
- 1 września, 2015
- przeczytasz w 5 minut
Nieuprzedzony odbiorca, który przeczytał ostatnie doniesienia o in vitro (choćby o wieku matek czy ich statusie małżeńskich) powinien odnieść wrażenie, że wyrażane przez przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego obiekcje nie są tak całkowicie bezzasadne.
In vitro — potrzeba rzeczowej dyskusji
Nieuprzedzony odbiorca, który przeczytał ostatnie doniesienia o in vitro (choćby o wieku matek czy ich statusie małżeńskich) powinien odnieść wrażenie, że wyrażane przez przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego obiekcje nie są tak całkowicie bezzasadne.
Z drugiej strony wydaje się, że ustawa może ograniczyć pewne nieprawidłowości w procedurach. W związku z czym ostry sprzeciw Kościoła przeciwko jej uchwaleniu może wydawać się nielogiczny.
Zapewne najlepszy był kompromis tylko, że w ostatnim czasie nie było żadnego miejsca na dyskusję pomiędzy dwoma biegunami. Jednym, dla którego zakaz jest jedynym rozwiązaniem i drugim głoszącym, że in vitro jest takim samym prawem człowieka jak podstawowe prawa i wolności obywatelskie.
Ubolewam, że taka dyskusja w ogóle nie miała u nas miejsca. W końcu doświadczenia innych regulacji powinny wpłynąć też na nasze rozwiązania. Zamiast dyskusji mieliśmy dwa ostro spolaryzowane stanowiska. Jedno, które mówiło, że katolik nie może się zgadzać na in vitro i jedyną właściwą opcją jest zakaz i drugie, że in vitro należy do zdobyczy medycyny i powinno być traktowane jako prawo człowieka do posiadania dziecka kiedy chce i wszelkimi możliwymi sposobami a wyrażanie wątpliwości to przejaw obskurantyzmu i fanatyzmu religijnego. Czy pomiędzy: zgoda na stosowanie in vitro oznacza, że jesteś przeciw życiu i nauczaniu Kościoła a wątpliwości wobec in vitro oznaczają, że jesteś fanatycznym katolem nieczułym na problemy innych istnieje w tej chwili jakaś przestrzeń do dyskusji?
A przecież okazało się, że spora część osób korzystających z in vitro faktycznie nie leczyła niepłodności chyba, że za niepłodność uznać biologiczne ograniczenia wynikające z wieku. Spora część powstałych embrionów powstała też nie po to żeby pomóc parom nie mogącym w inny sposób mieć dzieci ale na życzenie samotnych kobiet i z anonimowych dawców nasienia. Zupełnie nie ma przy tym znaczenia fakt, że urodzone dzieci mogą w przyszłości mieć problemy zarówno ze swoją tożsamością jak i z wiekiem rodziców. A przecież inni już przechodzili podobne problemy. Dwa lata temu np. sąd we Włoszech odebrał parze małżonków po 60. roku życia poczętą z in vitro dwuletnią córkę argumentując, że nie potrafią się nią opiekować z powodu wieku a jej poczęcie wynikało wyłącznie z egoistycznych pobudek. Niektóre zaś państwa europejskie wprowadziły jawność dawców nasienia — dlatego, że uznano, że człowiek ma prawo do poznania swoich biologicznych korzeni.
Zwolennicy in vitro na życzenie i bez ograniczeń argumentują, że przecież i dzieci poczęte w sposób naturalny mają problemy z rodzicami, a te porzucone problem z tożsamością. Tyle, że zapominają, że to są problemy, które się zdarzyły i próbujemy je rozwiązać najlepiej jak potrafimy natomiast w przypadku dzieci z in vitro poczętych z nasienia anonimowego dawcy sami stwarzamy problem.
Z drugiej strony nie sposób nie przyznać, że nacisk Kościoła katolickiego na nieuchwalanie ustawy regulującej in vitro faktycznie dopuszczał stosowanie metody bez żadnych etycznych czy prawnych ograniczeń. Gdyby ustawa, nawet w obecnym kształcie, uchwalona została kilka lat wcześniej nie mielibyśmy problemu co począć z zarodkami starszych, samotnych kobiet, które powstały z nasienia anonimowych dawców. Wygląda więc, że ustawa w stosunku do wcześniejszego stanu jest jednak jakimś postępem i może niepotrzebne były głosy hierarchów żądających od osób ją popierających zaprzestania przystępowania do Komunii Świętej.
Może lepiej dla Kościóła katolickiego określić swoje stanowisko dla wiernych (tutaj Kościół jednoznacznie jest przeciwny ale — o czym się zapomina — jest też przeciwny poczynaniu dzieci w inny sposób niż w sposób naturalny i w małżeństwie sakramentalnym) ale wziąć udział w dyskusji na temat jak najlepszego prawa dla dopuszczalności in vitro bo będzie ono stosowane gdyż jest możliwe i większość taką pomoc dla mających problemy z poczęciem par akceptuje. Dyskusja powinna natomiast dotyczyć tego dla kogo powinno być możliwe i w jakich okolicznościach biorąc pod uwagę nie tylko dobro potencjalnych rodziców ale też potencjalnych dzieci.
I niestety, uważam, że błędem Kościoła jest mocne eksponowanie stanowiska, które nie daje żadnego pola na kompromis lub bardzo małe. A jeszcze przed polaryzacją stanowisk można było przeczytać np. w Gazecie Wyborczej teksty, które wskazywały, że zastrzeżenia do procedur stosowanych w zapłodnieniu pozaustrojowym mają też lekarze, genetycy, biolodzy i to nie z powodów religijnych. Obawiam się, że tak ostre zarysowanie sporu światopoglądowego przez Kościół spowodowało, że zastrzeżenia wobec in vitro przedstawiane przez inne strony przestało być w ogóle brane pod uwagę, bo następowało łączenie ich z argumentami Kościoła. A te są postrzegane jako motywowane wyłącznie ideologicznie.
Poważnym błędem jest też stawianie przez Kościół in vitro na równi z aborcją, gdyż o ile ta ostatnia zawsze tylko niszczy, to w przypadku in vitro powstaje też nowe życie, nawet jeżeli nie wszystkie nowe życia doczekają narodzin. Obecny rozwój diagnostyki medycznej jest taki, że kobiety wiedzą, że nawet poczynanie naturalnymi metodami powoduje częste wczesne poronienia. Ponieważ natura jest też okrutna i dosyć rozrzutna łatwiej zaakceptować powołanie do życia “nadprogramowych” embrionów dzięki medycynie. Zresztą i stanowisko Kościoła może, przy okazji in vitro, być postrzegane jako nie do końca konsekwentne w kwestii obdarzenia zarodka tą samą wartością jak rozwiniętego płodu czy urodzonego gdyż Kościół nie godzi się na adopcję zarodków a adopcja dziecka urodzonego jest jak najbardziej godziwa. I jakby argument o duszy nie jest tu najistotniejszy, bo gdyby przyłożyć tylko tę miarę to zarówno zapłodniony zarodek jak i noworodek powinny być traktowane tak samo.