Partyzantka chrześcijańsko-synkretyczna traci siły
- 3 października, 2004
- przeczytasz w 3 minuty
Zdaje się, że wojna pomiędzy grupami chrześcijansko-synkretycznych partyzantów z północnej Ugandy i regularnymi wojskami rządowymi, znajduje się wreszcie na drodze ku jej zakończeniu. „Sytuacja jest spokojna. Panuje optymizm, że wojna znajduje się w jej końcowym już etapie”, powiedział przez telefon w wywiadzie katolicki ksiądz Carlos Rodriguéz. Jest on członkiem Komisji Sprawiedliwość i Pokoju w Archidiecezji Gulu, głównego miasta regionu, którego ludność cierpi już od 1986 r. z powodu walk pomiędzy […]
Zdaje się, że wojna pomiędzy grupami chrześcijansko-synkretycznych partyzantów z północnej Ugandy i regularnymi wojskami rządowymi, znajduje się wreszcie na drodze ku jej zakończeniu. „Sytuacja jest spokojna. Panuje optymizm, że wojna znajduje się w jej końcowym już etapie”, powiedział przez telefon w wywiadzie katolicki ksiądz Carlos Rodriguéz. Jest on członkiem Komisji Sprawiedliwość i Pokoju w Archidiecezji Gulu, głównego miasta regionu, którego ludność cierpi już od 1986 r. z powodu walk pomiędzy Armią Oporu Pana, która domaga się teokratycznego państwa opartego na 10 przykazaniach Bożych i armią rządową.
Ponad 850 tysięcy z 1,2 miliona ludności Acholi musiało dotychczas opuścić swoje domy. „Osiemdziesiąt procent uciekinierów to kobiety i dzieci. Istnieje 300 tysięcy dzieci wśród tych, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów z powodu wojny”, powiedziała przedstawicielka ugandzkiego UNICEF, Anne Sekandi.
Armia Oporu Pana posiada swoje bazy na południu Sudanu. Już od 1986 r. walczy ona, aby obalić rządy prezydenta Yoweri Museveni i ustanowić państwo oparte na 10 Przykazaniach i na mieszance niektórych składników biblijnych z wierzeniami animistycznymi. Partyzanci działają zwłaszcza w dystryktach Gulu i Kitgum, znanych jako Acholiland, bowiem to tam żyje większość ludności plemiania Acholi.
Muzułmański rząd sudański pozwolił na działanie partyzantom na swoim obszarze w zamian za pomoc w walce przeciw ruchowi oporu na południu Sudanu, który jest złożony w większości z czarnoskórych chrześcijan i animistów. Z powodu ubiegłorocznego postępu w rozmowach pokojowych Chartum otworzył swoje granice rządowym siłom Ugandy, aby te mogły zniszczyć bazy Armii Oporu Pana (LRA).
Przywódcą LRA jest były katolicki katecheta, Joseph Kony, również pochodzący z plemienia Acholi. Jego grupa jest znana z licznych porwań, morderstw i okaleczeń cywilów. Nikt nie ma pojęcia o właściwej liczbie partyzantów. Liczne źródła mówią o 6 tysiącach członków organizacji.
Międzynarodowa chrześcijańska organizacja World Vision zapewniła w ubiegłym roku, że tysiące chłopców i dziewczynek było zmuszonych do walki w szeregach partyzanckich, pracy jako niewolnicy lub do usług o charakterze seksualnym. Ponad połowa partyzantów jest w wieku od sześciu do siedemnastu lat.
„Od początku konfliktu rebelianci porwali ponad 20 tysięcy dzieci”, stwierdza oświadczenie Biura Koordynacji do Spraw Humanitarnych ONZ w opublikowanym informatorze „Kiedy słońce zachodzi, to zaczynamy się obawiać”.
Ostatnio sytuacja się polepszyła. Pedro Rodriguéz wskazał, że ilość porwań dzieci uległa znacznemu zmniejszeniu. „Przed dwoma tygodniami było ich 20 w Kitgum, ale poprzednio było ich pięć, dziesięć na dzień”, powiedział ksiądz. Poza tym 400 dzieci powróciło ostatnio do swych domów, dodał pastor protestancki Macleord Baker Ocholla, zastępca prezydenta Inicjatywy Pokojowej Religijnych Liderów Acholi. Być może jest to związane z zaprzestaniem poparcia dawanemu partyzantom przez rząd Sudanu. „LRA została militarnie osłabiona przez siły rządowe”, powiedział Ocholla.
Walki ciągle trwają, ale religijni liderzy Ugandy nie zaprzestają wysiłków, aby doprowadzić do pokoju. Jak twierdzą już wielokrotnie spotkali się z przedstawicielami LRA. Rząd również zaprosił partyzantów do rozmów, ale dotąd ci odrzucali obydwie propozycje. Z tego to właśnie powodu religijni liderzy zaproponowali swoją wolę mediacji pomiędzy obydwoma stronami w wojnie. Zdaje się, że owa mediacja była owocna, bowiem 20. września partyzanci z LRA przystali w wysłanym liście na rozmowy, proponując mediację ONZ.
Kony jest również tradycyjnym czarownikiem i kuzynem „kapłanki” Alice Lakwena, która w latach osiemdziesiątych stała na czele powstania o chrakterze parachrześcijańskim, „Ruchu Ducha Świętego”. Głosiła ona, że kamienie rzucane przez osoby posiadające wiarę mogą wybuchać jak granaty, a kto namaściłby ciało pewnym „świętym olejem”, to byłby chroniony przed wystrzelonymi przeciw niemu kulami. Została ona pokonana w 1987 r. 160 km. od Kampali, kiedy szła na stolicę na czele 20 tysięcy ludzi. Kony, który zaczął swoją walkę partyzancką w 1988 r. uważa się za duchowego dziedzica kuzynki.
Prezydent Museveni przekonał w ubiegłym roku Lakwenę, aby powróciła z obozu dla uchodźców w Keni do Ugandy, przyjęła amnestię i włączyła się w budowę procesu pokojowego w swoim kraju.