Społeczeństwo

Co zrobimy z naszym płaczem i żałobą?


Panie, Jezu Chry­ste, miej miło­sier­dzie nad nami i nad całym świa­tem, dodaj nam siły i roz­pal w nas świa­tło swo­jej Epi­fa­nii, aby­śmy nie ule­gli ścież­kom ciem­no­ści, ale podą­ża­li za Tobą, Któ­ry – z nie­zro­zu­mia­łych dla nas powo­dów — stwo­rzy­łeś i umi­ło­wa­łeś czło­wie­ka. A słu­dze swo­je­mu, Paw­ło­wi, Bra­tu nasze­mu, pozwól oglą­dać swój uśmiech i poczuć Two­je obję­cie. Otul wresz­cie i nas, cie­płem nadziei, że nie wszyst­ko stra­co­ne, że Two­je­go świa­tła nic i nikt nie może zga­sić.  



Co zro­bi­my z naszym pła­czem, bez­sil­no­ścią i żało­bą? Co zro­bi­my z para­li­żem i śmier­cio­no­śną obo­jęt­no­ścią wobec zła? Czę­sto baga­te­li­zo­wa­na, instru­men­ta­li­zo­wa­na i prze­bra­na w strój wol­no­ści sło­wa nie­na­wiść sta­ła się 14,5‑centrymentrowym meta­lem, któ­re prze­bi­ło kon­kret­ne ser­ce i brzuch. Zakoń­czy­ło się życie Czło­wie­ka, któ­re­go ostat­nie sło­wa o miło­ści (bo tym wła­śnie były) sta­ły się jego testa­men­tem.

Zamor­do­wa­ny z zim­ną krwią Pre­zy­dent Gdań­ska śp. Paweł Ada­mo­wicz stał się ofia­rą nie­na­wi­ści, któ­ra od jakie­goś cza­su dum­nie wyklu­wa się z cze­lu­ści naj­niż­szych instynk­tów. Padł ofia­rą pogań­stwa, któ­re hoł­du­je ciel­co­wi nie­na­wi­ści, któ­ra w mgnie­niu oka potra­fi odczło­wie­czyć każ­de­go, wycią­gnąć nóż, zra­nić i zabić, a na koniec odpra­wić godo­wy taniec śmier­ci.

Jako spo­łe­czeń­stwo sta­nę­li­śmy nad otchła­nią. Patrzy­my w dół i dzi­wi­my się, że jest tak głę­bo­ka i mrocz­na. To, że na jej dnie – jeśli tako­we w ogó­le ist­nie­je – jest tyl­ko śmierć i wła­sne „ja” jed­nych może para­li­żo­wać, a innych przy­cią­gać. Dzi­wi­my się wiel­ce, choć wła­ści­wie dzi­wić się nie powin­ni­śmy, ponie­waż tak wie­le mogło/powinno wska­zy­wać, że ta wyciecz­ka ku otchła­ni nie obę­dzie się bez kosz­tów, kon­se­kwen­cji i pła­czu połą­czo­ne­go ze sce­nicz­ną eufo­rią zabój­cy. Obo­jęt­ność doma­ga się ofiar(y), roz­trza­ska­nych serc, łez, cier­pie­nia i tego para­li­żu­ją­ce­go poczu­cia bez­sen­sow­no­ści i bez­sil­no­ści.

W wie­lu pol­skich mia­stach – szcze­gól­nie w Gdań­sku – sta­li­śmy, pła­ka­li­śmy i nie mogli­śmy pojąć, że coś takie­go jest w ogó­le moż­li­we. A jed­nak, sta­ło się, choć się modli­li­śmy i pie­lę­gno­wa­li­śmy do koń­ca strzęp­ki nadziei.

Zawsze może­my się pod­dać. W żało­bie może­my się rzu­cić w bez­brzeż­ne obję­cia roz­pa­czy i nikt nie będzie mógł mieć nam tego za złe! Może­my! Wol­no nam! Może­my stać, pła­kać i dzi­wić się, obu­rzać i smu­cić, ale wszyst­ko to, nie przy­wró­ci ani życia, ani tym bar­dziej nadziei.

Nie wystar­czą eku­me­nicz­ne modli­twy, choć są one – Bogu dzię­ki – widzial­nym zna­kiem sprze­ci­wu. Nie wystar­czy ciche stą­pa­nie wokół otchła­ni, omi­ja­nie jej, prze­rzu­ca­nie mostów i kła­dek nad nią. Nie wystar­czą gesty soli­dar­no­ści i zapa­lo­ne świecz­ki. Nie zasy­pie­my otchła­ni morzem pła­czu, stro­na­mi ksiąg kon­do­len­cyj­nych. Nie pomo­że rów­nież nasza wście­kłość i żal.

Jed­nak nasze sła­bo­ści i ułom­no­ści, podat­ność na zra­nie­nia mogą stać się naszą siłą, twór­czą ener­gią, dzię­ki któ­rej będzie­my mogli krok po kro­ku zasy­py­wać śmier­cio­no­śną otchłań ser­decz­no­ścią, współ­od­czu­wa­niem, sza­cun­kiem, zro­zu­mie­niem i czyn­nym sprze­ci­wem wobec wszyst­kie­go i wszyst­kich, któ­rzy czer­pią ener­gię z poni­że­nia, gnie­wu, wro­go­ści i pogar­dy.



Gale­ria
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.