Apologia wojny sprawiedliwej
- 30 lipca, 2006
- przeczytasz w 6 minut
Wojna jest rzeczą straszną. W jej trakcie giną ludzie, także dzieci; inni tracą domy, rodziny, dobytek. To stwierdzenia oczywiste, ale równie oczywiste jest to, że niekiedy wojna jest konieczna po to, by bronić prawa do istnienia narodów i państw. Stąd potępianie wojny tylko dlatego, że w jej trakcie mnoży się cierpienie – nie ma nic wspólnego z moralnością chrześcijańską, jest moralizatorstwem, które przynosi więcej szkody niż pożytku. I niestety […]
Wojna jest rzeczą straszną. W jej trakcie giną ludzie, także dzieci; inni tracą domy, rodziny, dobytek. To stwierdzenia oczywiste, ale równie oczywiste jest to, że niekiedy wojna jest konieczna po to, by bronić prawa do istnienia narodów i państw. Stąd potępianie wojny tylko dlatego, że w jej trakcie mnoży się cierpienie – nie ma nic wspólnego z moralnością chrześcijańską, jest moralizatorstwem, które przynosi więcej szkody niż pożytku. I niestety z takim moralizatorstwem, w miejsce etyki i moralności, mamy do czynienia w przypadku zdecydowanej większości chrześcijańskich krytyków wojny w Libanie. Nie inaczej jest w przypadku mojego polemisty Jacka Szymańskiego.
Od samego początku swoich rozważań Szymański koncentruje się wyłącznie na ofiarach jednej ze stron zresztą. Obrazy, które serwują nam media, cierpiących dzieci, wypędzonych z domów czy ofiar, zasłaniają mu szerszy kontekst tego konfliktu. Nieustanne ubolewanie nad tym, że Izrael ma większą siłę militarną nie pozwala mu dostrzec, że to nie on rozpoczął tę wojnę, i to nie on ma w rękach narzędzia pozwalające ją zakończyć.
Bo znów przypominając: wojna rozpoczęła się od tego, że terrorystyczna organizacja Hezbollah, kontrolująca sporą część Libanu, a finansowana przez Syrie i Iran (państwa znajdujące się na liście „osi zła”), zdecydowała się wytoczyć otwartą wojnę Izraelowi. Porwanie dwóch żołnierzy z terytorium Izraela to bowiem nie jakiś drobny incydent, ale atak przeciwko fundamentowi państwowości izraelskiej, którym jest przekonanie, że oto istnieje miejsce na świecie, gdzie Żydzi są wreszcie bezpieczni. Ataki rakietowe na Izrael, i to w momencie, gdy ten ostatni zrobił wszystko, by osiągnąć pokój, także trudno określić inaczej, niż jako zuchwałe rzucenie wyzwania państwu, które ma obowiązek się bronić. Ma obowiązek bronić siebie i swoich obywateli.
Słabszy nie zawsze ma rację
O tym jednak w polemicznej pasji zdaje się zapominać Jacek Szymański. Czytając jego rozważania można odnieść wrażenie, że to podły Izrael napadł na niewinne grupki, słabo uzbrojone grupki sympatycznych Arabów i od tygodni morduje dorosłych i dzieci. „Otóż nikt nie neguje prawa państwa żydowskiego do samoobrony. Nie ma jednak wśród chrześcijan zgody na to, by w imię tego prawa zabijać niewinnych mężczyzn, kobiety i dzieci” – stwierdza Szymański. Szkoda tylko, że nie wyjaśnia, w jaki to cudowny sposób ma się bronić Izrael, nie używając siły wobec organizacji, która jak rak wrosła w tkankę libańskiej (zdestruowanej do cna) państwowości?
Można wręcz odnieść wrażenie, że zdaniem Szymańskiego, jedyną moralnie dopuszczalna drogą byłoby zaakceptowanie faktu, że z terenu Libanu Izrael jest systematycznie ostrzeliwany, atakowany, że porywani są jego żołnierze, a cywile mordowani przez szkolone przez Hezbollah i Hamas bojówki. Tyle, że wbrew deklaracjom, trudno takie myślenie uznać za rzeczywiście moralne. Jest ono bez wątpienia antyizraelskie, i bez wątpienia pacyfistyczne, ale z moralnością nie ma wiele wspólnego. Ta ostatnia bowiem oznacza także przyzwolenie na obronę. I taką obronę podjął Izrael.
A że niestety walka toczy się już nie z drugim państwem, a z organizacją terrorystyczną, która jest amorficzna i do tego wrasta w tkankę innego państwa, to już nie wina Izraela. Nie on wybierał sobie wroga… To wróg wybrał jego Niewinne ofiary po stronie libańskiej trzeba zatem przypisać organizacjom terrorystycznym oraz tym, którzy je finansują i wspierają Iranowi i Syrii. To one ponoszą pełną odpowiedzialność za ofiary. Bo ostrzał nie jest kierowany na miejsca dowolnie przez wojsko wybrane, ale na to, z których ostrzeliwano żydowskie osiedla. Izrael jedynie się broni. I nie ma nic do rzeczy fakt, że jest silniejszy.
Pacyfizm nie jest odpowiedzią
Natychmiastowe zawieszenie broni, tak popierane przez światową opinię publiczną, ale także przezKościoły chrześcijańskie, nie wydaje mi się przy tym wystarczającą odpowiedzią na przyczyny tego konfliktu. Ma on jakieś źródła w atakach terrorystycznych na Izrael, i tak długo jak organizacja terrorystyczna, będzie mogła swobodnie wykorzystywać do nich Liban, tak długo nie osiągnięte zostaną cele strategiczne Izraela, jakim jest zapewnie bezpieczeństwa swoim obywatelom. Dlatego warunkiem brzegowym pokoju jest rozbrojenie terrorystów stacjonujących na terenie Libanu i uniemożliwienie im dalszego działania. Jak na razie jednak – poza Stanami Zjednoczonymi – nikt nie traktuje poważnie takiej propozycji.Jedyną stroną, jaka ma się rzeczywiście pozbawić możliwości obrony jest Izrael. Od terrorystów nikt tego nie wymaga.
I właśnie na tym, a nie na nierównowadze sił – polega nierówne traktowanie obu stron konfliktu. Izrael ma się rozbroić i zaprzestać obrony swojej pozycji, Hezbollah natomiast wraz ze wspierającymi go Iranem i Syrią ma móc nadal swobodnie działać. Mało kto chce jednak pamiętać, że celem tego swobodnego działania – jak wielokrotnie deklarowali przywódcy tak Iranu jak i Hamasu czy Hezbollahu ma być zniszczenie państwa Izrael i wyrzucenie ostatniego Żyda z Ziemi Świętej. Hasło „dobry Żyd to martwy Żyd” – jest niezwykle chętnie powtarzane przez organizacje terrorystyczne.
Dlatego też Izrael nie może zaprzestać swojej obrony, nie może zaprzestać toczenia tej wojny. Jego głównym zadaniem jest bowiem zapewnienie swoim obywatelom bezpieczeństwa. A tak długo jak tuż za jego granicą działać będą otwarcie organizacje terrorystyczne, których jedynym celem jest zniszczenie Izraela — żaden Izraelczyk bezpieczny nie będzie. Tyle, że wszechogarniające wszystkich Arabów współczucie Jacka Szymańskiego, już ofiar po stronie żydowskiej nie obejmuje. Ich śmierć nie ma przecież znaczenia.
Problem wojny sprawiedliwej
I wreszcie kwestia ostatnia: czy wojna w Libanie jest sprawiedliwa? Oceny tej nie można uzależniać od estetycznych przeżyć związanych z oglądaniem zdjęć niewinnych ofiar przemocy. I to już choćby dlatego, że za te niewątpliwe tragedie, odpowiadają nie tylko siły izraelskie, ale w nie mniejszym, a nawet zdecydowanie większym stopniu – terroryści z Hezzbollah, którzy mieszkańców Libanu zrobili żywe tarcze… To oni barykadując się w budynkach mieszkalnych albo prowadząc z nich ostrzał sprawiają, że w odpowiedzi miejsca te są bombardowane. A potem rozpowszechniają zdjęcia, które mają pokazywać okrucieństwo Izraela.
Ocena moralna wojny uzależniona jest bowiem od zupełnie innych, niż estetyczne i moralizatorskie ocen. A zalicza się do nich odpowiedź na następujące pytania:
1.Czy szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna?2.czy wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;?3.czy istniały uzasadnione warunki powodzenia;?4.czy aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć?
Odpowiadając na te pytania trudno nie dostrzec, że celem organizacji terrorystycznych jest likwidacja państwowości izraelskiej i wymordowanie lub uczynienie nieznośnym życia Izraelczyków. Trudno o poważniejszą szkodę niż ta, i trudno o mocniejszy argument za uprawomocnieniem tej wojny. Nie sposób też nie dostrzec, że rozmowy pokojowe, w których Izrael wypełniał niemal wszystkie postulaty strony przeciwnej także nie przyniosły rezultatów.
Trudno też rozmawiać i dialogować ze stroną, która otwarcie odmawia nam prawa do istnienia. Zniszczenie zaplecza terrorystów z Hezbollah także jest jak najbardziej możliwe, więc i ten warunek wojna spełnia. Jedynym wątpliwym – w przypadku wojny w Libanie – punktem jest punkt ostatni, dotyczący zwiększenia zła… Na krótką metę, bez wątpienia zamęt się powiększył. Pytanie jednak, czy na dłuższą metę – działania podjęte przez Izrael, czyli wycięcie raka organizacji terrorystycznej z tkanki Libanu – nie okaże się korzystne tak dla Izraela jak i dla Libanu…
I właśnie dlatego, a nie z miłości do rozlewu krwi czy z przyzwolenia na okrucieństwa wojny, trzeba rozważyć powrót do zapomnianej nieco idei wojny sprawiedliwej. Niekiedy bowiem, choć na krótką metę niesie ona ze sobą ogromne cierpienia, jest ona jedyną drogą zbudowania trwałego pokoju. I wiele wskazuje na to, że tym razem jest podobnie. Jeśli na terenie Bliskiego Wschodu ma zapanować w miarę stabilny pokój – konieczne jest wyeliminowanie z niego organizacji terrorystycznych. Przekonanie, że można to zrobić drogą pokojową, przez dialog z terrorystami, którzy otwarcie deklarują, że prowadzą świętą wojnę – jest naiwnością. I dlatego, choć współczuję Libańczykom, to jednak mam poczucie, że w tej wojnie to Izrael ma rację
:: Ekumenizm.pl: Osobliwa wizja sprawiedliwości |
:: Ekumenizm.pl: Sprawiedliwa wojna Izraela