O kulturze — w odpowiedzi Rollandowi Tetlerowi
- 19 sierpnia, 2004
- przeczytasz w 5 minut
Poszukiwanie jest nieodłączną funkcją ludzkiej egzystencji; poszukiwanie to nie tylko wyraz egzystencjalnej troski, lecz także niezwykle absorbujące „hobby” każdego człowieka, który poszukując uznaje jednocześnie swoje granice. Poszukiwanie jest zadaniem „silnych” oraz „słabych i pogardzanych”, przy czym dokładne określenie tego, co jest słabe i silne, nie może być absolutnym założeniem poszukiwań, gdyż grozić to może minimalizowaniem tego, co może zostać odkryte (prawda) oraz intelektualną autocenzurą wpatrzoną w zinstytucjonalizowany autorytet, […]
Poszukiwanie jest nieodłączną funkcją ludzkiej egzystencji; poszukiwanie to nie tylko wyraz egzystencjalnej troski, lecz także niezwykle absorbujące „hobby” każdego człowieka, który poszukując uznaje jednocześnie swoje granice. Poszukiwanie jest zadaniem „silnych” oraz „słabych i pogardzanych”, przy czym dokładne określenie tego, co jest słabe i silne, nie może być absolutnym założeniem poszukiwań, gdyż grozić to może minimalizowaniem tego, co może zostać odkryte (prawda) oraz intelektualną autocenzurą wpatrzoną w zinstytucjonalizowany autorytet, który nie pozwala na samodzielną podróż w nieznane. Mając na uwadze te przemyślenia z ogromnym rozczarowaniem przeczytałem polemikę Rollanda Tetlera, dotyczącą opisanej przeze mnie krytyki watykańskiego dokumentu w niemieckiej prasie.
Głos Rollanda Tetlera, za który jestem bardzo wdzięczny, rozumiem przede wszystkim jako polemikę z samym Drobinskim, a nie z moją osobą, choćby dlatego, że tekst artykułu miał przede wszystkim charakter sprawozdawczy. Nie zmienia to jednak faktu, że spostrzeżenia Rollanda Tetlera są w mojej ocenie niesprawiedliwe, a analiza kultury redukcjonistyczna.
Agree to disagree
Watykańskie dokumenty śledzone są w Niemczech z wielką uwagą i fakt jest chyba powodem do radości. W różnych mediach dokumenty te są różnie odbierane. Krytykują media kościelne, chwalą media świeckie i na odwrót. Nic nadzwyczajnego – rozmowa o sprawach wiary, problemach społeczeństwa i świata, których możemy w Polsce pozazdrościć, szczególnie w odniesieniu do Kościoła Rzymskokatolickiego i nie tylko. Niemieccy publicyści, jeśli w ogóle można sobie pozwolić na taką generalizację, postrzegają rzeczywistość w sposób zróżnicowany, a jeśli dominuje obraz, który zwykliśmy określać, tudzież piętnować jako liberalny, to wynika to po prostu z innych uwarunkowań niemieckiego społeczeństwa i niemieckiego Kościoła Rzymskokatolickiego, który tętni życiem i ogromnym bogactwem duchowym. Wydaje mi się, że to dobrze, że polski Czytelnik ma możliwość lektury krytycznych tekstów… tak dla odmiany… zamiast kolejnych peanów na cześć Papieża Polaka, cytowanego zawsze i wszędzie.
Pan Tetler powołuje się na chrześcijańską wizję człowieka, nie biorąc pod uwagę faktu, że tak jak istnieją chrześcijańskie teologie, tak też istnieją chrześcijańskie wizje człowieka. Powierzchowna deprecjacja „zachodniego liberalizmu” pozbawiona jest egzystencjalnej empatii, jest postawą ahistoryczną, nie uwzględniającą mikroperspektywy ludzkiego doświadczenia. Już Johann Gottfried Herder zauważył, że każda epoka posiada punkt swojej ciężkości w sobie i spostrzeżenie to sprawdza się również w odbiorze kultury. Tetler mówi o “ironii, atakach personalnych z pominięciem treści merytorycznych.” Nie wiem, czego Pan Tettler spodziewał się w felietonie, nie wiem również, co rozumie pod pojęciem “ataków personalnych.” Jeśli JE Joseph Ratzinger jest autorem dokumentu, to jak autor każdego innego tekstu podlega krytyce, nawet jeśli dla wielu nie może ona być inna niż krzywdząca.
Gdy Tetler mówi o Matthiasie Drobinskim, “działającym z umocowania medium światopoglądowo liberalnego”, to brzmi to jak klasyczny slogan antymodernistycznej neurozy, nieustannego lęku oblężenia i prześladowania. Kościół (jakikolwiek) nie jest w Europie Zachodniej obiektem prześladowań i tak jak każdy inny uczestnik życia społecznego zaproszony jest do przekonywującej argumentacji i aktywnego udziału w debacie społecznej. Zdanie Kościoła/Kościołów jest zdaniem pośród wielu innych i nie widzę powodu, by ferowanym przez watykańskich mężczyzn dokumentom o kobietach przyznawać rangę autorytatywnej analizy współczesnej kultury, a wszystko to, co stoi poza kręgiem watykańskiego doświadczenia, uznawać za zwiastun upadku i cywilizacji śmierci. I na odwrót! Nie widzę również powodu, aby absolutyzować wyjący radykalizm zachodnioeuropejskich feministek i przedstawiać go jako jedyną możliwą drogę oświeconego umysłu.
Przyznam się, że nie do końca rozumiem pojęcia, którymi posługuje się kardynał Ratzinger, a za nim i Rolland Tetler: “płciowa tożsamość” czy też “homoseksualizm z wyboru” i w obawie przed kolejnym, jałowym sporem nt. związków międzyludzkich (w tym jednopłciowych), jakie prowadzone były na EAI Ekumenizm.pl boję się również pytać o egzegezę tychże terminów. Jednakże zapytam, czy “dopuszczanie pytań w imię pluralizmu i równości” jest “echem próby wyzwolenia się od wszelkich determinantów?” To ma być zmartwychwstanie L. Feuerbacha? To ma być wyzwolenia człowieka od autorytetu? Kto jest tym autorytetem? Dla jednych urzędnik w purpurze, przelewający swoje kolejne myśli na papier, dla innych charyzmatyczny guru z długą brodą, siedzący na dywaniku w odległej Azji, a dla innych jeszcze długonoga blondynka, wyznająca telewidzom, że mąż codziennie ją bije po przyjściu z pracy. Daleki jestem od relatywizowanie wszystkiego i wszystkich, jednakże chciałbym uczulić, że “dogmaty”, jak wszystkie inne ludzkie prawdy, polegają surowej weryfikacji. I dzięki Bogu, że tak jest!
Kryzys – κρίσις
Rolland Tetler ubolewa nad kryzysem kultury. No cóż to przykre, ale czy kryzys nie jest jej nieodłączną częścią, siłą napędową, zachętą do nowych wyzwań. Podobną funkcję kryzys może mieć dla wiary chrześcijańskiej – może, ale nie musi. Przypomnę, że w Nowym Testamencie słowo kryzys (κρίσις) pojawia się 114 razy, w tym 47 razy w znaczeniu decyzji. Kryzys to egzystencjalna decyzja, przed którą stoją zarówno prowadzeni przez Urząd Nauczycielski Kościoła rzymscy katolicy, jak i ludzie, kierujący się innymi autorytetami.
Kultura nie zbawia – mówi Rolland Tetler. Oczywiście kultura nie zbawia, ale ze zbawieniem ma dużo wspólnego. Pomijając prawosławną antropologię, która dopatruje się bliskiego związku między kultem a kulturą, widząc w człowieku istotę liturgiczną (homo liturgicus), można bez przesady stwierdzić, że zdumiewające wydarzenie wiary dzieje się nie inaczej jak w kulturze, w konkretnym kontekście historycznym, społecznym i politycznym. Tak długo jak kultura postrzegana będzie jako wróg Ewangelii i Kościoła, a nie jako ich egzystencjalna ilustracja, tak długo będziemy mieli do czynienia z duchową alienacją i zaściankowym chrześcijaństwem, nie znoszącym krytyki spoza własnych, a czasem nawet we własnych szeregach.
Kardynał Ratzinger, Jan Paweł II oraz podzielający ich opinie katolicy, inni chrześcijanie, muzułmanie, Żydzi mają pełne prawo do takiej, a nie innej wizji kobiety. Obawiam się jednak, że przy uwzględnieniu bardziej realistycznego i dynamicznego pojęcia kultury rację mają krytycy watykańskiego tekstu: mówi on o świecie, którego już dawno nie ma, a rozpaczliwe tupanie nóżką czasu nie cofnie i cudów nie zdziała.
Dariusz Bruncz
Zobacz także:
Ekumenizm.pl: A jednak profetyczny — w odpowiedzi Dariuszowi Brunczowi na temat “Listu o współdziałaniu mężczyzny i kobiety”
Ekumenizm.pl: Problem z wiarygodnością — niemieckie komentarze po watykańskim dokumencie