Rozmowy

O ekumenizmie, soborze i niesuboordynacji — czyli rozmowa Gazety Wyborczej z ks. prof. M. Czajkowskim


Dariusz Zabo­rek, Gaze­ta Wybor­cza: Ksiądz miesz­ka­ją­cy w blo­ku to rzad­kość — Nie­któ­rych to dzi­wi — odpo­wia­da Ks. Czaj­kow­ski — I co im Ksiądz mówi? Że to moja ple­ba­nia, któ­ra liczy 16 pię­ter, a ja miesz­kam na dzie­wią­tym. Gaze­ta — Przyj­mu­je Ksiądz księ­dza po kolę­dzie? — Nie co roku, bo czę­sto wyjeż­dżam lub mam zaję­cia, a nie mam żony ani dzie­ci, żeby księ­dza przy­ję­ły. Pro­boszcz już żar­to­bli­wie gro­ził, że mi nie zro­bi kościel­ne­go pogrze­bu (śmiech). (…) Kil­ka lat temu pry­mas Glemp powie­dział, […]


Dariusz Zabo­rek, Gaze­ta Wybor­cza: Ksiądz miesz­ka­ją­cy w blo­ku to rzad­kość — Nie­któ­rych to dzi­wi — odpo­wia­da Ks. Czaj­kow­ski — I co im Ksiądz mówi? Że to moja ple­ba­nia, któ­ra liczy 16 pię­ter, a ja miesz­kam na dzie­wią­tym.

Gaze­ta — Przyj­mu­je Ksiądz księ­dza po kolę­dzie? — Nie co roku, bo czę­sto wyjeż­dżam lub mam zaję­cia, a nie mam żony ani dzie­ci, żeby księ­dza przy­ję­ły. Pro­boszcz już żar­to­bli­wie gro­ził, że mi nie zro­bi kościel­ne­go pogrze­bu (śmiech).

(…)

Kil­ka lat temu pry­mas Glemp powie­dział, że robi Ksiądz złą robo­tę.

Jeśli złą robo­tą jest przej­mo­wa­nie się orę­dziem słów i gestów papie­skich, na przy­kład dla pojed­na­nia z Żyda­mi, to nadal tę złą robo­tę będę robił.

(…)

Powie­dział Ksiądz kie­dyś: “Moja rodzi­na była przed­so­bo­ro­wa”.

Cała poboż­ność była przed­so­bo­ro­wa, taka tra­dy­cyj­na, gdzie na pew­no Pana Boga się spo­ty­ka­ło, ale na przy­kład nie było żad­ne­go kon­tak­tu z Biblią. W domu nie było Pisma Świę­te­go. Pierw­szy egzem­plarz ofia­ro­wa­łem rodzi­com po powro­cie ze stu­diów. I też nie sądzę, żeby w domu to czy­ta­no. Msza świę­ta wia­do­mo, jaka była, tyłem do ludu, w obcym języ­ku. Ale rodzi­ce uczy­li nas modli­twy i miło­ści bliź­nie­go. Pamię­tam, jak Niem­cy wyjeż­dża­li ze Świ­dwi­na, to ojciec kazał mi san­ka­mi odwo­zić ich rze­czy na dwo­rzec. Nara­ża­jąc się, pomógł pew­nej Niem­ce z Sierp­ca wyje­chać do Nie­miec. Inne­go Niem­ca wydo­był z obo­zu. Ale był dziec­kiem swo­ich cza­sów, wier­nym synem tam­te­go Kościo­ła, a więc tak­że z uprze­dze­nia­mi anty­ży­dow­ski­mi.

To zna­czy?

Nie ude­rzał bez­po­śred­nio w Żydów, ale Żydem był każ­dy, kogo się na szczy­tach wła­dzy nie sza­no­wa­ło, nie lubi­ło. Bie­rut to był Żyd, Gomuł­ka to był Żyd i Jaru­zel­ski też. Ale to nie było nie­na­wist­ne, nachal­ne, narzu­ca­ją­ce się. Naj­lep­szy dowód, że nikt z nas, dzie­ci, nie prze­jął tych uprze­dzeń. A dzi­siaj, po Zagła­dzie, po sobo­rze, po Jedwab­nem, cią­gle sły­szę te same ste­reo­ty­py anty­ży­dow­skie; prze­pra­szam, ale tak­że wśród księ­ży, wró­ci­łem wła­śnie z reko­lek­cji, gdzie było spo­ro spo­wied­ni­ków.

(…)

Celi­bat nie zosta­nie znie­sio­ny?

Sądzę, że nigdy nie zosta­nie znie­sio­ny, ale że w przy­szło­ści będzie moż­li­wość wybo­ru: pre­zbi­te­rat bez­żen­ny i pre­zbi­te­rat ludzi żona­tych. Celi­bat to nie jest prze­cież dogmat. Dzi­siaj jest chy­ba trud­niej zacho­wać celi­bat, mło­dzi księ­ża żyją w innym świe­cie. Celi­bat może być łaską, ale może też znisz­czyć czło­wie­ka, zwłasz­cza gdy brak w nim owej Chry­stu­so­wej pro­eg­zy­sten­cji — odda­nia się innym.

Co Ksiądz na takie powie­dze­nie: “Nie­waż­na płeć, waż­ne uczu­cie”.

Co się kry­je w tym powie­dze­niu, któ­re­go nie sły­sza­łem? Cho­dzi o gejow­skie spra­wy?

Tak, cho­dzi o ludzi tej samej płci i ich miłość.

Mam peł­ny sza­cu­nek dla wszel­kich uczuć, póki to nie są uczu­cia nie­na­wi­ści. I dla każ­de­go czło­wie­ka, tak­że błą­dzą­ce­go, zwłasz­cza jeśli tego rodza­ju inkli­na­cje są prze­cież przez nie­go nie­za­wi­nio­ne. I tego uczy mnie nie tyl­ko Ewan­ge­lia, ale tak­że Kate­chizm Kościo­ła Kato­lic­kie­go, co nie­raz innym przy­po­mi­nam. Dla­te­go też spo­ty­kam się z tymi ludź­mi na płasz­czyź­nie reli­gij­nej i sakra­men­tal­nej.

(…)

Z Rzy­mu pisał Ksiądz repor­ta­że.

Napi­sa­łem m.in. o pogrze­bie papie­ża Jana XXIII. Turo­wicz powie­dział mi potem, że widział z okna redak­cji, jak ludzie kupo­wa­li “Tygo­dnik Powszech­ny”, czy­ta­li i pła­ka­li, cho­dzi­ło prze­cież o papie­ża tak bar­dzo kocha­ne­go. Tytuł tego repor­ta­żu brzmiał “Był dobry, kochał nas”.

(…)

Wszyst­ko szło gład­ko?

Ksiądz pry­mas Wyszyń­ski z począt­ku chwa­lił moje repor­ta­że, ale potem wezwał mnie — miesz­kał w naszym Insty­tu­cie Pol­skim — i mówi: “Jak ksiądz może pisać, że na sobo­rze są spo­ry?”. Bo pisa­łem o spo­rach, na wokan­dę weszła wła­śnie póź­niej­sza kon­sty­tu­cja o Obja­wie­niu, Bogu dzię­ki odrzu­co­no sche­mat przy­go­to­wa­ny przez Kurię Rzym­ską, i ja to wszyst­ko opi­sa­łem. Pry­mas: “Tak nie moż­na, Pola­cy nie są przy­go­to­wa­ni”.

A sche­mat cze­go doty­czył?

Nosił nazwę “O dwóch źró­dłach Obja­wie­nia”. I natych­miast na ten sche­mat rzu­ci­ły się lwy — sze­ściu wiel­kich kar­dy­na­łów, wśród któ­rych kil­ku było bibli­sta­mi. Ze sche­ma­tu — jak napi­sa­łem — zosta­ły strzę­py. Natych­miast poszło kil­ku wło­skich kar­dy­na­łów do papie­ża ze skar­gą, że tyle się napra­co­wa­li nad sche­ma­tem robo­czym i wszyst­ko na nic, a papież: “Nie po to wyda­no tyle pie­nię­dzy na bile­ty dla bisku­pów z całe­go świa­ta, żeby po pro­stu prze­gło­so­wa­li to, co wyście przy­go­to­wa­li. Pozwól­cie dzia­łać Ducho­wi Świę­te­mu”. I potem powsta­ła ta waż­na kon­sty­tu­cja sobo­ro­wa “O Bożym Obja­wie­niu”. Już nie “O dwóch źró­dłach Obja­wie­nia”.

Dla­cze­go nie prze­szła kon­sty­tu­cja “O dwóch źró­dłach…”?

Bo nie ma dwóch źró­deł Obja­wie­nia: Pisma Świę­te­go i tra­dy­cji, czy­li rów­no­rzęd­nym z Biblią źró­dłem wia­ry nie mogą być na przy­kład ency­kli­ki papie­skie czy doku­men­ty róż­nych sobo­rów. Ist­nie­je tyl­ko jed­no źró­dło Obja­wie­nia — jest nim Pismo Świę­te.

Ja w swo­jej naiw­no­ści albo bez­czel­no­ści mówię: “Księ­że Pry­ma­sie, myślę, że pol­scy kato­li­cy są zado­wo­le­ni, że na sobo­rze nie jest tak jak w PRL-owskim Sej­mie, gdzie wszyst­ko jest z góry ukar­to­wa­ne i jed­no­gło­śnie prze­cho­dzi”. Pry­mas się uśmiech­nął: “No, ksiądz Czaj­kow­ski dobrze wie, co myślą pol­scy kato­li­cy, ale ksiądz Wyszyń­ski też się trosz­kę orien­tu­je”. Ale to jesz­cze nie był zakaz dru­ko­wa­nia, dopie­ro po mojej kolej­nej “wpad­ce”.

Wpad­ce?

Bo kar­dy­nał Wyszyń­ski uznał, że psu­ję opi­nię przy­szłe­mu papie­żo­wi. Po śmier­ci Jana XXIII naj­po­waż­niej­szym kan­dy­da­tem na następ­cę był arcy­bi­skup Mon­ti­ni z Medio­la­nu, któ­re­go papież nazwał kie­dyś z lek­ką zło­śli­wo­ścią “kar­dy­na­łem ham­le­tycz­nym”. Zacy­to­wa­łem to w arty­ku­le, w któ­rym pisa­łem o szan­sach róż­nych kan­dy­da­tów, więc kar­dy­nał Wyszyń­ski mnie wezwał i mówi: “Mon­ti­ni będzie papie­żem i ksiądz przy­szłe­mu papie­żo­wi psu­je opi­nię w Pol­sce”. “Ależ to sło­wa Jana XXIII!” — bro­ni­łem się. Jed­nak Pry­mas pro­sił, żebym dał sobie spo­kój z pisa­niem. Uzna­łem to za łaskę Bożą, bo obra­żo­ny wyje­cha­łem na dwa lata do Zie­mi Świę­tej.

(…)

A co w Jero­zo­li­mie?

W moim życiu tak się dzie­je, że w bło­go­sła­wień­stwo obra­ca­ją się sytu­acje, któ­re mia­ły być karą. Nie muszę panu tłu­ma­czyć, czym jest Zie­mia Świę­ta dla księ­dza, dla bibli­sty, któ­ry doty­kał przez lata tek­stu biblij­ne­go, a teraz może dotknąć zie­mi, na któ­rej doko­na­ły się wyda­rze­nia zna­ne mu z tek­stu. (…) Wte­dy odkry­łem eku­me­nizm.

Jak?

Nie tyl­ko dzię­ki mie­szan­ce wyzna­nio­wej Jero­zo­li­my, tak­że dzię­ki pasto­rom, z któ­ry­mi stu­dio­wa­łem: jeden z Fran­cji, dru­gi, Albert de Pury, ze Szwaj­ca­rii, stał się moim wiel­kim przy­ja­cie­lem. Pamię­tam nasze wie­czor­ne roz­mo­wy na pusty­ni pod­czas wypraw arche­olo­gicz­nych, Eucha­ry­stię, któ­rą pod koniec dnia spra­wo­wa­li­śmy wśród pia­sków pustyn­nych. To był dla mnie uni­wer­sy­tet, cza­sem bole­sny. W Bazy­li­ce Gro­bu Boże­go trze­ba się było zapi­sy­wać na mszę świę­tą bodaj na pią­tą rano, w Kapli­cy Zmar­twych­wsta­nia mie­ści­ły się dwie oso­by. Kie­dyś Albert zapro­po­no­wał, że posłu­ży mi w tej kapli­cy jako mini­strant. Kie­dy nad­szedł moment komu­nii św., on pod­szedł, żebym mu jej udzie­lił, ja się zawa­ha­łem i nie udzie­li­łem. Potem przy śnia­da­niu opo­wia­dam o tym kole­gom, a oni: “Powi­nie­neś udzie­lić”. I dzi­siaj o tym wiem. I paro­krot­nie udzie­la­łem komu­nii św., nie tyl­ko duchow­nym ewan­ge­lic­kim, świa­dom, że pro­szą­cy o nią mają wia­rę eucha­ry­stycz­ną
jak ja. To wszyst­ko mnie for­mo­wa­ło.

Zabro­nio­ne było udzie­le­nie mu komu­nii?

Tak.

Ale sko­ro sam chciał?

Zwłasz­cza że go nie zapra­sza­łem, ale sam przy­stą­pił, powi­nie­nem mu udzie­lić.

(…)

Jak było w Pol­sce przed Sobo­rem Waty­kań­skim II?

W litur­gii język łaciń­ski. Msza tyłem do ludu. Kaza­nia, nie homi­lie. Pie­śni nie­zwią­za­ne z Eucha­ry­stią. Sła­by udział wier­nych. Bier­ność. Oczy­wi­ście wie­lu wier­nych prze­ży­wa­ło pod­czas mszy św. spo­tka­nie z Panem Bogiem, tyle że to była raczej oso­bi­sta modli­twa, pry­wat­na. To nie było świę­to­wa­nie miste­rium Chry­stu­sa i Kościo­ła. Nie chcę oczy­wi­ście tego cza­su prze­kre­ślać, bo ludzie uświę­ca­li się i docho­dzi­li do Pana Boga. Nato­miast była jakaś mar­two­ta w naszych para­fiach. Kościół był insty­tu­cją świad­czą­cą usłu­gi reli­gij­ne dla lud­no­ści kato­lic­kiej.

I nie moż­na się było zbun­to­wać?

Coś się nie­raz we mnie bun­to­wa­ło, zwłasz­cza gdy cho­dzi­ło o prze­ży­wa­nie Eucha­ry­stii. Po semi­na­rium jako wika­ry dosta­łem w moim koście­le “dzie­siąt­kę”, czy­li mszę o dzie­sią­tej rano dla tzw. inte­li­gen­cji. Za zgo­dą moje­go wyro­zu­mia­łe­go pro­bosz­cza wydru­ko­wa­łem w dru­kar­ni par­tyj­nej we Wro­cła­wiu — gdzie mi też nie­le­gal­nie obraz­ki pry­mi­cyj­ne wydru­ko­wa­no — “Pater noster”, czy­li “Ojcze nasz” po łaci­nie, w set­kach egzem­pla­rzy na małych kar­tecz­kach. I na mojej mszy świę­tej w Ole­śni­cy wszy­scy wier­ni odma­wia­li, wpraw­dzie po łaci­nie, ale gło­śno, Modli­twę Pań­ską.

Jak to?

Była to nie­mal­że rewo­lu­cja. Dzi­siaj nas to śmie­szy, ale wte­dy ksiądz odma­wiał po łaci­nie “Ojcze nasz” sam i cicho, a mini­stran­ci koń­czy­li ostat­nim wezwa­niem “Ale nas zbaw ode złe­go”, też po łaci­nie. Już wte­dy źle się czu­łem w tym gor­se­cie, cho­ciaż byłem napraw­dę szczę­śli­wym księ­dzem, i wspo­mi­nam tam­ten rok z wiel­ką wdzięcz­no­ścią dla Pana Boga i ludzi. Po sobo­rze Sło­wo Boże sta­ło się bar­dziej dostęp­ne, wie­lu ludzi kupo­wa­ło Pismo Świę­te, a było bar­dzo trud­no je zdo­być. Nie­źle w pol­skim kra­jo­bra­zie zado­mo­wił się eku­me­nizm. Ale zmia­na sto­sun­ku do Żydów była bar­dzo póź­na i nie­peł­na. Wie­le się w Pol­sce zmie­ni­ło, zre­ali­zo­wa­no posta­no­wie­nia sobo­ro­we, ale nie do koń­ca i nie­kon­se­kwent­nie.

Cze­go wciąż w Pol­sce nie wpro­wa­dzo­no albo nie w peł­ni zre­ali­zo­wa­no?

Na przy­kład kon­sty­tu­cji o Koście­le. Cią­gle brak świa­do­mo­ści, że wszy­scy jeste­śmy Kościo­łem. Coś jesz­cze zosta­ło z trak­to­wa­nia świec­kich jako klien­tów, a przez świec­kich trak­to­wa­nia księ­ży jako tych, któ­rzy dla nich i za nich wszyst­ko u Pana Boga zała­twia­ją. Przy­po­mi­na­ją mi się sło­wa św. Paw­ła z 2 Listu do Koryn­tian, któ­re powin­ny sta­no­wić rachu­nek sumie­nia dla nas, księ­ży: “Nie jeste­śmy pana­mi waszej wia­ry, ale słu­ga­mi waszej nadziei”.

W ponie­dział­ko­wym dodat­ku Gaze­ty Wybor­czej (Duży For­mat) zamiesz­czo­no obszer­ny wywiad z ks. prof. Micha­łem Czaj­kow­skim, zaprasz­my do zapo­zna­nia się z całym tek­stem roz­mo­wy: “Bogu do ręka­wa nie zaglą­dam”

Z ks. prof. M. Czaj­kow­skim roz­ma­wiał Dariusz Zabo­rek.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.