Nuncjusz, który nie niepokoił Watykanu
- 15 marca, 2007
- przeczytasz w 4 minuty

Niebawem abp Józef Kowalczyk, po kilkunastu latach pracy jako nuncjusz apostolski, może w atmosferze skandalu przestać pełnić swoją funkcję. Czy dlatego, że — jak się mówi — spoczywa na nim odpowiedzialność za sprawę abp. Stanisława Wielgusa i za skandale obyczajowe w polskim Kościele? — pyta Tomasz Terlikowski w dzisiejszym wydaniu “Rzeczpospolitej”.
Niebawem abp Józef Kowalczyk, po kilkunastu latach pracy jako nuncjusz apostolski, może w atmosferze skandalu przestać pełnić swoją funkcję. Czy dlatego, że — jak się mówi — spoczywa na nim odpowiedzialność za sprawę abp. Stanisława Wielgusa i za skandale obyczajowe w polskim Kościele? — pyta Tomasz Terlikowski w dzisiejszym wydaniu “Rzeczpospolitej”.
Abp Józef Kowalczyk to nuncjusz specyficzny. Trudno porównać go z jakimkolwiek innym przedstawicielem dyplomacji watykańskiej, już choćby dlatego, że jako jeden z dwóch nuncjuszów na świecie sprawował posługę w kraju, z którego pochodzi (drugim wyjątkiem są Włochy). Zadziwiające jest także to, że choć 69-letni abp Kowalczyk już kilkakrotnie oskarżany był o zatajanie (a przynajmniej — łagodniej rzecz ujmując — specyficzne filtrowanie) informacji przed Ojcem Świętym, nadal — nieprzerwanie od 17 lat (to absolutny rekord) — pełnił swoją funkcję w Warszawie. Ale to właśnie Nuncjatura Apostolska w Polsce najczęściej oskarżana jest przez watykanistów o zaniedbania, które wystawić mogły autorytet papieski na szwank.
Uwierzył czy ukrywał?
To bowiem właśnie od abp. Kowalczyka powinny popłynąć do Watykanu informacje o przeszłości abp. Stanisława Wielgusa (oskarżenia o współpracę z SB), a — jak wiadomo — nie popłynęły. Czy oznacza to świadome zatajenie informacji? Niekoniecznie. Przyjaciele arcybiskupa sugerują, że wykazał się on raczej przesadnym zaufaniem do nowego kandydata. Gdy ten przysiągł, że wszystkie oskarżenia są nieprawdziwe, po prostu mu uwierzył i nie sprawdzał informacji. — To był błąd, a nie świadoma decyzja o zatajaniu — mówił “Rzeczpospolitej” ksiądz dobrze znający arcybiskupa. Sam nuncjusz w wywiadach zarzekał się, że wszystkie oficjalne informacje w sprawie abp. Wielgusa przekazywał do Watykanu, a teksty ukazujące się w gazetach nazwał plotkami, na których — rzecz jasna — nie chciał się opierać.
Takie same opinie słychać było także, gdy o podobne nadużycie oskarżono arcybiskupa Kowalczyka przy okazji sprawy abp. Juliusza Paetza (zarzut molestowania kleryków). Wtedy również kanały przepływu informacji między Polską a Stolicą Apostolską miały zostać zablokowane, a dokumenty przekazywane nuncjuszowi dziwnym trafem miały docierać nie do Watykanu, a do metropolity poznańskiego. Wszystko to skłania do krytycznego oceniania roli arcybiskupa w tej sprawie, ale nikt nie wie, czy chodziło o krycie, czy o rzeczywiste zaufanie, jakim obdarzał przyjaciela jeszcze z rzymskich lat.
Dyplomata żartowniś
Takiej interpretacji sprzyja zresztą wizerunek, jakim cieszy się arcybiskup. Wielu ludzi akcentuje przede wszystkim jego poczucie humoru, elokwencję oraz zamiłowanie do konwersacji. Niewielu jest purpuratów, którzy — gdy zirytuje ich tekst dziennikarski — dzwonią do autora i najpierw ostro go krytykują, a na zakończenie zapraszają na kawę do nuncjatury. A arcybiskupowi takie sytuacje się zdarzają. Nietypowe dla wizerunku watykańskiego dyplomaty są także żarty i niekiedy bulwersujące zachowania. — Należy do duchownych, którzy potrafią niespodziewanie podejść do kogoś i nie tylko poklepać go po plecach, ale i wytarmosić za policzki — opowiada oburzony takim zachowaniem młody polski urzędnik państwowy.
Taki sposób bycia, ale także niechęć do udzielania wywiadów, powodują, że arcybiskup często jest przedstawiany jako nietypowy watykański dyplomata. Jego droga zawodowa jest jednak niemal identyczna jak zdecydowanej większości wyższych kościelnych urzędników. Po seminarium i studiach na KUL w 1965 roku wyjechał do Rzymu, gdzie na Gregorianum uzyskał doktorat, a później dyplom adwokata rotalnego. Odbył również studia z zakresu archiwistyki i uzyskał dyplom archiwisty w Tajnym Archiwum Watykańskim. Po Soborze Watykańskim II rozpoczął pracę w watykańskiej Kongregacji Dyscypliny Sakramentów, a później w sekretariacie stanu, gdzie organizował sekcję polską. W 1989 roku został pierwszym po II wojnie światowej nuncjuszem apostolskim w Polsce i równocześnie arcybiskupem tytularnym Heraklei.
Nagonka na Kościół
Choć to właśnie nuncjusza (szczególnie od ujawnienia sprawy abp. Paetza) wielu świeckich i duchownych katolików w Polsce obarczało odpowiedzialnością za ukrywanie przed Stolicą Apostolską problemów Kościoła, do Watykanu informacje o tym raczej nie dotarły. Panowało tam dość powszechne przekonanie (podtrzymywane przez część włoskiej prasy), iż sprawy arcybiskupów Paetza i Wielgusa były tylko elementem szerszego planu, którego celem wcale nie jest oczyszczenie Kościoła, a osłabienie jego autorytetu. — Tu wcale nie mówi się o arcybiskupie nuncjuszu, a o nagonce na Kościół — twierdziła w rozmowie z “Rzeczpospolitą” osoba dobrze zorientowana w sytuacji watykańskiej. A rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej o. Federico Lombardi pisał nie tak dawno w jednym z komunikatów: “obecna fala ataków na Kościół katolicki w Polsce w wielu aspektach wydaje się być bardziej niż szczerym poszukiwaniem przejrzystości i prawdy, dziwnym przymierzem między ówczesnymi oprawcami i innymi przeciwnikami Kościoła”.
Jeśli więc informacja o odwołaniu abp. Kowalczyka z Polski potwierdzi się, będzie to dowód, że Benedykt XVI w końcu zaczął w inny sposób postrzegać sytuację w polskim Kościele.
Tomasz P. Terlikowski
Tekst ukazał się w dzisiejszym wydaniu “Rzeczpospolitej”