Pragnienie powtórzenia
- 2 kwietnia, 2009
- przeczytasz w 3 minuty
2 kwietnia, niezależnie od dalszych losów Polski, pozostanie dniem dla kilku pokoleń szczególnym. Przeżycia wspólnoty, zakorzenienia i solidarności nie da się wykreślić z naszej historii, ale przede wszystkim z naszego myślenia. Ale też każdy chciałby do nich powrócić, uobecnić je ponownie i po kierkegaardowsku „powtórzyć”. Wciąż powracające w mediach debaty nad możliwą datą beatyfikacji Jana Pawła II, dyskusje nad tym, co zostało z tego pontyfikatu, ale także wciąż nowe inicjatywy nawiązujące do papieskiego […]
2 kwietnia, niezależnie od dalszych losów Polski, pozostanie dniem dla kilku pokoleń szczególnym. Przeżycia wspólnoty, zakorzenienia i solidarności nie da się wykreślić z naszej historii, ale przede wszystkim z naszego myślenia. Ale też każdy chciałby do nich powrócić, uobecnić je ponownie i po kierkegaardowsku „powtórzyć”.
Wciąż powracające w mediach debaty nad możliwą datą beatyfikacji Jana Pawła II, dyskusje nad tym, co zostało z tego pontyfikatu, ale także wciąż nowe inicjatywy nawiązujące do papieskiego dziedzictwa są tego doskonałym przykładem. Rozmowa, pomnik, ale też kolejna okazja do świętowania, jaką będzie niewątpliwie beatyfikacja, a później kanonizacja papieża z Polski, stają się bowiem okazją do powrotu do tego, co minęło, do uobecnienia sobie w codzienności swoistego narodowego i religijnego „święta”, jakim było umieranie papieża. Polacy chcą jeszcze raz poczuć to samo, powtórzyć to, co w istocie niepowtarzalne, poczuć jeszcze raz wspólnotę i doświadczyć solidarności z papieżem, ale i ze sobą wzajemnie.
Ale to już niemożliwe. Kolejne rocznice, a nawet beatyfikacja i kanonizacja, której z taką niecierpliwością oczekują media (licząc na kolejne wielkie „wydarzenie medialne”, czyli spektakl, który transmitować będą wszystkie stacje telewizyjne i radiowe), nie przywrócą już tego, co minęło. Tamta solidarność, pojednanie (także między piłkarzami) należy już do naszej historii i nawet największe celebry medialne czy dyskusje tego nie zmienią. Nie da się też zastąpić wspominaniem rozwiązywania realnych problemów Kościoła i społeczeństwa. Wierność papieżowi objawia się teraz nie tyle wspominaniem, powracaniem (chociaż ono także ma znaczenie), ile realnym wypełnianiem misji, jaką wyznaczył on Polsce, która ma pozostawać głosicielką chrześcijaństwa w Unii Europejskiej i misjonarzem miłosierdzia Bożego na całym świecie. I to od tego, jak spełnimy to posłanie, zależy to, czy będziemy realnie wierni Janowi Pawłowi II.
Wspólne (na Placu św. Piotra i przed telewizorami) przeżycie celebry beatyfikacji czy wzruszenie (a nawet sejmowa rezolucja) na myśl o kolejnej rocznicy śmierci papieża nie wystarczą. A jest niestety co robić. Im dalej od przejścia Jana Pawła II do „domu Ojca”, tym więcej prób sprowadzenia jego myślenia i działania do jakiejś formy politpoprawnego medialnego liberalizmu. Takiemu myśleniu, które przeciwstawia Benedykta XVI papieżowi z Polski trzeba się jednoznacznie sprzeciwiać. Ale wymagania związane z byciem uczniami papieża ciążą także na politykach. Ich rolą jest takie działanie, by Polska nie weszła na drogę antykultury śmierci, by nie legalizowała eutanazji czy aborcji. Politycy, tak z PO jak i z PiS, będą bowiem rozliczani na Sądzie nie z tego, czy płakali po papieżu i nawet nie z tego, czy przyjęli rezolucję na cześć Jana Pawła II, ale z tego, czy dopuścili do zabijania chorych i nienarodzonych, czy zgodzili się na likwidację zarodków, by przypodobać się mediom i czy przyłożyli się do aborcji u nastolatki, czy też bronili życie jej dziecka do końca.
Odpowiedź na pytanie o prawdziwą wierność papieżowi Polaków poznamy dopiero za lat kilka. Ale już teraz można powiedzieć krótko, kryterium jej oceny nie będą gesty czy łzy, ale realne działania na rzecz życia, rodzin i chrześcijaństwa. Ten kto o nie nie walczy, nie powinien uznawać się za wiernego dziedzictwu Jana Pawła II.
Tekst ukazał się w najnowszym numerze “Gazety Polskiej”
foto: Wikimedia Commons