Społeczeństwo kobiety w kościele

Kobieta do omiatania — parafianki w oczach księdza


W zasa­dzie nie obcho­dzę Dnia Kobiet i nie snu­ję wte­dy żad­nych reflek­sji na temat cięż­kiej doli chłop­ki pańsz­czyź­nia­nej. Jeże­li cho­dzi o świe­że orchi­dee to przy­zwy­cza­jo­na jestem do dosta­wa­nia ich od swo­ich współ­pra­cow­ni­ków za mój wybit­ny wkład w ich życie. Sie­dząc też w pierw­szych ław­kach przed ołta­rzem (jedy­ne wol­ne dla tych co przy­cho­dzą rów­no z roz­po­czę­ciem litur­gii) nie snu­ję marzeń o tym, żeby prze­mie­niać chleb w Cia­ło i wino w Krew Chry­stu­sa albo wygła­szać kaza­nia. Moja cór­ka nie chcia­ła być mini­strant­ką, za to syn marzył o zosta­niu bie­lan­ką.


W zasa­dzie nie obcho­dzę Dnia Kobiet i nie snu­ję wte­dy żad­nych reflek­sji na temat cięż­kiej doli chłop­ki pańsz­czyź­nia­nej. Jeże­li cho­dzi o świe­że orchi­dee to przy­zwy­cza­jo­na jestem do dosta­wa­nia ich od swo­ich współ­pra­cow­ni­ków za mój wybit­ny wkład w ich życie. Sie­dząc też w pierw­szych ław­kach przed ołta­rzem (jedy­ne wol­ne dla tych co przy­cho­dzą rów­no z roz­po­czę­ciem litur­gii) nie snu­ję marzeń o tym, żeby prze­mie­niać chleb w Cia­ło i wino w Krew Chry­stu­sa albo wygła­szać kaza­nia. Moja cór­ka nie chcia­ła być mini­strant­ką, za to syn marzył o zosta­niu bie­lan­ką.

Żad­ne z nich nie marzy o zosta­niu księ­dzem. Gene­ral­nie więc nie czu­ję się dys­kry­mi­no­wa­na. Za to mój mąż wygło­sił ostrą kry­ty­kę nasze­go pro­bosz­cza, kie­dy w nie­dzie­lę usły­szał z oka­zji 8 mar­ca, że kobie­ty są potrzeb­ne „bo dom jest omie­cio­ny, a rodzi­na nakar­mio­na”. Zarzut, że on sam nie umiał­by sobie pora­dzić z tak pro­za­icz­ny­mi zada­nia­mi zabo­lał moje­go męża bar­dzo – zwłasz­cza, że od począt­ku nasze­go mał­żeń­stwa trwa spór, kto z nas lepiej gotu­je i sprzą­ta.

Tym nie­mniej reflek­sje nie doty­czą podzia­łu ról, ale raczej tego, jak widzą tę rolę księ­ża. Otóż, nasz pro­boszcz jest naszym rówie­śni­kiem – a więc czło­wie­kiem w wie­ku inży­nie­ra Kar­wow­skie­go z fil­mu Czter­dzie­sto­la­tek. Trud­no nie zauwa­żyć, że w cza­sach, kie­dy pery­pe­tie inży­nie­ra Kar­wow­skie­go były wyświe­tla­ne cała nasza trój­ka była zale­d­wie nasto­lat­ka­mi. I raczej od tego cza­su kobie­ty nie porzu­ci­ły szkół i pra­cy zawo­do­wej. Nato­miast zde­cy­do­wa­nie łatwiej o zaopa­trze­nie w pod­sta­wo­we środ­ki do życia. Gdy­by nasz ksiądz (pro­boszcz dużej para­fii w sto­li­cy) był wyjąt­kiem w swo­ich dosyć archa­icz­nych wyobra­że­niach na temat – nawet nie kobiet – ale życia codzien­ne­go milio­nów mał­żeństw pew­nie moż­na było­by się tyl­ko pośmiać.

Nie­ste­ty, taki cał­ko­wi­ty brak wglą­du w życie codzien­ne para­fian to nie jest pro­blem jed­nost­ko­wy. W cią­gu osiem­na­stu lat mał­żeń­stwa miesz­ka­li­śmy w czte­rech para­fiach. Oczy­wi­ście to my byli­śmy czę­sty­mi gość­mi w świą­ty­ni, gdzie wysłu­chi­wa­li­śmy wie­le pouczeń – któ­re – śmiem twier­dzić – wyśmia­ła­by sio­stra Łaza­rza Maria, o Pry­scyl­li i Akwi­li – przy­ja­cio­łach świę­te­go Paw­ła nie wspo­mi­na­jąc. Raz jed­nak­że w roku to księ­ża (naj­czę­ściej nasi rówie­śni­cy) skła­da­li nam tzw. wizy­tę dusz­pa­ster­ską. Byli­śmy naj­pierw mło­dym mał­żeń­stwem na dorob­ku z jed­nym dziec­kiem, potem doj­rza­łym mał­żeń­stwem z wła­snym miesz­kan­kiem i dwoj­giem dzie­ci, a wresz­cie mał­żeń­stwem w wie­ku śred­nim z odcho­wa­ny­mi dzieć­mi, któ­ry­mi nie mamy powo­du się wsty­dzić.

W cza­sie tych “prze­lo­tów komet” (śred­ni czas wizy­ty dusz­pa­ster­skiej 7 minut) zale­d­wie trzy razy ksiądz zain­te­re­so­wał się naszym życiem codzien­nym – a dokład­niej zapy­tał męża o jego pra­cę. Przy tej oka­zji usły­sze­li­śmy wte­dy (nasza pię­cio­let­nia cór­ka osten­ta­cyj­nie zlek­ce­wa­ży­ła wizy­tę i czy­ta­ła sobie Pchłę Sza­chraj­kę) – „o, to dziec­ko takie zdol­ne po tatu­siu”. Tyl­ko raz ksiądz (trzy­dzie­sto­la­tek) zain­te­re­so­wał się moją pra­cą – kie­dy w trak­cie wizy­ty nie zastał mnie w domu i mąż wyja­śnił, że to nie porzu­ce­nie, ale służ­bo­wa dele­ga­cja. A w koń­cu realia są takie, że nawet mężo­wie będą­cy tra­dy­cyj­ny­mi kato­li­ka­mi i tęsk­nią­cy do XIX-wiecz­nych stan­dar­dów poboż­no­ści wolą dzie­lić się z żoną odpo­wie­dzial­no­ścią za mate­rial­ny byt rodzi­ny oraz koniecz­no­ścią obsłu­że­nia odku­rza­cza czy zmy­war­ki.

Naj­wy­raź­niej jed­nak wie­dza o codzien­nym życiu wier­nych czer­pa­na jest głów­nie z żywo­tów świę­tych. Stąd nie dzi­wią takie kazu­sy jak zachę­ta do spo­wie­dzi, z powo­ła­niem się na świę­te­go ojca Pio, któ­ry miał ponoć mawiać, że to mąż powi­nien pierw­szy iść do spo­wie­dzi bo wte­dy żona będąc z natu­ry cie­kaw­ska kobie­tą zechce go naśla­do­wać. Ale napraw­dę praw­dzi­wa zgro­za ogar­nia mnie na myśl o tym, jakie wzor­ce rodzin­ne mie­li księ­ża, któ­rzy mat­kę postrze­ga­ją w kate­go­rii sprzą­tacz­ki i kuchar­ki i kogoś w rodza­ju cie­ka­wej mał­py z wier­sza Fre­dry, a ojca w kate­go­rii dostar­czy­cie­la środ­ków do życia i egze­ku­to­ra kar.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.