W religii jak w polityce — dominują skrajne oceny i emocje
- 20 lutego, 2014
- przeczytasz w 3 minuty
Nowy prowincjał dominikanów ojciec Paweł Kozacki udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej (GW), w którym to wywiadzie zaprezentował — rzadko ostatnio spotykane — wyważone opinie. W dodatku forma wypowiedzi jest — co też rzadkie — spokojna i niezawierająca skrajnych ocen. Jednak pod wywiadem na stronach GW pojawiły się prawie same antyklerykalne wpisy, z kolei na stronach “katolickich” wpisy potępiające ojca Kozackiego. Od dłuższego już czasu z przerażeniem obserwuję, że w przestrzeni publicznej — zwłaszcza […]
Nowy prowincjał dominikanów ojciec Paweł Kozacki udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej (GW), w którym to wywiadzie
zaprezentował — rzadko ostatnio spotykane — wyważone opinie. W dodatku forma
wypowiedzi jest — co też rzadkie — spokojna i niezawierająca skrajnych ocen. Jednak pod wywiadem na stronach GW pojawiły się prawie same antyklerykalne wpisy, z kolei na stronach “katolickich” wpisy potępiające ojca Kozackiego.
Od dłuższego już czasu z
przerażeniem obserwuję, że w przestrzeni publicznej — zwłaszcza w
internecie — najlepiej mają się opinie skrajne, a nawet obraźliwe. Coraz mniej
osób jest zainteresowanych rzeczową wymianą argumentów — coraz więcej
poprzestaje na wyrażaniu swoich emocji lub poglądów — już utrwalonych i nie
mających z założenia zamiaru stać się jakąkolwiek próbą dyskusji z poglądami
innych. Internet nie stał się forum wymiany opinii, dyskusji czy spokojnej
rozmowy — wręcz przeciwnie.
Co gorsza ubywa też w zwykłych
kontaktach międzyludzkich dyskusji, w której przedstawia się argumenty, ale
przyjmuje też kontrargumenty i wypowiedź jednej osoby powoduje, że druga strona
jest w stanie zmienić swoje stanowisko a nie tylko gorączkowo szukać argumentów
w obronie własnego. Wszystko to sprawia, że stajemy się mniej podatni na
znajdowanie się w sytuacjach, w których nasz ugruntowany pogląd może zostać w
jakiś sposób zagrożony. Rezultatem jest wymiana ciosów, odwoływanie się
wyłącznie do emocji i deprecjonowanie dyskutanta przez zarzucanie mu zdrady
ideałów, głupoty etc. To jest to, co widać w tzw. zderzeniach stanowisk.
Natomiast jeszcze bardziej niebezpieczne jest zamykanie się środowisk o
ugruntowanych poglądach — widać to wyraźnie w tzw. wolnych mediach, gdzie i
owszem — do programu zaprasza się kilka osób — ale wszyscy są zgodni z linią
dominującą. Tym samym programy kierowane są wyłącznie do już przekonanych.
Niestety, w realnym świecie znajdują się też wątpiący lub “letni”,
coraz mnie zainteresowani w ogóle religią. Osobiście wątpię, by przy stylu
prowadzenia takiego dyskursu w przestrzeni publicznej, na gruncie prywatnym możliwe
jest dotarcie do tej grupy “letnich” z rzeczowymi, spokojnymi
argumentami. Im bardziej dyskurs publiczny podlega skrajnościom tym bardziej na
poziomie prywatnym ludzie nie podejmują rozmów o wartościach.
Uprawianie dyskursu politycznego w
sposób opisany jak wyżej skończyło się kompromitacją polityki i rosnącym
brakiem zainteresowania zaangażowaniem w życie publiczne (przekładającym się
również na frekwencję wyborczą). Być może dla samych polityków taki marazm
wyborców jest jak najbardziej pożądany — chociaż oczywiście nie jest pożądany
dla społeczeństwa. Dla religii natomiast polaryzacja stanowisk przy zaniku
środka jest jeszcze bardziej zabójcza. Nowy prowincjał dominikanów podjął próbę
dotarcia do tego środka — sądząc z reakcji nieudaną — być może dlatego, że tego
środka już nie ma.
Obserwując sposób prowadzenia dyskusji o wartościach (również
tych, które “reprezentuje” Kościół, którego jestem członkiem) mam
coraz większe wątpliwości, czy kiedykolwiek już da się tej dyskusji przywrócić
jakieś kulturalne ramy a może nawet sokratyczne metody. Na razie próba nowego
prowincjała dominikanów — niestety — pokazała, że nie jest to możliwe.