Biskupi polscy o tradycyjnej rodzinie i gender
- 30 grudnia, 2013
- przeczytasz w 4 minuty
W Niedzielę Świętej Rodziny wierni Kościoła rzymskokatolickiego mogli usłyszeć list biskupów. Biskupi podkreślają, że Bóg oparł rodzinę na fundamencie małżeństwa złączonego na całe życie miłością nierozerwalną i wyłączną. Taka właśnie rodzina jest właściwym środowiskiem rozwoju dzieci, którym przekaże życie oraz zapewni rozwój materialny i duchowy. Jednocześnie biskupi mocno skrytykowali ideologię gender, która podważa przedstawiony powyżej wzorzec rodziny zachęcając do zakładania nowego typu rodzin […]
W Niedzielę Świętej Rodziny wierni Kościoła rzymskokatolickiego mogli usłyszeć list biskupów. Biskupi podkreślają, że Bóg oparł rodzinę na fundamencie małżeństwa złączonego na całe życie miłością nierozerwalną i wyłączną. Taka właśnie rodzina jest właściwym środowiskiem rozwoju dzieci, którym przekaże życie oraz zapewni rozwój materialny i duchowy. Jednocześnie biskupi mocno skrytykowali ideologię gender, która podważa przedstawiony powyżej wzorzec rodziny zachęcając do zakładania nowego typu rodzin opartych na związkach osób jednej płci.
Zdaniem biskupów nie jest czymś niewłaściwym prowadzenie badań nad wpływem kultury na płeć, jednak nie można zgodzić się z ideologią, która twierdzi, że płeć biologiczna nie ma żadnego istotnego znaczenia dla życia społecznego.
Komentarz:
Szczerze mówiąc nie potrafię
powiedzieć, czy twierdzenia z listu biskupów odnoszące się do tego, co twierdzi
tzw. ideologia gender na temat płci kulturowej czy biologicznej są prawdziwe
czy przesadzone. Niewątpliwie faktem jest, iż w wielu krajach
“Zachodu” wprowadzono instytucję rodzin opartą na małżeństwach osób
jednej płci. Niewątpliwie jest to eksperyment społeczny, którego skutki odczują
przyszłe pokolenia. Można też mieć obawy co do tego, czy będą to pozytywne
skutki. Nie ma co też ukrywać, że wpływ na to miała ideologia gender. Jeżeli
chodzi o nasz kraj nie można też nie patrzeć z pewnym przerażeniem wręcz na
niektóre przedstawicielki gender, które np. na złość katolikom są w stanie
zadeklarować dokonanie aborcji w wigilię Bożego Narodzenia.
Obawiam się jednak, że realnym rodzinom w ich problemach niekoniecznie
pomoże konsolidacja wokół zagrożenia genderem. Tak się złożyło, że po
wczorajszej mszy spotkałam znajomego, którego szesnastoletnia córka (również
obecna na tej mszy) po prostu zignorowała (mimo, iż mieszka z nim w jednym
domu) jako, że od co najmniej roku w ogóle nie odzywa się do rodziców uznając
ich (niestety, słusznie) za powód trudnej sytuacji jej i jej dwójki rodzeństwa.
Tak się dodatkowo składa, że małżonkowie ci poznali się w duszpasterstwie
akademickim — do tej pory zresztą wszyscy członkowie rodziny są mocno
zaangażowani w działalność kościelną. Nie przeszkadza to temu, że rodzina
uległa dezintegracji, a małżonkowie nie potrafią współpracować na rzecz jej
dobra. I w dodatku — o paradoksie — korzenie braku współpracy tkwią w tym, że
realizowali tradycyjny model podziału ról. Mąż pracował zawodowo, a żona po
drugim dziecku została w domu. Tyle, że po trzecim dziecku nie mogła już
znaleźć pracy, a mąż swoją stracił i zaczęło się wzajemnie hodowanie uraz. Może
ktoś powiedzieć, że to jakiś wyjątek, jednak znam więcej rodzin, które
wprowadzając tradycyjny podział na męża, decydującego o ważnych sprawach i posłuszną żonę skoncentrowaną na wychowaniu potomstwa, po latach budziły się w
rzeczywistości, w której mąż obwiniał żonę o to, że się wycofała wcześniej z
podejmowania decyzji, a żona miała pretensję do męża, że scedował na nią
wychowanie dzieci, a teraz ma pretensję, że nie są takie jakie uważa, że powinny
być. W rezultacie część rodzin trwa z braku możliwości rozstania się, lecz
składa się z jednostek samotnie borykających się z problemami. Nie znaczy to samo przez się, że
“nowa” czy “nowoczesna rodzina” przez samo swoje
nowatorstwo i nastawienie na ewentualne rozstanie jest lepsza i bezproblemowa,
bo nie jest. Jednak Kościół chcąc pomóc tej tradycyjnej rodzinie powinien
zdecydowanie bardziej ją wspierać niż tylko ostrzegać o niebezpieczeństwie
przed nietradycyjną.
Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że małżonkowie w
kryzysie mogą skorzystać z poradni przykościelnych, rekolekcji dla małżeństw, a
nawet terapii lecz to za mało. Raz, że za mało tego typu inicjatyw a dwa że
trzeba by jednak wychodzić do małżeństw w kryzysie, a nie czekać aż same zaczną
szukać pomocy. W sytuacjach kryzysowych czasami po prostu brak jakiejkolwiek
inicjatywy, pozostaje inercja — tak jak osoba z depresją nie widzi jasno swojej
sytuacji tak i rodzina nie jest w stanie sama zabiegać o pomoc. Może dobrą
okazją byłaby kolęda duszpasterska, gdyby nie była tak krótka, zdawkowa i chyba
raczej nie nastawiona na znajdowanie problemów u wiernych? Pamiętam, jak
któregoś razu odwiedził nas z okazji kolędy ksiądz, który spytał — jesteście
szczęśliwi ze sobą? Tak się akurat złożyło, że byliśmy wkrótce po przeprowadzce
i zdążyliśmy się pokłócić przy składaniu mebli. Mój mąż tylko się skrzywił natomiast ja wypaliłam, że aktualnie to nie jesteśmy. No i rozmowa się skończyła na ten temat. Może ksiądz wyczuł, że sobie poradzimy, a może nie bardzo wiedział co z tym zrobić. I może jednak inne rodziny takiej pomocy potrzebują, bardziej niż tego, by skupiać się na walce z gender.