Rzeczpospolita: Katolik zawsze musi bronić życia
- 16 marca, 2007
- przeczytasz w 5 minut
Głosowanie za zmianami w konstytucji lub przeciw nim jest czynem sumienia, który powinien być oceniany z chrześcijańskiego punktu widzenia. Zasady są proste: katolik ma moralny obowiązek zawsze głosować za prawem, które będzie lepiej bronić życia niż dotychczasowe rozwiązania prawne — przekonuje publicysta “Rzeczpospolitej” i redaktor naczelny Ekumenicznej Agencji Informacyjnej.
Głosowanie za zmianami w konstytucji lub przeciw nim jest czynem sumienia, który powinien być oceniany z chrześcijańskiego punktu widzenia. Zasady są proste: katolik ma moralny obowiązek zawsze głosować za prawem, które będzie lepiej bronić życia niż dotychczasowe rozwiązania prawne — przekonuje publicysta “Rzeczpospolitej” i redaktor naczelny Ekumenicznej Agencji Informacyjnej.
Naruszanie kompromisu, wywoływanie wojny społecznej, cyniczna gra polityczna, fundamentalizacja polskiego prawa — to najdelikatniejsze określenia, jakimi obdarzany jest projekt wprowadzenia do konstytucji zapisów umacniających dotychczasowe rozwiązania prawne w sferze obrony życia.
Zarzuty te nie padają jednak tylko ze strony lewicy, która od dawna opowiada się za prawem dopuszczającym aborcję. Posługują się nimi także ci, którzy przed wyborami deklarowali przywiązanie do wartości zawartych w “Evangelium vitae” i zapewniali, że umrą katolikami. Po ich stronie, wbrew jednoznacznemu stanowisku Watykanu, opowiada się także pewna część biskupów.
Widmo liberalizacji
Podstawowym zarzutem formułowanym wobec zwolenników mocniejszej obrony życia jest twierdzenie, że naruszają oni istniejący w Polsce kompromis. Stwierdzenie to wraca zarówno w wypowiedziach prezydenta oraz premiera, jak i dziennikarek podpisujących się pod apelem o niezmienianie konstytucji. Tyle że takiego kompromisu nigdy nie było. Lewica próbowała zmienić ustawę aborcyjną i powstrzymał ją od tego tylko wyrok Trybunału Konstytucyjnego (odnoszący się do poprzedniej, a nie obecnej ustawy zasadniczej). Również dziś politycy SLD otwarcie deklarują, że jeśli dojdą do władzy, to tak zliberalizują obowiązującą ustawę, żeby dopuszczalna była “aborcja na życzenie”.
Nic nie wskazuje na to, by tym razem cokolwiek miało ich od tego powstrzymać. Jedynym instrumentem utrudniającym naruszenie — tak wychwalanego — kompromisu jest jego umocnienie. Można to zrobić poprzez zapisanie go w konstytucji.
Dzięki takiemu rozwiązaniu przyszłemu lewicowemu (czy lewicowo-liberalnemu) rządowi trudniej będzie zebrać większość potrzebną do zmiany prawa. Jeśli więc rzeczywiście dziennikarki, pani prezydentowa czy politycy PO z Donaldem Tuskiem na czele są takimi zwolennikami “kompromisowych rozwiązań”, to powinni opowiedzieć się za zmianą konstytucji, nie przeciwko niej.
Kościół nie dopuszcza aborcji
Rację mają ci, którzy twierdzą, że debata nad zmianą konstytucji sprowokuje spory ideowe i podzieli społeczeństwo. Tyle że w demokratycznym państwie nie ma innej drogi do zmiany prawa. W przypadku kwestii fundamentalnych (a taka jest kwestia obrony życia) spory mogą być gorące, ale uciekanie od nich tylko z powodu temperatury nie wydaje się słuszne.
Przesadny irenizm może bowiem, jak wskazuje pochodząca z roku 2002 “Nota doktrynalna o niektórych aspektach działalności i postępowaniu katolików w życiu politycznym” Kongregacji Nauki Wiary, prowadzić wyłącznie do postępującej laicyzacji i relatywizacji prawa. Gdyby zresztą przyjąć taki tok rozumowania, państwu można by pozostawić wyłącznie stanowienie praw regulujących ruch na ulicach.
Wszystkie inne decyzje wywołują bowiem spór, który niekiedy ociera się o wojnę ideologiczną. Tej prostej prawdy zdają się nie rozumieć ci polscy biskupi, którzy sprzeciwiają się wprowadzeniu zmian do konstytucji. Spór, niekiedy bardzo ostry, jest ceną, jaką trzeba płacić za stanowienie prawa, które będzie zgodne z normami moralności.
Tak jest w przypadku prawa do życia, które wprawdzie jest w polskim ustawodawstwie chronione, ale nie w takim stopniu, jaki byłby do zaakceptowania z punktu widzenia katolika. Wbrew zapewnieniom prezydenta obecnie funkcjonujące prawo wcale nie jest zgodne z nauczaniem Kościoła, który nie dopuszcza aborcji w żadnym z wypadków. Gwałt, choroba płodu czy zdrowie matki nie są zatem dla katolika powodem do zaakceptowania zabicia niewinnej istoty ludzkiej. Przypominał to wielokrotnie Jan Paweł II. “Przerywanie ciąży i eutanazja są (…) zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia” — stwierdził papież w encyklice “Evangelium vitae”, której zapisy — co warto przypomnieć prezesowi PiS — są częścią przyjętych deklaracji programowych jego partii.
I żeby nie było wątpliwości: mowa tu jest o całkowitym, a nie częściowym — jak w Polsce — zakazie aborcji.
Osobista deklaracja sumienia
Na razie jednak nikt nie dyskutuje o zmianie ustawy aborcyjnej. Nie ma do tego odpowiedniego klimatu kulturowego, społecznego i politycznego. Nie oznacza to, że chrześcijanie powinni zadeklarować wieczną wierność niedoskonałemu prawu. Tak jak lewica co jakiś czas przypomina o konieczności zmiany prawa na gorsze, tak i konserwatywna strona sceny politycznej, szczególnie ta odwołująca się do chrześcijaństwa, powinna jasno i wyraźnie przypominać, że obecnie obowiązująca ustawa nie jest doskonała i — gdy się uda zbudować demokratyczną większość — może i powinna być zmieniona.
Jednak polscy parlamentarzyści nie stoją dziś przed koniecznością zmiany zapisów. Ich sytuacja jest zupełnie inna. Mają oni opowiedzieć się za lub przeciw utrwaleniu obowiązującego prawa w niedoskonały, ale jednak realny sposób chroniącego życie.
Głosowanie za zmianami w konstytucji lub przeciw nim jest zatem czynem sumienia, który może i powinien być oceniany z chrześcijańskiego punktu widzenia. Tu zasady są proste: katolik ma moralny obowiązek zawsze głosować za prawem, które będzie lepiej bronić życia niż dotychczasowe rozwiązania prawne. “Gdy dochodzi do konfrontacji polityki z zasadami moralnymi, które nie mogą być uchylone, nie dopuszczają wyjątków ani żadnych kompromisów, zadanie katolików staje się szczególnie ważne.
W obliczu tych fundamentalnych i niezbywalnych nakazów etycznych wierzący muszą zdawać sobie sprawę, że w grę wchodzi sama istota ładu moralnego, od którego zależy integralne dobro ludzkiej osoby. Odnosi się to na przykład do ustaw dotyczących aborcji i eutanazji (…); ustawy te muszą mianowicie chronić podstawowe prawo do życia od chwili poczęcia aż po jego naturalny kres” — przypominają autorzy cytowanej już “Noty” z roku 2002.
I przed takim właśnie fundamentalnym wyborem (nie — jak chciałby Donald Tusk — fundamentalistycznym) stają polscy politycy. Fakt, że sprawę aborcji LPR próbuje rozgrywać na korzyść własnej formacji, w niczym nie zmienia istotności i konkretności tego wyboru. Jest on w istocie testem na to, jak dalece deklaracje o przywiązaniu do chrześcijaństwa czy zapewnienia o solidarności społecznej są prawdziwe i szczere.
Tekst ukazał się w “Rzeczpospolitej” 16 marca 2007 roku