Społeczeństwo

Katolicy w akcji (bojowej)


Ten Kato­lic­ki Klub Spor­to­wy dzia­ła od trzech lat. Jego godło przed­sta­wia anio­ła kon­tem­plu­ją­ce­go Boga, pod któ­rym zawie­szo­ne są dwie ręka­wi­ce. Nad posta­cią umiesz­czo­ne jest hasło, któ­re okre­śla cel dzia­łal­no­ści klu­bu „Ku Więk­szej Chwa­le Boga”. Nazwa klu­bu „SERAFIN” to nazwa chó­ru anio­łów, któ­ry stoi naj­wy­żej w hie­rar­chii aniel­skiej nie­ustan­nie wychwa­la­jąc Boga. I nie było­by w tym nic dziw­ne­go, gdy­by nie fakt, że człon­ko­wie tego klu­bu ćwi­czą jeden […]


Ten Kato­lic­ki Klub Spor­to­wy dzia­ła od trzech lat. Jego godło przed­sta­wia anio­ła kon­tem­plu­ją­ce­go Boga, pod któ­rym zawie­szo­ne są dwie ręka­wi­ce. Nad posta­cią umiesz­czo­ne jest hasło, któ­re okre­śla cel dzia­łal­no­ści klu­bu „Ku Więk­szej Chwa­le Boga”. Nazwa klu­bu „SERAFIN” to nazwa chó­ru anio­łów, któ­ry stoi naj­wy­żej w hie­rar­chii aniel­skiej nie­ustan­nie wychwa­la­jąc Boga. I nie było­by w tym nic dziw­ne­go, gdy­by nie fakt, że człon­ko­wie tego klu­bu ćwi­czą jeden z naj­bru­tal­niej­szych spor­tów wal­ki – boks taj­ski.

Tre­nin­gi są nie­zwy­kle wyczer­pu­ją­ce. Trzy razy w tygo­dniu po dwie godzi­ny kil­ku­dzie­się­ciu chło­pa­ków wytrwa­le ska­cze wali się po twa­rzach, tuło­wiu, rękach i nogach. Cio­sy zada­wa­ne są nie tyl­ko pię­ścia­mi czy noga­mi, ale tak­że łok­cia­mi oraz kola­na­mi. – Po takim tre­nin­gu czło­wiek jest tak wypru­ty, że przez cały następ­ny dzień nie ma ocho­ty nie tyl­ko na zwa­dę z kim­kol­wiek, ale nawet na bar­dziej agre­syw­ne odzyw­ki – zachwa­la sport jeden z tre­nu­ją­cych.


Sport z tra­dy­cja­mi…


MUAY THAI, bo tak nazy­wa się boks taj­ski – jest naro­do­wym spor­tem Taj­lan­dii. Jak mówią Tajo­wie wła­ści­wie nikt nie wie, kie­dy się on naro­dził. Histo­ry­cy jego począ­tek datu­je się na XIV w. Wów­czas był on nazy­wa­ny tań­cem ośmiu wojow­ni­ków. Nazwa ta pocho­dzi­ła z fak­tu, że w wal­ce moż­na uży­wać: pię­ści, łok­ci, kolan i stóp. Ude­rze­nia moż­na zada­wać w gło­wę, kor­pus, uda.


Jesz­cze kil­ka­dzie­siąt lat temu nikt nie pró­bo­wał nawet ogra­ni­czać cza­su wal­ki. Zawod­ni­cy nie zakła­da­li ręka­wic, jedy­nie owi­ja­li dło­nie sznur­ka­mi, macza­ny­mi potem w roz­grza­nym wosku. Póź­niej wal­ki prze­nie­sio­ne zosta­ły na ring, zawod­ni­cy uży­wa­ją do wal­ki ręka­wic bok­ser­skich, czas walk został skró­co­ny, w zależ­no­ści od kla­sy, w jakiej wal­czą zawod­ni­cy. Mistrzo­wie wal­czą np. 5 rund po 3 minu­ty każ­da.


W daw­nych cza­sach w Taj­lan­dii, do wal­ki sta­wa­li zawod­ni­cy, wybie­ra­ni przez przed­sta­wi­cie­li swo­ich wio­sek. Mie­li oni wal­czyć o inte­re­sy całej wspól­no­ty. Toczy­li oni wal­kę do momen­tu, gdy któ­ryś z wojow­ni­ków nie­zdol­ny był do wal­ki. Pod­czas tych poje­dyn­ków warzy­ły się losy całej wio­ski. Współ­cze­śnie wal­czy się o meda­le, pucha­ry i pie­nią­dze.


W Taj­lan­dii boks taj­ski jest czę­sto jedy­ną szan­są na osią­gnię­cie suk­ce­su i wybi­cie się z przy­gnia­ta­ją­cej bie­dy. Boks taj­ski ćwi­czą w Taj­lan­dii dzie­ci od naj­młod­szych lat. Już 12-lat­ko­wie toczą nor­mal­ne wal­ki na rin­gu.


Muay Thai zako­rze­nio­ny jest w reli­gii. Wal­ce towa­rzy­szy muzy­ka, któ­rej rytm uza­leż­nio­ny jest od tem­pa wal­ki, wpro­wa­dza ona zawod­ni­ków w “trans”, moty­wu­ją­cy do wal­ki. Przed wal­ką zawod­ni­cy wyko­nu­ją taniec zwa­ny — ram muay — któ­ry pozwa­la na roz­róż­nie­nie, z jakiej szko­ły pocho­dzi dany zawod­nik, zawod­ni­cy z jed­nej szko­ły nigdy nie wal­czą ze sobą. Taniec słu­ży rów­nież jako roz­grzew­ka przed wal­ką.


Pod aniel­skim sztan­da­rem


Jed­nak człon­ko­wie klu­bu Sera­fin dekla­ru­ją, że oni od wszyst­kich nie­ka­to­lic­kich ele­men­tów bok­su taj­skie­go dystan­su­ją się. – Inte­re­su­je nas sport, wal­ka – a nie filo­zo­fia czy reli­gia – dekla­ru­ją.- Jestem kato­li­kiem i dla­te­go ćwi­czę wła­śnie w takim klu­bie – mówi Mar­cin. – Tu nasze wyzna­nie czu­je się na każ­dym kro­ku. Po wal­ce sta­ra­my się być, jak przy­ja­cie­le. Nie wykłó­ca­my się o to, kto jest naj­lep­szy, zawsze roz­cho­dzi­my się w zgo­dzie. To w dużej mie­rze zasłu­ga nasze­go tre­ne­ra, ale tak­że fak­tu, że każ­dy tre­ning zaczy­na­my i koń­czy­my modli­twą – pod­kre­śla.


I rze­czy­wi­ście przed tre­nin­giem – moc­no zbu­do­wa­ni, krót­ko ostrzy­że­ni męż­czyź­ni (na uli­cy omi­ja się takich sze­ro­kim łukiem) pokor­nie wypo­wia­da­ją sło­wa modli­twy: „Boże daj nam ducha wal­ki, sil­ną wolę i czy­ste ser­ce, byśmy czci­li Cie­bie wier­nie . Amen”. Po tre­nin­gu, jesz­cze zanim wytrą sobie spo­co­ne cia­ła ręcz­ni­ka­mi i zanim usią­dą na ław­kach, by choć przez moment odsap­nąć – rów­nie spo­koj­nie, choć już zdy­sza­ny­mi, led­wo sły­szal­ny­mi gło­sa­mi powta­rza­ją: „Boże dzię­ku­je­my Ci za czas spę­dzo­ny wspól­nie na tre­nin­gu. Przyj­mij modli­twę naszych serc, naszej pra­cy i nasze­go wysił­ku Na Więk­szą Chwa­łę Two­ją. Amen”.


Oczy­wi­ście fakt, że klub jest kato­lic­ki nie ozna­cza, że jest gor­szy od innych klu­bów wal­ki. – Jeste­śmy sku­tecz­ni. Zdo­by­wa­my dyplo­my i pucha­ry na otwar­tych kon­kur­sach. Potra­fi­my się też obro­nić na uli­cach – uzu­peł­nia Mar­cin. Gdy patrzę na nie­go zdzi­wio­ny wyja­śnia – wca­le nie cho­dzi o to, żeby się z kimś bić. Ten w peł­ni kon­tak­to­wy sport nauczył mnie, że czę­sto lepiej jest uni­kać wal­ki, zejść z dro­gi, uciec, czy ude­rzyć tak, aby nie skrzyw­dzić, ale móc się ura­to­wać.Inny tre­nu­ją­cy nato­miast doda­je. – Zanim zapi­sa­łem się na muay thai zda­rza­ło mi się bić na uli­cach. Teraz nigdy – pod­kre­śla z dumą.


- To zasłu­ga tre­nin­gów. Czło­wiek, któ­ry chciał­by nauczyć się bok­su tyl­ko po to, by nawa­lać się na uli­cach nie wytrzy­mał­by tem­pa tych tre­nin­gów i wcze­śniej czy póź­niej by odpadł. My tu tre­nu­je­my, a nie uczy­my się nawa­lać po twa­rzach – wyja­śnia Maciej Sku­piń­ski – tre­ner i stu­dent V roku peda­go­gi­ki.


Tre­ning nie tyl­ko cia­ła


Wie­lu z tych chło­pa­ków przy­szło na tre­nin­gi by wyła­do­wać agre­sję. Jed­nak po jakimś cza­sie, nie­mal każ­dy z nich zauwa­ża, że nie tyl­ko o to cho­dzi. – Ćwi­czę tu nie tyle mię­śnie, ile umysł. Uczę się har­mo­nii mię­dzy cia­łem a duszą. To mi poma­ga – nie tyl­ko w spo­rcie, ale też na stu­diach – opo­wia­da wyso­ki, wyta­tu­ło­wa­ny taj­ski bok­ser.


Nato­miast tre­ner odpo­wia­da­jąc na wąt­pli­wo­ści, czy tak bru­tal­ny sport da się pogo­dzić z reli­gią miło­ści – odpo­wia­da: Boga moż­na chwa­lić wszyst­kim – oprócz grze­chu. I trud­no się z nim nie zgo­dzić. War­to zatem wstrzy­mać się z oce­ną tego, co robią Ci chłop­cy. W koń­cu nie po pozo­rach, a po owo­cach pozna­my ich. Jeśli więc choć kil­ku z ćwi­czą­cych odnaj­dzie tu swo­ją dro­gę do Boga – to wszyst­ko będzie, według hasła klu­bu – „na więk­szą chwa­łę Boga”.


Tomasz P. Ter­li­kow­ski

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.