Papież Franciszek jest katolikiem otwartym
- 20 września, 2013
- przeczytasz w 3 minuty
Nie ma co udawać, że jest inaczej. Po wywiadzie udzielonym jezuickiemu czasopismu La Civilta Cattolica jasno widać, że papież Franciszek chce Kościoła, który nie koncentruje się na wytykaniu wiernym grzechów (zwłaszcza grzechów związanych z pożyciem seksualnym) i potępianiu cywilizacji śmierci ale na szerzeniu Dobrej Nowiny. Papież przyznał, że uważa (podobnie jak wielu tzw. katolików otwartych), że w Kościele nazbyt dużo poświęca się miejsca na mówienie o aborcji i antykoncepcji. Cóż, trudno się nie zgodzić z tym, […]
Nie ma co udawać, że jest inaczej. Po wywiadzie udzielonym jezuickiemu czasopismu La Civilta Cattolica jasno widać, że papież Franciszek chce Kościoła, który nie koncentruje się na wytykaniu wiernym grzechów (zwłaszcza grzechów związanych z pożyciem seksualnym) i potępianiu cywilizacji śmierci ale na szerzeniu Dobrej Nowiny.
Papież przyznał, że uważa (podobnie jak wielu tzw. katolików otwartych), że w Kościele nazbyt dużo poświęca się miejsca na mówienie o aborcji i antykoncepcji. Cóż, trudno się nie zgodzić z tym, że tak jest i że efektem jest to, że wielu katolików zamiast spojrzeć na siebie szerzej i zastanowić się czy rzeczywiście jest uczniem Jezusa i jakim jest świadkiem Jezusa koncentruje się na tym, czy popełnia lub nie popełnia grzechu, bo z różnych powodów nie stosuje się w pełni do encykliki Humanae vitae. Co więcej, większy problem widzę u tych, co HV przestrzegają, gdyż są przekonani,
że są tak w pełni katolikami, że już inne przykazania (np. przykazanie miłości
bliźniego) schodzi na plan dalszy.
Papież zauważył, że on sam nie mówi dużo o aborcji i antykoncepcji co mu zresztą wypomniano. Mimo tego “upomnienia” nie zmienił zdania, że należy mówić o tym, ale zawsze w kontekście.
Skoro tak, to ośmielona wyznam, że dla mnie osobami godnymi podziwu są dwie moje koleżanki (obojętne religijne), które z punktu widzenia “obsesyjnego” nacisku na HV są poza Kościołem, ale których postawa zawstydzić może tych moralnie nienagannych.
Jedna z nich — nieszczególnie przejmując się szóstym przykazaniem i nie zamierzając mieć w ogóle dzieci, poświęcając się li i jedynie karierze zawodowej — jest matką dwojga dzieci, poczętych mimo stosowanych zabezpieczeń, w dodatku wtedy, kiedy życiowe okoliczności były najmniej korzystne do urodzin tychże dzieci. Koleżanka szczerze przyznaje, że w obu przypadkach rozważała aborcję, jednak zdała sobie sprawę, że jej sumienie (bynajmniej nie ukształtowane przez moralność katolicką) po prostu jej na to nie pozwala. Przyznam, że taka postawa wzbudza we mnie większe uznanie, niż planowanie potomstwa z termometrem i obserwacją śluzu urastające u niektórych do rozmiarów nieomalże sakramentu zapewniającego pewność zbawienia.
Druga z kolei nie
mogła mieć ze swoim mężem w sposób naturalny dzieci. Ponieważ bardzo chcieli
dzieci, a mąż bardzo chciał mieć biologiczne potomstwo poddała się długiej i nieprzyjemnej
procedurze zapłodnienia pozaustrojowego. Po szczęśliwym urodzeniu syna
koleżanka zrealizowała marzenie o większej rodzinie adoptując dwie dziewczynki
(siostry) w wieku i sytuacji życiowej, która powodowała, że dziewczynki nie
mogły znaleźć wcześniej rodziny zastępczej. W tej chwili koleżanka jest szczęśliwą babcią syna swojej adoptowanej córki oraz szczęśliwą matką trójki dzieci. Jednak jej grzech polegający na uporczywej procedurze in vitro (wiele nieudanych prób) oddalił ją od Kościoła i skutecznie zniechęcił. Jej przybrane córki też nie mają powodu do tego, by czuć się jakoś związane z katolicyzmem, skoro żaden “przyzwoity” katolik nie dał im domu.