Hipokryzja i mity w sprawie Alicji Tysiąc
- 21 marca, 2007
- przeczytasz w 3 minuty
Wbrew komentatorom wszelkiej maści od prawa do lewa, Europejski Trybunał praw człowieka nie wypowiedział się na temat prawa do aborcji jako takiego. Dobrze by było, by ludzie, którzy wypowiadają się na ten temat najpierw przeczytali to orzeczenie, potem zrozumieli, a na sam koniec pisali, co im atrament na pióro przyniesie.
Wbrew komentatorom wszelkiej maści od prawa do lewa, Europejski Trybunał praw człowieka nie wypowiedział się na temat prawa do aborcji jako takiego. Dobrze by było, by ludzie, którzy wypowiadają się na ten temat najpierw przeczytali to orzeczenie, potem zrozumieli, a na sam koniec pisali, co im atrament na pióro przyniesie.
Najciekawsze w orzeczeniu, i kluczowe do jego zrozumienia, jest zdanie sędziego z Malty. Trybunał nie wypowiadał się na temat abstarkcyjnego prawa do aborcji lub jego braku. Przed Trybunałem była Polska, która na aborcję w pewnych okolicznościach teoretycznie pozwala i która następnie nie robi nic, by przestrzeganie tego prawa skutecznie wyegzekwować. I Polska została ukarana za to, że pomimo deklaracji, lekarzom w Polsce wolno bezkarnie łamać prawo, a kobietom, którym prawo pozwala na aborcje, państwo nie zapewnia ochrony.
Tak naprawdę to co uderza w sprawie (i orzeczeniu) Alicji Tysiąc, jest nieprawdopodobna hipokryzja polskiego ustawodawcy. Z jednej strony mamy prawo, które pozwala kobiecie na usunięcie ciąży w określonych przypadkach, ale następnie przymyka oko, gdy lekarze pod przykrywką „sumienia” to prawo sabotują. Kobieta nie ma żadnej jasnej drogi odwoławczej od decyzji lekarza, i musi na własną rękę szukać pomocy.
Uderza także skandaliczna nieczułość Polaków w takich sprawach. W prokuraturze prawie ślepej pani Tysiąc prokurator odmówił jakiejkolwiek pomocy w czytaniu dokumentów „bo to nie jego sprawa”. Równie oburzające było zdanie polskiego rządu, że nie doszło do zagrożenia życia pacjentki, skoro Alicja Tysiąc przeżyła poród. Jak rozumiem, gdyby umarła przy porodzie, państwo oddało by jej dzieci do domu dziecka, wypłacało rentę, a na otarcie łez Alicja była by może kanonizowana.
Jakoś nie słuszę by „obrońcy życia” spieszyli z pomocą pani Tysiąc, która wymaga opieki, ma trójkę dzieci i 560 złotych zasiłku. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że polskie państwo dziecko poczęte interesuje tylko do chwili narodzenia.
Aborcja i sprawa pani Tysiąc jest w Polsce tematem zastępczym. Mówimy o dziecku poczętym, co pozwala nam unikać tematów: podziemia aborcyjnego (lektura każdej gazety pokazuje nam, że istnieje i ma się ono dobrze), braku pomocy państwa dla samotnych matek, bezkarności lekarzy w łamaniu prawa pod pozorem „skrupułów sumienia” (ciekawe kto prowadzi prywatne gabinety ginekologiczne które są „tanie, dyskretne i bezpieczne”), braku edukacji seksualnej w szkołach, wreszcie tego, że jeden ze związków wyznaniowych usiłuje wykorzystać (rzekomo) świeckie państwo do egzekwowania swoich norm moralnych.
Przestańmy więc świątobliwym głosem mówić o „oskarżaniu dziecka poczętego” i spojrzmy prawdzie w oczy.
Pod koniec konferencji prasowej na pytanie, czy urodziła by dziecko gdyby miała pieniądze. Odpowiedź pani Tysiąc była puentą całej sytuacji: „Gdybym miała pieniądze, nie miałabym problemu z wykonaniem aborcji”
I wszyscy wiemy, że mówi prawdę.
::Ekumenizm.pl: Pro life po polsku