­ca­mi i potra­fi budo­wać wspól­no­tę i więź.”

Tym wyja­śnie­niom dał nawet wia­rę lokal­ny przed­sta­wi­ciel Kościo­ła ewan­ge­lic­kie­go, któ­ry doko­nał inspek­cji bud­ki i pla­ka­tów, stwier­dza­jąc, że dobrzy ludzie chcą dobrze. Pre­sja ludzi, połą­czo­na nie­wąt­pli­wie z trud­ny­mi emo­cja­mi, dopro­wa­dzi­ła do tego, że – jak infor­mu­je Saar­brüc­ke­ner Zeitung — przy­cze­pa się tym­cza­so­wo zamknę­ła i wła­ści­cie­le pra­cu­ją nad nową kon­cep­cją biz­ne­su.

Obro­na przez atak

Być może pań­stwo Sakar – tak jak dekla­ru­ją – nie chcie­li ura­zić top­nie­ją­cej chrze­ści­jań­skiej więk­szo­ści w mie­ście, ale nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że wyka­za­li się co naj­mniej bra­kiem wyczu­cia, deli­kat­no­ści i wraż­li­wo­ści w tema­cie, któ­ry nie tyl­ko reli­gij­nie, ale i kul­tu­ro­wo powią­za­ny jest z toż­sa­mo­ścią kra­ju, gdzie żyją i pro­wa­dzą inte­re­sy.

Wra­ca­jąc do Olim­pia­dy. Podob­nie, pomy­sło­daw­cy spek­ta­klu zde­men­to­wa­li, że ich celem było obra­ża­nie chrze­ści­jan. Zanim to się jesz­cze sta­ło Inter­net zala­ła fala hej­tu – zarów­no obroń­ców, jak i kry­ty­ków per­for­man­su. Jed­ni wystrze­li­li całą kawal­ka­dę imma­nent­ne­go zgor­sze­nia, mówiąc o lże­niu, obra­ża­niu, zezwie­rzę­ce­niu i bluź­nier­stwie, a inni prze­ko­ny­wa­li, że tyl­ko ciem­no­gród nie­wy­edu­ko­wa­ny w histo­rii sztu­ki, a co gor­sza, nie posia­da­ją­cy wie­dzy ogól­nej mógł wpaść na pomysł, że jest to ukry­ty lub celo­wy atak na chrze­ści­jań­stwo.

Ponad­to, zadzia­łał mecha­nizm zawłasz­cza­nia chrze­ści­jań­skie­go gło­su, bo NIE WSZYSCY chrze­ści­ja­nie poczu­li się zaadre­so­wa­ni spek­ta­klem, a jedy­nie część bisku­pów, lide­rów reli­gij­nych i innych mniej lub bar­dziej samo­zwań­czych przed­sta­wi­cie­li chrze­ści­jań­stwa. To oni zaczę­li mówić i prze­ko­ny­wać, że obra­żo­no ileś miliar­dów ludzi na świe­cie. A jeśli ktoś się nie czu­je obra­żo­ny? Ten zasad­ni­czo chrze­ści­ja­ni­nem chy­ba nie jest.

Podob­nie jak to jest w przy­pad­ku obro­ny życia nie­na­ro­dzo­ne­go (uwa­żam, że nikt nie robi spra­wie tak wiel­kiej szko­dy jak fun­da­men­ta­li­stycz­ni pro­laj­fe­rzy, ser­wu­ją­cy nie­na­wiść jak Dio­ni­zos nek­tar), podob­nie i tutaj zapa­li­ła się lamp­ka ostrze­gaw­cza, że ten rodzaj apo­lo­ge­ty­ki bez wery­fi­ka­cji źró­deł i inten­cji nie raz i nie dwa dopro­wa­dzał w histo­rii do nie­szczęść i pogro­mów. Oczy­wi­ście w imię wia­ry i Chry­stu­sa.

W szwaj­car­skim dzien­ni­ku Neue Zür­cher Zeitung, już po oświad­cze­niu gospo­da­rzy IO, poja­wił się komen­tarz, w któ­rym przy­wo­ła­no aneg­do­tę Giu­lio Andre­ot­tie­go (1919–2013), cha­dec­kie­go pre­mie­ra Włoch w latach 1989–1992, któ­re­mu zarzu­co­no kon­tak­ty z mafią sycy­lij­ską (Sąd stwier­dził, że nicze­go nie moż­na było udo­wod­nić). Andre­ot­ti stwier­dził kie­dyś, że wyda­nie demen­ti ozna­cza dwu­krot­ne roz­po­wszech­nie­nie infor­ma­cji. Zresz­tą, prze­pro­si­ny orga­ni­za­to­rów IO były jak­by pol­skie, bo warun­ko­we („jeśli ktoś się poczuł ura­żo­ny”), choć przez część naj­za­go­rzal­szych, ale też umiar­ko­wa­nych kry­ty­ków odczy­ta­ne jako czę­ścio­we przy­zna­nie się do winy. Zasad­ni­czo, te kla­ry­fi­ka­cje powin­ny zakoń­czyć dys­ku­sje, ale tak się nie sta­ło.

Nawał­ni­ca listów otwar­tych, oświad­czeń, wyco­fy­wa­nia się spon­so­rów ze wspie­ra­nia IO dopie­ro się roz­po­czę­ła i nawet miłu­ją­cy pokój reżim w Tehe­ra­nie wezwał na dywa­nik fran­cu­skie­go amba­sa­do­ra, bo w Pary­żu Jezu­sa mia­no obra­zić. Spra­wa – jak się moż­na było spo­dzie­wać – zaha­czy­ła rów­nież o kam­pa­nię pre­zy­denc­ką w USA.

Nie prze­są­dzam o szcze­ro­ści inten­cji orga­ni­za­to­rów IO. Za dobrą mone­tę bio­rę ich wyja­śnie­nia i wypo­wie­dzi kom­pe­tent­nych histo­ry­ków sztu­ki, a tak­że teo­lo­gów. Aku­rat chrze­ści­jań­stwo jest ostat­nią reli­gią na świe­cie, któ­ra powin­na obra­żać się na mniej lub bar­dziej uda­ne przy­pad­ki inkul­tu­ra­cji, czy łącze­nia chrze­ści­jań­skie­go prze­ka­zu z kul­tu­rą antycz­ną we wszyst­kich jej odcie­niach.

Nie było­by chrze­ści­jań­stwa takie­go jakie zna­my bez sze­ro­ko rozu­mia­ne­go anty­ku – nie było­by teo­lo­gii, Kościo­ła, a już zupeł­nie nie było­by tej wie­lo­barw­nej pale­ty eucha­ry­stycz­nych kon­cep­cji, któ­re od kato­li­cy­zmu poprzez pra­wo­sła­wie i pro­te­stan­tyzm wyra­ża­ją to, co Nie­wy­ra­żal­ne.

Zgor­sze­nie

Czy czu­ję się zgor­szo­ny ucztą/wieczerzą na IO? Tak! Choć może „zgor­sze­nie” to mało ade­kwat­ne poję­cie.

Czu­ję się zgor­szo­ny, gdyż odno­szę wra­że­nie, iż chęt­nie eks­po­no­wa­ne zgor­sze­nie medial­nie zgor­szo­nych wywo­łał fakt (nawet jeśli mie­li­by­śmy do czy­nie­nia z jakąś adap­ta­cją póź­no­re­ne­san­so­we­go obra­zu), że za sto­łem zasia­da­ły oso­by LGBT+. W wie­lu komen­ta­rzach poja­wiał się wątek, któ­ry za atak na chrze­ści­jań­stwo uzna­wał samą obec­ność osób queer. Nie ma chrze­ści­jań­stwa jako reli­gii, nie ma żad­ne­go Kościo­ła bez osób LGBT+, a mię­dzy chrze­ści­jań­stwem czy Kościo­łem a Ewan­ge­lią nie spo­sób posta­wić zna­ku rów­no­ści.

Zgor­szy­ła mnie zaja­dłość, wręcz wście­kła agre­sja obroń­ców tzw. war­to­ści chrze­ści­jań­skich, któ­rzy nie­chrze­ści­jań­sko pró­bo­wa­li bro­nić fasa­dy, a nie tego, co wpi­sa­ne jest w chrze­ści­jań­stwo – Ewan­ge­lii, któ­ra cia­łem się sta­ła i zamiesz­ka­ła wśród nas. Sta­ła się czło­wie­kiem. Tak­że tym obcym.

Byłem co naj­mniej znie­sma­czo­ny nie­któ­ry­mi komen­ta­rza­mi śro­do­wisk – nazwij­my to ogól­nie – lewi­co­wych, któ­re ucie­ka­jąc się nie­kie­dy do tonu jesz­cze bar­dziej mora­li­za­tor­skie­go niż nie jeden ksią­żę Kościo­ła lub pro­te­stanc­kie papie­żąt­ko na zbo­ro­wych wło­ściach, pró­bo­wa­ło deza­wu­ować wraż­li­wość chrze­ści­jan en bloc, suge­ru­jąc, że wła­ści­wie moż­na było­by się rów­nie dobrze spie­rać o jed­no­roż­ce i die­tę na mle­ku sojo­wym. Nie jest tak, że post/anty/achrześcijańska lewi­ca w zie­lo­nej pele­ry­nie sta­no­wi ex cathe­dra osto­ję inklu­zji i sza­cun­ku dla róż­no­rod­no­ści.

Przy tej dys­ku­sji powra­ca­my do pyta­nia, czy Boga – w chrze­ści­jań­skim rozu­mie­niu – moż­na obra­zić? Czym są uczu­cia reli­gij­ne? Pyta­nia te pozo­sta­wiam otwar­te.

A co zro­bić, jeśli rze­czy­wi­ście ktoś chciał­by zbez­cze­ścić czy wyśmiać czci­god­ny Sakra­ment Ołta­rza? Jaka powin­na być reak­cja chrze­ści­jan? Wyda­je mi się, że spo­kój, ale i dzia­ła­nie. A tym dzia­ła­niem jest świa­dec­two spo­ko­ju i przede wszyst­kim uświa­do­mie­nie sobie, czym dla mnie jest ten Sakra­ment. A następ­nie przy­ję­cie Go w całym (nie)zrozumieniu, ale z wia­rą.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.