- 19 kwietnia, 2016
- przeczytasz w 3 minuty
Różne rzeczy nas dzielą - poglądy polityczne, wyznawana religia, ocena wydarzeń. Jedna rzecz, niestety, jest taka, która łączy praktykującego katolika, otwartego protestanta i antyklerykalnego liberała. Łączy to, że - z małymi wyjątkami - nie chce mieć nic do ...
Platforma jedności narodowej
Różne rzeczy nas dzielą — poglądy polityczne, wyznawana religia, ocena wydarzeń. Jedna rzecz, niestety, jest taka, która łączy praktykującego katolika, otwartego protestanta i antyklerykalnego liberała. Łączy to, że — z małymi wyjątkami — nie chce mieć nic do czynienia z żadnymi “obcymi” — ani w kraju ani w Europie.
Imigranci — czy to uciekinierzy przed wojną czy z powodów ekonomicznych — są poza naszą empatią. Niezależnie od tego czy to mężczyźni, kobiety czy dzieci. Pierwsze pytanie jakie słyszę jeżeli mówię o wizycie gdzieś poza granicami Polski — niezależnie od poglądów i religii zadającego — jest takie czy tam są uchodźcy. Z tego punktu widzenia Austria, Niemcy, Włochy czy Grecja wydają się bardziej niebezpieczne niż np. Meksyk, bo przecież w tych pierwszych są uchodźcy, a w Meksyku tylko kandydaci na uchodźców.
Powiedzmy, że nie dziwiłyby mnie reakcje “antyuchodźcze” liberałów światopoglądowych zatroskanych wyłącznie o swoją własną wygodę. Mogę zrozumieć, że uchodźca to problem, bo trzeba się z nim dzielić i w dodatku może okazać się niewdzięczny i niebezpieczny. Jeżeli mój światopogląd jest materialistyczny empatia może nie być najwyższą wartością. Jednak jestem rozczarowana postawą osób utożsamiających się z chrześcijaństwem i uczęszczających do swoich kościołów. Strach przed zagrożeniem i niewygodą jest silniejszy niż wpojone nam nauki chrześcijańskie? Całe to Kazanie na Górze, że mamy miłować nie tylko przyjaciół i że bliźni to nie tylko ten kto jest naszego wyznania, naszej rasy, jednego narodu to tylko słowa, które ładnie brzmią?
Papież, patriarcha Konstantynopola, arcybiskup Aten odwiedzający uchodźców na greckiej wyspie to głupcy, szaleńcy albo tak muszą “na niby”, ale nas to wcale nie dotyczy?
Obchodziliśmy z wielkim zadowoleniem 1050. rocznicę Chrztu Polski. Tylko czy jesteśmy, aby w ogóle chrześcijanami? Czy nasi pasterze są gotowi na męczeństwo i odrzucenie przez swoich wiernych czy ich zachowawcza postawa w tej kwestii wynika z przekonań czy z obawy, że przypominanie o ewangelii właśnie w tej kwestii nie spodoba się wiernym?
Na pewno biskupi zdają sobie sprawę, jak powiedział biskup Krzysztof Zadarko na ostatnim zabraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski, że w sprawie migrantów Kościół musi działać apolitycznie, a w zgodności z Ewangelią. Ubolewanie nad wynikami sondaży niewiele pomoże. Prawda jest taka, że polski Kościół — owszem — pomaga , ale nie w Polsce, bo u nas uchodźców nie ma. Nie ma uchodźców, ale są “źle ustawione” nastroje społeczne. Tylko czy to jest usprawiedliwienie dla braku zdecydowanej akcji w sprawie tychże nastrojów? Kościół nie bał się występować wbrew nastrojom społecznym w kwestii konwencji o przemocy w rodzinie, gender czy in vitro . W kwestii uchodźców takiego zdecydowania nie ma. Owszem, biskupi oficjalnie popierają papieża, deklarują, że uchodźców powinno się przyjąć ale najpierw pomyśleć o tych, którzy są naszego wyznania lub naszej narodowości a ponadto tylko wtedy, gdy władze państwowe tak postanowią. Trudno nie podejrzewać, że uchodźcy nie są dla naszych biskupów tak samo ważni jak te wcześniej ostro stawiane kwestie.