Media pośród teczkowego skandalu
- 9 stycznia, 2007
- przeczytasz w 4 minuty
Medialna nagonka. Medialne ukrzyżowanie. Medialny sąd – tak najczęściej określali zwolennicy i obrońcy b. metropolity warszawskiego relacje mediów, dotyczące lustracyjnego skandalu. Medialna była również rezygnacja, transmitowana na żywo przez polskie stacje telewizyjne i pokazywana nawet w arabskiej Al Jazira. Medialne były emocje w archikatedrze podsycane przez administratora apostolskiego Archidiecezji Warszawskiej, kard. Józefa Glempa. Komentatorzy są zgodni, że po decyzji Watykanu nadszedł czas nie tylko na Wielkie Rozliczenie, którego dokona Benedykt […]
Medialna nagonka. Medialne ukrzyżowanie. Medialny sąd – tak najczęściej określali zwolennicy i obrońcy b. metropolity warszawskiego relacje mediów, dotyczące lustracyjnego skandalu. Medialna była również rezygnacja, transmitowana na żywo przez polskie stacje telewizyjne i pokazywana nawet w arabskiej Al Jazira. Medialne były emocje w archikatedrze podsycane przez administratora apostolskiego Archidiecezji Warszawskiej, kard. Józefa Glempa. Komentatorzy są zgodni, że po decyzji Watykanu nadszedł czas nie tylko na Wielkie Rozliczenie, którego dokona Benedykt XVI, ale przede wszystkim na współczucie, przebaczenie, pojednanie i modlitwę. Trudno jednak nie zastanawiać się nad rolą mediów w całym kryzysie, które raz były stroną, oskarżycielami, adwokatami, ale i – taką mam nadzieję – instrumentem prawdy.
Instrumenty wymagają dostrojenia, bywają wadliwe i nie zawsze są w stanie wydać z siebie oczekiwanego dźwięku, który mógłby zachwycić lub wzruszyć. W sprawie arcybiskupa Wielgusa mieliśmy do czynienia z kakofonią dźwięków: zaczęło się od tąpnięcia wywołanego publikacją Gazety Polskiej, której dziennikarze — nie bez racji — zostali oskarżeni o nierzetelność, ponieważ nie pokazali dowodów — domniemanej wówczas — współpracy arcybiskupa nominata z SB. Media wypełniły komentarze domagające się bezwzględnie szybkiego i całkowitego wyjaśnienia sprawy (Rzeczpospolita), potępiające inkwizytorskie zapędy Gazety Polskiej (słynna gadzinówka abp. Gocłowskiego, za którą później hierarcha przeprosił), piętnujące rzekomo dobrychświeckich atakujących Kościół (Nasz Dziennik & Gazeta Wyborcza). Było również niezdecydowane i — na szczęście — chwilowe gdybanie Dziennika aż nastąpił kolejny ruch tektoniczny w postaci publikacji tygodnika Wprost.
Wydarzenia toczyły się już błyskawicznie. TVN 24 stanęło przed kolejnym wyzwaniem, podobnym do tego, jaki wywołał nocny skandal wokół taśm posłanki Begerowej. Komentatorzy niezliczonych dyscyplin naukowych lawinowo zmieniali się w studio telewizyjnym. Portale internetowe na bieżąco aktualizowały doniesienia, nadawały bieg plotkom, niedopowiedzeniom, wyjaśniały tajniki prawa kanonicznego tudzież szczegóły celebry liturgicznej. Religia znów podbiła media. Nie bez pomocy młodszej siostry — polityki.
Media – w zależności od światopoglądowej proweniencji – bezustannie informowały kto, co, gdzie, jak — najczęściej w trybie przypuszczającym. Wyjątek stanowiło imperium medialne o. Tadeusza Rydzyka, które albo dekretowało albo wymownie milczało, gdy pojawiły się pierwsze dowody lub gdy głos zabrał papież, przyjmując dymisję abp. Wielgusa. Potwierdzało to podejrzenie, że zarówno Radio Maryja, TV Trwam i Nasz Dziennik były, i chyba nadal są, odporne na prawdę, że działały według z góry określonego schematu – bez względu, co zostanie ujawnione, co zostanie powiedziane lub nie: oświadczajmy, głośmy – nie ! — krzyczmy co sił w gardłach, że to spisek, atak, egzekucja – nie ! – lincz nad sługą Pana. Szczęście w nieszczęściu, że skandal wybuchł w okresie bożonarodzeniowym – aż strach pomyśleć, co by się działo w niektórych mediach, gdyby afera “Greya” wyszła na jaw w Wielki Post. Mielibyśmy z pewnością żałosną powtórkę zeszłorocznej propagandy wokół Judasza tyle, że w bardzo “tradycyjnej” oprawie z powiewem męczeństwa. Echa tych klimatów dało się jednak wysłyszeć w homilii prymasa Glempa.
Trudno było nie odnieść wrażenia, że dla wielu hierarchów idealnym przekazem mediów byłaby cisza: kontemplowanie kontemplacji biskupów, ich zacnego pochylania się nad bolesną przeszłością i znów bolesne kontemplowanie tej, jakże bolesnej, przeszłości. Ludziom nic do tego, my i tak sami zdecydujemy – taka była wymowa szczerej do bólu wypowiedzi arcybiskupa warszawsko-praskiego w programie Moniki Olejnik. Odwalcie się! Im bardziej zdecydowane było stanowisko polskich katolików, którzy domagali się zakończenia skandalu, tym mocniejszy oskarżycielski lament biskupów i innych duchownych, otwarcie deliberujących, czy niektórzy dziennikarze są katolikami,czy może bardziej (wielokrotnymi) rozwodnikami, ukrytymi alkoholikami z wszywką lub (w najlepszym przypadku) żydowsko-masońskim spiskiem finansowanym przez niemieckie koncerny, które, koniec końców, spowodowały (!), że niemiecki papież (nomen omen – spisek gotowy) dokonał w krótkim czasie dwóch, najbardziej kontrowersyjnych decyzji kadrowych w historii Kościoła rzymskokatolickiego od wielu, wielu wieków. Przy wszystkim były media, przypatrywały się, relacjonowały i – co zupełnie nie dziwi – emocjonowały się: zarówno samym skandalem, jak i siłą własnego oddziaływania. To naprawdę my? To naprawdę dzięki nam?