Herod i inni
- 8 stycznia, 2006
- przeczytasz w 8 minut
20 lutego 1943 roku Stanisława Leszczyńska wraz z córką Sylwią została aresztowana przez Gestapo. Dwaj jej synowie — Stanisław i Henryk — przebywali już w obozie koncentracyjnym Mauthaussen-Gusen. Mąż zginął poźniej w czasie Powstania Warszwskiego trafiony w brzuch odłamkiem pocisku. Dwa miesiące od momentu aresztowania, 17 kwietnia 1943 r., Stanisława Leszczyńska została przewieziona razem z córką do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu-Brzezince, gdzie oznaczono ją numerem obozowym 41335. Gdzie jest […]
20 lutego 1943 roku Stanisława Leszczyńska wraz z córką Sylwią została aresztowana przez Gestapo. Dwaj jej synowie — Stanisław i Henryk — przebywali już w obozie koncentracyjnym Mauthaussen-Gusen. Mąż zginął poźniej w czasie Powstania Warszwskiego trafiony w brzuch odłamkiem pocisku. Dwa miesiące od momentu aresztowania, 17 kwietnia 1943 r., Stanisława Leszczyńska została przewieziona razem z córką do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu-Brzezince, gdzie oznaczono ją numerem obozowym 41335.
Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Pytanie trzech nieznanych przybyszów ze Wschodu wstrząsnęło nie tylko Herodem. Zadrżeli dworzanie i urzędnicy, kapłani i przywódcy narodu. Doznali wstrząsu i to nie tyle z powodu zaskoczenia, ile strachu. Co uczyni władca Judei na wieść o pretendencie do tronu? Kto się ostoi wobec gniewu potwora, który chodzi nocami po korytarzach pałacu i wyje jak dziki zwierz, wołając poduszonych synów i brata, którego z obłędnej miłości kazał otruć. Kto uniknie zemsty tego, który pisał do cesarza Augusta: Zabijam, ponieważ mogą przestać mnie kochać! A ja chcę, żeby mnie kochali! Imperator Rzymu uważał go za szaleńca. Kazał więc Cyrynowi, legatowi Syrii, wnikać we wszystkie sprawy Judei.
Herod opanował się wobec dostojnych gości ze Wschodu, królów czy kapłanów. Może nie wiedział, jak wielka jest ich władza, jakie układy mogą ich łączyć z wszechwładnym Rzymem? A może odezwał się w nim zręczny polityk, dla którego liczyła się tylko skuteczność w osiągnięciu celu. Grzecznie wyprawił więc Mędrców do Betlejem i uprzejmie prosił, by powiadomili go o miejscu pobytu królewskiego Dziecka, aby i on sam mógł oddać Mu należny pokłon.
Czy już wtedy w umyśle Heroda zalęgła się zbrodnia wymierzona przeciwko bezbronnym? Na pewno tak, choć nie na taką skalę. Dopiero gdy go Mędrcy zawiedli, gdy „inną drogą wrócili do swej ojczyzny”, wpadł w gniew. Liczył się już tylko cel. W Betlejem i okolicy rozległ się krzyk mordowanych i jęk matek opłakujących synów.
Czy była to pierwsza zbrodnia popełniona na bezbronnych dzieciach? Z pewnością nie. Może tylko pierwsza opisana przez kronikarzy. Może pierwsza, ale nie ostatnia.
* * *
Nazywała się Stanisława Leszczyńska i pochodziła z Łodzi. W roku 1922 ukończyła Państwową Szkołę Położniczą w Warszawie i rozpoczęła pracę położnej — w służbie matce i dziecku. Lubiła swój zawód, ponieważ bardzo kochała małe dzieci. Trudny był teren jej działalności w przedwojennej Łodzi. Zamieszkiwała go biedota, więc biegnąc do porodu, dźwigała w torbie nie tylko lekarstwa i opatrunki, lecz także coś słodkiego, by umilić smutne i twarde życie dzieci, oczekujących na powrót matek z fabryk.
Zawsze uśmiechała się na wspomnienie dziecka, któremu pomogła przyjść na świat. Dziecko było dla niej największym cudem, a sam akt rodzenia najwspanialszym biologicznym uniesieniem natury. To była poezja jej życia, bo jeśli podstawą poezji — jak twierdzi Robert Graves — jest miłość, to Stanisława Leszczyńska była poetką.
20 lutego 1943 roku Stanisława Leszczyńska wraz z córką Sylwią została aresztowana przez Gestapo. Dwaj jej synowie — Stanisław i Henryk — przebywali już w obozie koncentracyjnym Mauthaussen-Gusen. Mąż zginął poźniej w czasie Powstania Warszwskiego trafiony w brzuch odłamkiem pocisku. Dwa miesiące od momentu aresztowania, dnia 17 kwietnia 1943, Stanisława Leszczyńska razem z córką została przewieziona do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu-Brzezince, gdzie oznaczono ją numerem obozowym 41335.
Kiedy w bloku, gdzie przebywały chore więźniarki, zachorowała ciężko zawodowa położna, Schwester Klara, Niemka zabijająca rodzące się tam dzieci, pani Stanisława zastąpiła drogę obozowemu lekarzowi, prosząc o powierzenie jej funkcji położnej. Zaryzykowała życie, gdyż taki gest odwagi mógł się skończyć tragicznie. Chyba tylko zaskoczeniu SS-mana należy przypisać jego decyzję pozostawienia pani Leszczyńskiej w tak zwanym rewirze, czyli „izbie chorych”.
W kilka dni później stanęła przed obliczem osławionego doktora Mengele, który polecił jej, by wszystkie dzieci natychmiast po urodzniu zabijała, tak jak czyniła to poprzednia położna Schwester Klara i jej pomocnica, niemiecka prostytutka Schwester Pfani. Topiły one nowo narodzone dzieci w beczce. Po każdym porodzie, z pokoju tych kobiet dochodził do uszu matek głośny bulgot i plusk wody. Wkrótce potem matka mogła ujrzeć ciało swego dziecka wyrzucone przed blok i szarpane przez szczury. Doktor Mengele ostrzegł panią Stanisławę, że za niewykonanie rozkazu czeka ją śmierć.
Stanisława Leszczyńska gotowa była jednak umrzeć w obronie życia dziecka. — Nie, nigdy. Nie wolno zabijać dzieci! — odpowiedziała po niemiecku. Do drżących z niepokoju matek mówiła: Nigdy nie wykonam ich rozkazu, dla maleńkich niewiniątek nie będę Herodem, nigdy!
I udało się. Nikt nie doniósł Niemcom. Ponad trzy tysiące razy krzyk nowo narodzonego dziecka obwieszczał światu, że pani Stanisława Leszczyńska nie wykonała rozkazu.
* * *
Porody odbywały się na niskim murku ogrzewczym, przeważnie zimnym. Rozłożony był na nim koc, ruszający się od wszy. Przed rozpoczęciem porodu Mama Leszczyńska, jak ją nazywały więźniarki, klękała przy murku, kryła twarz w dłoniach i modliła się: Matko Boża, załóż choć jeden pantofelek i przybądź szybko z pomocą.
W epoce „dymiących pieców”, w dobie zaprzeczenia człowieczeństwa, w miejscu, gdzie nikt nie dbał o życie, zwykła położna modliła się, by poród się udał. I wszystko graniczyło z cudem. Przy braku środków opatrunkowych i narzędzi chirurgicznych, przy braku wody nawet, w antyseptycznych warunkach — nie było zakażeń połogowych.
Mama Leszczyńska codziennie rzucała na szalę własne życie. Codziennie musiała wybierać i wybierała. Wybierała życie dziecka, obcego dziecka. Czy dziś udało by jej się zrozumieć kobiety maszerujące ulicami miast amerykańskich, włoskich, polskich, irlandzkich i domagających się prawa do decydowania o życiu dziecka, ich dziecka? A cóż powiedzieć o lekarzach, więźniach Oświęcimia-Brzezinki, którzy walczyli o życie stracone i za to stracone życie oddawali własne?
W nocy z 5. na 6. grudnia 1943 roku urodził się kolejny maleńki więzień. Mama Leszczyńska podała go osiemnastoletniej więźniarce, Marii Oyrzyńskiej — nr 40275, mówiąc: A teraz najważniejsze — ochrzcimy dziecko. Dziecko musi być natychmiast ochrzczone. Pamiętaj, że nikt inny tylko my jesteśmy za to odpowiedzialne. Dzieci nie mogą umierać bez chrztu świętego. To był pierwszy chrześniak młodziutkiej Marii. Położna uniosła nad głową dziecka kubek z wodą: Adamie, ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Jak na warunki obozowe Adaś żył długo — całe trzy tygodnie. Czy warto było się narażać? Czy warto było narażać się dla rodzących Żydówek, wobec których obowiązywały surowsze zarządzenia? Żydowskim dzieciom nie wolno było nawet obcinać pępowiny, miały razem z łożyskiem być wyrzucane do kubła na śmieci. Czy warto było rzucać na szalę własne życie? Czy warto było, skoro z trzech tysięcy odebranych przez Mamę Leszczyńską porodów przeżyło trzydzieścioro dzieci? Kilkaset wywieziono do Nakła w celu zniemczenia, 1500 zostało utopionych przez Klarę i Pfani, a tysiąc zmarło z zimna i głodu.
Jeśli w mojej Ojczyźnie — pisała Stanisława Leszczyńska w słynnym raporcie położnej — miałyby dojrzewać tendencje skierowane przeciwko życiu, to wierzę w głos wszystkich położnych, wszystkich uczciwych matek i ojców w obronie życia i praw dziecka.
Miarą wielkości człowieka są akty odwagi i poświęcenia podejmowane w obliczu stawki najwyższej. Los Stanisławy Leszczyńskiej wypełnił się w losie poniżonych, upodlonych, bezradnych i bezsilnych. W świecie, w którym zlikwidowano moralny system wartości zachowała ona wiarę w sens walki, w zwycięstwo dobra i życia. Zachowała ją nie tylko za siebie, lecz także za tych, którym jej zabrakło, którzy chcieli przeżyć za każdą cenę. „Mama” nosiła w sobie ogrom miłości i miłosierdzia. Kochała dzieci i kochała życie. Stała się matką bezbronnych, aby zwyciężył Człowiek i to, co w nim najlepsze. W swej beznadziejnej walce nie była samotna, bo nawet w obliczu śmierci nie jest samotny ten, kto tak mocno związany jest z innymi.
Bez słowa skargi odbywała swą ostatnią ludzką drogę ku drugiemu brzegowi życia. Umierała na raka i bardzo cierpiała. Umierała śmiercią głodową i znosiła to godnie i odważnie — tak, jak żyła.
Widziałem ją tylko raz. W roku 1970 miałem szczęście uczestniczyć w uroczystym koncercie ku czci Mamy Leszczyńskiej w łódzkim Teatrze Wielkim. Spotkała się wtedy z tą trzydziestką pozostałych przy życiu dzieci, jej oświęcimskich dzieci. A 11 marca 1974 roku, po drugiej stronie granicy, którą przekraczamy w lęku przed nieznanym, może powitała ją ta reszta, która z pewnością dobrze zapamiętała jej uśmiech i serdeczne ciepło rąk.
Pozwolę sobie na zakończenie zacytować słowa łódzkiego lekarza, doktora Bronisława Leszczyńskiego, syna pani Stanisławy, z jego wspomnień o matce:
Boga nikt nie widział, ale pieśnią żywą, mówiącą o Jego miłości do nas jest matka. Nie tylko moja matka, ale każda, która jest Jego służebnicą, bez względu na to, czy służy Mu w cichym domu, czy w piekle Oświęcimia. W służbie bowiem Bogu nie można zdradzić miłości ku człowiekowi, która jest jedynym czynnikiem, biorącym życie w obronę. Udowodniła to swoim życiem Stanisława Leszczyńska, matka nasza i oświęcimskich więźniarek, która mimo cierpień ponad ludzką wytrzymałość oraz ciągłego zagrożenia śmiercią za ratowanie innym życia — zachowała postawę służebnicy swego Boga.
A. Orsini