Rozmowy

Abp Kazimierz Nycz — serdeczny człowiek


“Choć lękam się tego, kim jestem dla was, pocie­sza mnie to, kim jestem z wami. Dla was jestem bisku­pem, z wami jestem chrze­ści­ja­ni­nem (…). To pierw­sze mia­no jest zagro­że­niem, dru­gie wyba­wie­niem” (Mowy, 340, 1). Zna­ne i wie­lo­krot­nie cyto­wa­ne sło­wa świę­te­go Augu­sty­na wyda­ją się sta­no­wić jed­ną z naj­bar­dziej syn­te­tycz­nych i traf­nych cha­rak­te­ry­styk epi­sko­pa­tu. Entu­zjazm ostat­nich godzin w pol­skim Koście­le, będą­cy kon­se­kwen­cją nomi­na­cji bisku­pa […]


“Choć lękam się tego, kim jestem dla was, pocie­sza mnie to, kim jestem z wami. Dla was jestem bisku­pem, z wami jestem chrze­ści­ja­ni­nem (…). To pierw­sze mia­no jest zagro­że­niem, dru­gie wyba­wie­niem” (Mowy, 340, 1). Zna­ne i wie­lo­krot­nie cyto­wa­ne sło­wa świę­te­go Augu­sty­na wyda­ją się sta­no­wić jed­ną z naj­bar­dziej syn­te­tycz­nych i traf­nych cha­rak­te­ry­styk epi­sko­pa­tu. Entu­zjazm ostat­nich godzin w pol­skim Koście­le, będą­cy kon­se­kwen­cją nomi­na­cji bisku­pa Kazi­mie­rza Nycza na metro­po­li­tę war­szaw­skie­go, otwie­ra przed nim samym taką wła­śnie podwój­ną per­spek­ty­wę-zada­nie: z jed­nej stro­ny — bycia paste­rzem i auto­ry­te­tem w bar­dzo moc­no doświad­cza­nym Koście­le w Pol­sce, a z dru­giej — pokor­ne­go bycia bra­tem wobec każ­de­go, z kim będzie kro­czył po wspól­nych ścież­kach wia­ry.

Nie jest łatwo napi­sać cokol­wiek o wła­snym prze­ło­żo­nym, na któ­re­go przez trzy ostat­nie lata spo­glą­da­łem jako kapłan die­ce­zji kosza­liń­sko-koło­brze­skiej. Ponad­to, być może pol­ska świa­do­mość i prak­ty­ka kościel­na nie przy­zwy­cza­iły nas jesz­cze do sytu­acji, w któ­rej podej­mu­je się pró­by ana­li­zy czy pod­su­mo­wa­nia paste­rzo­wa­nia wła­sne­go bisku­pa. W pol­skich kon­tek­stach mamy już dość naiw­nej hiper­po­praw­no­ści ekle­zjal­nej. Podob­nie z suchą fak­to­gra­fią, oscy­lu­ją­cą wokół pustych danych czy wspo­mnień minio­nych zasług. Przyj­mij­cie zatem te kil­ka słów jako for­mę świa­dec­twa i reflek­sji.

Zda­rza się, że nic tak nie prze­ko­nu­je do przy­ję­cia Ewan­ge­lii jak świa­dec­two głę­bo­kie­go huma­ni­zmu, a może – mniej pate­tycz­nie – doj­rza­łe­go i ser­decz­ne­go czło­wie­czeń­stwa. Z tej stro­ny zna­my bisku­pa Nycza. Co wię­cej, wyda­je się, że to wła­śnie ta stro­na jego oso­bo­wo­ści zade­cy­do­wa­ła, że na dzi­siej­szych forach inter­ne­to­wych, pośród licz­nych komen­ta­rzy, poja­wia­ła się cała masa gra­tu­la­cji i bar­dzo życz­li­wych słów.

Ktoś z Pod­ha­la zapa­mię­tał go z ser­decz­nej roz­mo­wy. Ktoś znad Bał­ty­ku przy­po­mi­nał o peł­nych otwar­to­ści spo­tka­niach z samo­rzą­dow­ca­mi czy nauczy­cie­la­mi albo o wizy­tach w szpi­ta­lach. Dostrze­że­nie tego ludz­kie­go wymia­ru posłu­gi bisku­piej wyda­je się bar­dzo potrzeb­ne w naszych pol­skich realiach pasto­ral­nych. Trud­no chy­ba zaprze­czyć tezie, że w świa­do­mo­ści wie­lu kato­li­ków w naszym kra­ju biskup funk­cjo­nu­je raczej jako „rze­czy­wi­stość” bar­dzo dale­ka. Więk­szość sko­ja­rzeń pro­wa­dzi wciąż jesz­cze ku obra­zom dostoj­nych wizy­ta­cji czy listów pisa­nych uczo­nym sty­lem. Tym­cza­sem trze­ba nam cią­gle powra­cać do słów Paw­ła VI, wie­lo­krot­nie przy­po­mi­na­ją­ce­go o tym, że świat dzi­siej­szy woła nade wszyst­ko o świad­ków.

To wła­śnie w świa­dec­twie urze­ka­ją­ce­go czło­wie­czeń­stwa wyda­je się leżeć klucz do mądre­go otwar­cia się zwłasz­cza na ludzi odda­lo­nych od Kościo­ła, nie­wie­rzą­cych czy życio­wo zagu­bio­nych. Jasne, że w warun­kach metro­po­lii war­szaw­skiej, będą­cej ogrom­nym sku­pi­skiem ludzi, trud­no dotrzeć do wszyst­kich i spo­tkać się z każ­dym z osob­na. Każ­de jed­nak poje­dyn­cze świa­dec­two ludz­kiej życz­li­wo­ści ze stro­ny bisku­pa będzie przy­no­si­ło pomno­żo­ne owo­ce. Nie tyl­ko nasze kosza­liń­skie doświad­cze­nia prze­ko­nu­ją, że biskup Kazi­mierz jest bar­dzo dobrym kan­dy­da­tem do spraw­dze­nia się na tej płasz­czyź­nie. „Słu­cha bar­dzo wie­lu róż­nych ludzi, argu­men­tów, potra­fi doko­nać syn­te­zy i wycią­gnąć wnio­sek” – mówił w jed­nym z dzi­siej­szych wywia­dów ks. prof. Piotr Toma­sik z UKSW.

Biskup Kazi­mierz, w kil­ka mie­się­cy po przyj­ściu do naszej die­ce­zji, udzie­lał bierz­mo­wa­nia w jed­nej z para­fii. Po zakoń­cze­niu litur­gii i wyj­ściu wier­nych z kościo­ła gdzieś „zagi­nął”, wpra­wia­jąc w zakło­po­ta­nie miej­sco­we­go pro­bosz­cza. Modlił się w samot­no­ści. To kolej­ny obraz, jakie­go nam wszyst­kim potrze­ba. Jan Paweł II pisał przed kil­ko­ma laty: „Zain­te­re­so­wa­nie dru­gim czło­wie­kiem zaczy­na się od modli­twy bisku­pa, od jego roz­mo­wy z Chry­stu­sem, któ­ry mu powie­rza swo­ich” (Wstań­cie, chodź­my, s. 58). Dyna­mi­ka życia dusz­pa­ster­skie­go bisku­pa wią­że się z masą codzien­nych obo­wiąz­ków. Modli­twa jest ich fun­da­men­tem. Jesz­cze pięk­niej, jeśli bisku­pia modli­twa sta­je się pro­stym i szcze­rym świa­dec­twem chrze­ści­jań­skim.

„Z całą otwar­to­ścią to pod­kre­ślam: nicze­go bar­dziej nie potrze­bu­je­my w Koście­le w Pol­sce jak wła­ści­wej ekle­zjo­lo­gii — prak­tycz­nej, a nie tyl­ko teo­re­tycz­nej i mało odpo­wia­da­ją­cej rze­czy­wi­ste­mu sta­no­wi Kościo­ła w Pol­sce. To zna­czy, potrze­bu­je­my rozu­mie­nia tego, czym jest Kościół i po co się Kościół gro­ma­dzi. (…) Nie chcę powie­dzieć, że tego nie ma w ogó­le, ale poja­wia­ją­ce się pro­ble­my, uka­zu­ją, że tego nie ma wystar­cza­ją­co, że prze­wa­ża­ją inne ele­men­ty, inne inte­re­sy.” – mówił w jed­nym z nie­daw­nych prze­mó­wień biskup sie­dlec­ki Zbi­gniew Kier­ni­kow­ski. Moim zda­niem, to jeden z naj­lep­szych postu­la­tów dla Kościo­ła w Pol­sce. Nomi­na­cja arcy­bi­sku­pa Nycza może być zapo­wie­dzią otwar­cia pro­ce­su reali­za­cji tego zada­nia.

Trzy lata jego posłu­gi w Kosza­li­nie to zbyt krót­ki okres na dale­ko posu­nię­te w tym wzglę­dzie zmia­ny. Mało tego, wła­śnie w naj­bliż­szym cza­sie die­ce­zja ocze­ki­wa­ła wie­lu kon­kret­nych zmian, pla­no­wa­nych przez dotych­cza­so­we­go bisku­pa. Wie­le razy uczy­li­śmy się jed­nak z dotych­cza­so­wym ordy­na­riu­szem nowej ekle­zjo­lo­gicz­nej świa­do­mo­ści. W wymia­rze inte­lek­tu­al­nym tej odno­wy cho­dzi­ło­by o wcie­le­nie w życie ekle­zjo­lo­gii „com­mu­nio”, chy­ba jed­nak dość sła­bo obec­nej w naszym codzien­nym myśle­niu. Prak­tycz­nie prze­kła­da się ona na dia­log z laika­tem i pobu­dze­nie go do sze­ro­kiej aktyw­no­ści. Z dru­giej stro­ny, wpły­wa ona na rela­cje bisku­pa z pre­zbi­te­rium, co wię­cej – z każ­dym kapła­nem, poj­mo­wa­nym odtąd nie jako bior­ca i wyko­naw­ca dekre­tów, ale jako brat w wie­rze i kapłań­stwie oraz part­ner dia­lo­gu.

Wie­lu kosza­liń­sko-koło­brze­skich kapła­nów będzie zawsze wdzięcz­nych bisku­po­wi Kazi­mie­rzo­wi za ojcow­skie ser­ce, któ­re im oka­zy­wał, nawet jeśli podej­mo­wa­ne przez nie­go decy­zje były cza­sem wbrew opi­nii więk­szo­ści. Ducho­wień­stwo w pry­wat­nych roz­mo­wach nie bywa sko­re do łatwe­go kom­ple­men­to­wa­nia swo­ich bisku­pów. O bisku­pie Kazi­mie­rzu mówi­ło się u nas bar­dzo dobrze, co nie zna­czy, że bez­kry­tycz­nie.

„Biskup­stwo ma w sobie coś z krzy­ża, dla­te­go Kościół wie­sza bisku­po­wi krzyż na ramio­nach. Na krzy­żu trze­ba umrzeć sobie, bez tego nie ma peł­ni kapłań­stwa. Brać na sie­bie krzyż nie jest łatwo, choć­by był zło­ty i wysa­dza­ny kamie­nia­mi” – mówił w przeded­niu swo­jej kon­se­kra­cji bisku­piej (11.05.1946) słu­ga Boży Ste­fan kar­dy­nał Wyszyń­ski. Nowa nomi­na­cja dla bisku­pa Nycza od począt­ku ozna­cza przy­ję­cie krzy­ża, choć­by ze wzglę­du na nie­daw­ne bole­sne doświad­cze­nie zwią­za­ne z nie­do­szłym ingre­sem arcy­bi­sku­pa Wiel­gu­sa. Jak biskup Nycz podej­mie ten krzyż? Wyda­je się pew­ne, że War­sza­wa otrzy­mu­je kapła­na praw­dzi­wie z ludu i dla ludu. Może być zawie­dzio­ny ten, kto ocze­ki­wał wiel­kie­go pro­fe­so­ra — inte­lek­tu­ali­sty, do tocze­nia pole­micz­nych dys­ku­sji ze współ­cze­sno­ścią, na mia­rę wiel­kich teo­lo­gów czy filo­zo­fów.

Biskup Nycz nie jest taką oso­bą. Może mieć żale ktoś, komu tęsk­no do Kościo­ła epo­ki try­um­fa­li­zmu. Albo jesz­cze inny, ocze­ku­ją­cy kogoś, kto — wzo­rem nie­któ­rych dzien­ni­ka­rzy — potra­fił­by w bla­sku fle­szy i kamer mieć goto­we oce­ny sytu­acji Kościo­ła, czy wygła­szał­by natych­miast elo­kwent­ne for­mu­ły „za” lub „prze­ciw”. Doświad­cze­nie Kościo­ła kosza­liń­sko-koło­brze­skie­go każe jed­nak ufać, że Pan dał War­sza­wie dobre­go paste­rza. Oby star­czy­ło mu sił. Naj­pierw do zmie­rze­nia się z tam­tej­szą, wyma­ga­ją­cą rze­czy­wi­sto­ścią die­ce­zjal­ną, a potem do służ­by całe­mu pol­skie­mu Kościo­ło­wi.

„Jest mło­dy, ale ma duże doświad­cze­nie jako sufra­gan, więc powi­nien sobie dać radę w War­sza­wie, jed­nak nie zazdrosz­czę mu tej nomi­na­cji, bo to trud­na die­ce­zja. Jak sobie z nią pora­dzi będzie moż­na oce­nić z
a rok, dwa” — mówił w jed­nym z dzi­siej­szych wywia­dów biskup senior Igna­cy Jeż z Kosza­li­na. Przy­wo­ła­ny zaś na począt­ku świę­ty Augu­styn mawiał do swo­ich wier­nych: „Być może wie­lu zwy­kłych chrze­ści­jan zdą­ża do Boga dro­gą łatwiej­szą od naszej, idąc tym szyb­ciej, im mniej­szy cię­żar odpo­wie­dzial­no­ści spo­czy­wa na ich bar­kach. My nato­miast będzie­my musie­li zdać spra­wę Bogu przede wszyst­kim z nasze­go życia jako chrze­ści­ja­nie, a następ­nie w spo­sób szcze­gól­ny z wypeł­nie­nia naszej posłu­gi jako paste­rze” (Homi­lie, 46, 1–2). Modli­twą ota­cza­my arcy­bi­sku­pa Nycza, aby dla war­sza­wia­ków, ale i dla całe­go pol­skie­go Kościo­ła był dobrym paste­rzem. Wie­lu bło­go­sła­wio­nych owo­ców tej nowej posłu­gi!

:: Ekumenizm.pl: Bp Kazi­mierz Nycz — metro­po­li­ta war­szaw­ski z ludu i dla ludu

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.