Państwo, prawo i jedność człowieka
- 24 czerwca, 2008
- przeczytasz w 4 minuty
Tak trzymać Pani Minister. Jeszcze kilka takich wypowiedzi i będzie już całkowicie jasne, że ekskomunika (i to bez potrzeby orzekania jej przez biskupa) jest faktem. I to nie tylko dlatego, że wskazała Pani miejsce, w którym zabójstwo (tym jest KAŹDA aborcja dla katolika) dziecka zostało dokonane, ale także dlatego, że publicznie podważa Pani nauczanie katolickie w niezwykle istotnej dla Kościoła sprawie. Dziś w Tok FM pani minister przyznała, że zrobiła to, co jako urzędnik […]
Tak trzymać Pani Minister. Jeszcze kilka takich wypowiedzi i będzie już całkowicie jasne, że ekskomunika (i to bez potrzeby orzekania jej przez biskupa) jest faktem. I to nie tylko dlatego, że wskazała Pani miejsce, w którym zabójstwo (tym jest KAŹDA aborcja dla katolika) dziecka zostało dokonane, ale także dlatego, że publicznie podważa Pani nauczanie katolickie w niezwykle istotnej dla Kościoła sprawie.
Dziś w Tok FM pani minister przyznała, że zrobiła to, co jako urzędnik powinna była zrobić i nie ma sobie nic do wyrzucenia. — Wczoraj również byłam w kościele, więc nie mam powodu w tej chwili do tego, aby mieć poczucie jakiejkolwiek winy. Wręcz przeciwnie. Mam pewien dyskomfort wynikający z moich przekonań, ale niezależnie od tego — jako urzędnik dopełniłam swojej roli. I to chyba jest wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat — tłumaczyła minister Kopacz.
A wcześniej wyjaśniała meandry swojego stanowiska. — Aborcja, która zgodnie z prawem się odbywa, zgodnie z prawem, które obowiązuje od 15 lat, nie jest niczym złym. Natomiast złą rzeczą jest na pewno to, co się dzieje w tzw. podziemiu aborcyjnym. Może to jest dobry moment do tego, żeby pokazać, jak pewne rzeczy trzeba usystematyzować — tłumaczyła. Problem polega tylko na tym, że to — z punktu widzenia nauczania Kościoła, którego mieni się być członkiem — całkowita bzdura. Każda aborcja jest dla katolika złem, i to złem na tyle fundamentalnym, że Jan Paweł II (tak, tak) nakazał wprowadzenie do Kodeksu Prawa Kanonicznego zapisów o automatycznej ekskomunice każdego kto uczestniczy w aborcji. Papież z Polski także, o czym warto przypominać polskim politykom, jasno przypominał politykom katolikom, jakie mają w tej kwestii zobowiązania. I nie było tam ani słowa o tym, że mają przyczyniać się do zabijania nienarodzonych, jeśli pozwala na to ZŁE prawo.
Amerykańscy politycy, którzy podają się za katolików już zresztą tego nauczania na sobie doświadczyli. Rudolph Guliani czy John Kerry zostali delikatnie napomnieni i poproszeni, by nie przystępowali do komunii, do której nie mają prawa. Senatorzy (i senatorki też), które publicznie opowiadają się za zabijaniem nienarodzonych byli także wypraszani z katolickich uczelni i jednoznacznie krytykowani przez część biskupów. W Polsce tak jeszcze nie było, ale wiele wskazuje na to, że powinno być, choćby po to, by nie powstawało wrażenie, że prawny kompromis oznacza rezygnację z nauczania moralnego Kościoła.
Stwierdzenie ekskomuniki ma jeszcze jeden zasadniczy cel. Ma ono jednoznacznie przypomnieć, co jest dla katolika rzeczywiście obowiązującym w sumieniu oraz jakie powinny być standardy życia publicznego katolików. A tu nie może być wątpliwości. Katolik ma obowiązek kierować się w życiu prawem moralnym głoszonym przez Kościół, a nie prawem państwowym (jeśli oczywiście pozostają one w sprzeczności). Sugerowanie, że “sumienne wypełnianie swoich obowiązków” urzędniczych ma być ważniejsze niż osobiste przekonania religijne jest nie do pogodzenia z katolicyzmem, a do tego prowadzi prostą drogą do usprawiedliwienia zbrodniarzy hitlerowskich, którzy — jak Eichmann sumiennie wykonywali swoje obowiązki, zgodne z obowiązującym prawem. Czy powinni byli to robić? Czy należy im się za to podziw? To są pytania, które trzeba stawiać w sytuacjach takich jak Ewy Kopacz. I nie chodzi o to, że sytuacje są identyczne (bo nie są), ale o to, że dotyczą one tego samego: co jest ważniejsze sumienie, wiara czy prawo stanowione przez państwo, które — jak pokazuje historia może być złe?
Sugerowanie, że można oddzielić od siebie sferę publiczną i prywatnę jest jeszcze bardziej groteskowe. Człowiek jest jednością. Nie jest tak, że do obiadu jest ministrem, a po obiedzie katolikiem, do obiadu może więc przyczyniać się do zabijania, a po obiedzie spokojnie udawać się do Kościoła, by tam wysłuchać kazania. Katolikiem jest się bowiem i w pracy i w domu, a nie tylko w domu. I wymagania jakie nakłada katolicyzm trzeba wypełniać wszędzie. Jeśli jest to niemożliwe (w tym wypadku było akurat w pełni dostępne, nic — poza histerią “Gazety Wyborczej” nie zmuszał pani minister do współudziału w aborcji) to trzeba albo zrezygnować albo złamać prawo, narażając się na konsekwencje. Tak zrobił Tomasz More, którego wspomnienie liturgiczne przypada zresztą na 22 czerwca. Pani minister nie tylko tego nie zrobiła, ale wzięła udział w czymś, co według Kościoła jest zbrodnią, skutkującą ekskomunikę. I słowa poparcia, także te płynące z ust osób duchownych, nie powinny tego przesłaniać. Dla dobra pani minister, która jest dumna ze zła.Jasne postawienie tej sprawy w niczym nie narusza separacji Kościoła i państwa. Jest tylko konsekwencją uznania, że człowiek jest jednością, tak w państwie jak i w Kościele. Nie jest tak, że w jednym miejscu wierzy w jedno, a w drugim w drugie. Jego wiara i postawa ma być w miarę integralna, a on sam ma zawsze możliwość wyboru. Ale wybór jednego ze stanowisk oznacza — siłą rzeczy — rezygnację z drugiego. Jeśli pani minister chce być dumnym wykonawcą istniejącej w Polsce ustawy zezwalającej na zabijanie, to powinna jasno powiedzieć, że odrzuca nauczanie Kościoła. I wyciągnąć z tego wnioski!
Tomasz P. Terlikowski