Rozmowa z ks. bp. Jerzym Samcem, zwierzchnikiem polskich luteranów
- 28 stycznia, 2010
- przeczytasz w 23 minut
O młodzieży, problemach i wyzwaniach współczesnego ekumenizmu, małżeństwach wyznaniowo mieszanych oraz ordynacji kobiet z ks. bp. Jerzym Samcem, nowym zwierzchnikiem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, rozmawiają Tomasz Terlikowski i Dariusz Bruncz. Ekumenizm.pl: Księże Biskupie, w Kościele Ewangelicko-Augsburskim rozpoczął się Rok Młodzieży. Mówi się o tym, że młodzież, szczególnie w większych miastach, ulega sekularyzacji. Co Kościół luterański w Polsce i osobiście Ksiądz Biskup jako nowy zwierzchnik Kościoła planuje na Rok Młodzieży i jak […]
O młodzieży, problemach i wyzwaniach współczesnego ekumenizmu, małżeństwach wyznaniowo mieszanych oraz ordynacji kobiet z ks. bp. Jerzym Samcem, nowym zwierzchnikiem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, rozmawiają Tomasz Terlikowski i Dariusz Bruncz.
Ekumenizm.pl: Księże Biskupie, w Kościele Ewangelicko-Augsburskim rozpoczął się Rok Młodzieży. Mówi się o tym, że młodzież, szczególnie w większych miastach, ulega sekularyzacji. Co Kościół luterański w Polsce i osobiście Ksiądz Biskup jako nowy zwierzchnik Kościoła planuje na Rok Młodzieży i jak można przeciwdziałać trendom sekularyzacyjnym wśród młodzieży ewangelickiej.
Biskup Jerzy Samiec: To bardzo ciekawe zagadnienie, a zarazem wyzwanie. Na pewno Rok Młodzieży nie spowoduje zatrzymania trendów sekularyzacyjnych, które dotyczą nie tylko młodzieży, ale całego społeczeństwa. Celem Roku Młodzieży jest natomiast podkreślenie miejsca i roli młodych w Kościele, gdyż jest to nie tylko kwestia przyszłości, ale i teraźniejszości. Młodzi ludzie mają bardzo wiele pomysłów i potrafią dobrze organizować się w Kościele.
Trzeba także pamiętać o roli rodziców w przeciwdziałaniu odchodzenia młodych od Kościoła. Jeżeli rodzice zachęcają dzieci i młodzież do utrzymywania kontaktu z Kościołem, wysyłając na szkółki niedzielne, lekcje religii, spotkania młodzieżowe, a przede wszystkim namawiając do udziału w nabożeństwach, to z pewnością łatwiej młodzież odnajdzie swoje miejsce w Kościele. Ta rola rodziców jest szczególnie ważna, kiedy młodzi wkraczają w trudny dla nich okres dorastania.
Mówił Ksiądz o tym, że jeśli rodzice prowadzą młodzież do kościoła, to ona w nim zostanie. Natomiast doświadczenia Kościoła rzymskokatolickiego pokazują, że jeśli młodzież zostaje w mieście swojego urodzenia z rodzicami, to wszystko jest w porządku, natomiast kiedy dokonuje się migracja z miejsca urodzenia – w przypadku ewangelików będzie to przede wszystkim Śląsk Cieszyński – do dużego miasta jak Warszawa, Wrocław, Kraków czy Gdańsk, to te naturalne, rodzinne związki z Kościołem zrywają się.
Oczywiście, ma to miejsce także wśród ewangelików. Opuszczając swoje domy tracą kontakt z rodziną, a także z Kościołem. Jednak chciałbym zwrócić uwagę na inny, wcześniejszy aspekt tego procesu. W okresie dorastania, buntu, kiedy najczęściej możemy „stracić” młodzież, należy dołożyć wszelkich starań, aby młodzież przeżywała ten okres razem z Kościołem. Jeśli to się uda, wtedy każdy młody ewangelik ma większe szanse odnalezienia swojego miejsca w Kościele, niezależnie od miejsca zamieszkania.
Czyli nie obserwuje Ksiądz Biskup takiej sytuacji, w której młodzi ludzie przeprowadzający się do wielkich miast, tracą kontakt z Kościołem.
Naturalnie, że dostrzegam takie sytuacje. Jednak moim zdaniem wszystko zależy od przywiązania do Chrystusa, do Kościoła i wiary w okresie buntu wobec otaczającego świata. Okres ten trwający właściwie od szkoły podstawowej, przez gimnazjum, aż po liceum jest niezwykle ważny dla wychowania. Jeśli na przykład maturzyści uczęszczali na spotkania młodzieżowe, to jestem przekonany, że odnajdują również swoje miejsce w parafiach wielkomiejskich, korzystając z oferty, która jest tam kierowana do studentów.
A jak jest z tą starsza młodzieżą? A więc ludźmi, którzy kończą studia i zaczynają normalne życie, które często prowadzi do tego, że Kościół staje się trzeciorzędny, a najważniejsza staje się rodzina, dzieci i praca albo praca, rodzina i dzieci?
W perspektywie luterańskiej kładzie się nacisk na osobiste przeżywanie wiary, osobiste spotkanie z Chrystusem, a także własne poszukiwanie odpowiedzi, dotyczących wiary. Jeżeli młody człowiek potrafi odpowiedzieć na egzystencjalne pytania z perspektywy Królestwa Bożego, to wtedy też, niezależnie od środowiska, w którym się znajduje, nie porzuci wiary. Jeśli wiara pozostaje tylko w sferze tradycji, przyzwyczajeń, kultu religijnego, to oczywiste jest, że w sytuacji, kiedy w życiu pojawiają się „ważniejsze sprawy”, jak życie rodzinne i praca zawodowa, nie będzie znajdywał czasu dla Pana Boga.
Powiedział Ksiądz Biskup, że sensem Roku Młodzieży, jest to, aby młodzież mogła odnaleźć swoje miejsce w Kościele. Przez wiele lat odpowiedzialny był Ksiądz za prowadzenie obozów młodzieżowych oraz organizowanie imprez ewangelizacyjno-misyjnych dla młodzieży. Czy w takim razie ogłoszenie Roku Młodzieży oznacza, że Kościół Ewangelicko-Augsburski ma problem z młodzieżą i nagle musi poszukiwać dla niej miejsca w Kościele?
Nie powiedziałem, że dopiero trzeba odnaleźć miejsce młodzieży w Kościele. Tematy poszczególnych lat związane są z duszpasterstwem. W minionym roku, Roku Rodziny, przyglądaliśmy się roli rodziny w Kościele, a tym razem zastanawiamy się nad znaczeniem młodzieży, co nie oznacza, że musimy od początku konstruować wizję obecności młodzieży w Kościele. Praca młodzieżowa w Kościele funkcjonuje, działa duszpasterstwo młodzieżowe i to o wiele dłużej niż moje w niej zaangażowanie. Początek mojej pracy z młodzieżą to lata 80. Od 1985 roku prowadziłem wyjazdy ogólnopolskie i z perspektywy mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że zmieniają się poglądy młodzieży i jej sposób patrzenia na świat, ale niezmienne pozostają jej pytania egzystencjalne: Po co żyję? Dokąd zmierzam? Jaki jest cel mojego życia? Z kim zwiążę swoje życie?, a także te związane z planowaniem kariery i całości dorosłego życia. Są to pytania uniwersalne zadawane zarówno w latach 80. jak i kolejnych dziesięcioleciach. Podejrzewam, że także dzisiaj młodzież ma te same problemy, choć wyraża je innym językiem.
Czyli model pracy duszpasterskiej nie powinien się na dobrą sprawę zmieniać?
Duszpasterstwo młodzieżowe powinno odpowiadać na te same egzystencjalne pytania, ale powinno nadawać tym odpowiedziom formę zrozumiałą dla dzisiejszej młodzieży. Pamiętam, że w latach 1981–1983 organizowane były tzw. „wieczory płytowe”. W ich trakcie puszczano płytę ze slajdami, na których pojawiały się tłumaczenia piosenek. Sala zawsze była wypełniona po brzegi i trzeba było wcześniej rezerwować sobie miejsce, aby móc wziąć udział w takiej imprezie. Gdybyśmy dzisiaj zaserwowali młodzieży taką rozrywkę, to konsekwencje byłyby do przewidzenia.
Stwierdził Ksiądz, że istotny jest model przejścia od tradycji do wiary jako spotkania z żyjącym Chrystusem. Jak to zrobić w szerszej przestrzeni? Pan Jezus ma swoje sposoby, aby dotrzeć do serca i je rozgrzać, ale Kościół musi mieć jakiś model przygotowywania do tego przejścia od wiary jako tradycji, która zagraża każdej wspólnocie wyznaniowej, nie opierającej się w głównej mierze na konwertytach tylko na ludziach, którzy rodzą się w tym wyznaniu, do wiary jako spotkania z żywym Chrystusem?
W Gliwicach, gdzie do tej pory byłem proboszczem, staraliśmy się pozyskać jak najwięcej osób do współpracy. Na przykład zabieraliśmy dzieci na wyjazdy adwentowe, mikołajkowe czy rekolekcje. Jeśli były to dzieci z pierwszej klasy szkoły podstawowej pracowali z nimi w pierwszej kolejności konfirmanci, którzy byli odpowiedzialni za koordynowanie prostych zadań. Podczas zajęć biblijnych gimnazjaliści uczyli młodszych wersetów z Pisma Świętego, opowiadali historie biblijne. Oczywiście nad gimnazjalistami i licealistami pracowali również studenci, a nad całością czuwały osoby, które miały uprawnienia do prowadzenia takich zajęć. W tym momencie grupa, licząca około 40 osób, składała się z bardzo różnych grup wiekowych, a główny punkt ciężkości pracy duszpasterskiej spoczywał nie na tych najmłodszych, al
e na gimnazjalistach i licealistach, którzy byli współodpowiedzialni za pracę z dziećmi. Oprócz wyjazdów prowadzone są szkółki niedzielne i lekcje nauczania kościelnego. To wszystko składa się na szeroki proces oddziaływania na młode osoby zaangażowane w misję Kościoła. W tym mają również swoją ważną rolę rodzice, co podkreślałem na wstępie. Kiedy udawało się nam włączyć rodziców do pracy młodzieżowej, efekty były bardziej widoczne.
Zawsze kiedy spotykałem się z rodzicami konfirmantów, mówiłem im o tym, że w ich interesie jest, aby zachęcali swoje dzieci do tego, by brały udział w spotkaniach młodzieżowych. W okresie dojrzewania i buntu młody człowiek musi znaleźć jakąś grupę, w której będzie mógł wyładować swoją energię i zaangażowanie. Jeżeli jest to parafialna grupa młodzieżowa, to jako duszpasterze gwarantujemy rodzicom, że grupa ta będzie spełniać podstawowe wymagania wychowawcze: młodzież nie będzie palić, spożywać alkoholu czy sięgać po narkotyki, ale będzie angażować się w uprawianie sportu. Zawsze też zachęcaliśmy młodzież, aby nie kończyła edukacji na poziomie liceum, ale by zdobywała wyższe wykształcenie. Całość dobrze funkcjonuje wtedy, gdy także rodzice spełniają swoją rolę i w okresie buntu lekko popychają dzieci w kierunku Kościoła.
Ale to zaangażowanie w życie Kościoła nadal może pozostawać na poziomie tradycji.
Wszystko zależy od tego, czego nauczamy. Skonfrontowany ze zwiastowaną Ewangelią każdy sam, z własnej perspektywy, powinien odpowiedzieć sobie na pytanie: czy wierzę Chrystusowi.
W Kościele Rzymskokatolickim często się mówi o sakramencie bierzmowania, który czysto społecznie odpowiada konfirmacji, że jest to sakrament zerwania z Kościołem. Czy podobne niebezpieczeństwo dotyczy również konfirmacji?
Ze smutkiem muszę stwierdzić, że także obserwujemy takie zjawisko. Jednak okres nauki konfirmacyjnej oraz treść niesiona przez tą uroczystość daje ogromne pole do pracy z młodym człowiekiem. Ważne by konfirmacja była szczerą decyzją wiary, świadomą deklaracją wierności Bogu i Kościołowi. Jednocześnie jest to okres, który pokazuje młodemu człowiekowi różnorodność Kościoła, przedstawia pola życia kościelnego, w które może zaangażować się ze swoją energią i kreatywnością, mając tym samym możliwość realizowania siebie. Całość wymaga szerokiej współpracy. Zaangażowani muszą być zarówno duszpasterze, jak i rodzice, a także starsi koledzy i koleżanki konfirmantów. Każdy z nich we właściwy sobie sposób. Nie można tutaj oczywiście pominąć roli zboru jako całości.
Obserwując ze strony mediów Kościół Ewangelicko-Augsburski można odnieść wrażenie, że Kościół ten wytracił nieco dynamizm misyjny i społeczny. Jest to trzeci co do wielkości Kościół chrześcijański w Polsce i w zasadzie prawie o nim w ogóle nie słychać. Czy to tylko wina mediów, czy jest też jakiś problem z siłą ewangelizacyjną polskich luteranów?
Trudno mówić o odczuciach i o nich dyskutować. Każde odczucie jest zawsze prawdziwe.
Ale możemy przytaczać ilość cytatów i odniesień, i one potwierdzą moje odczucie…
Z mojej perspektywy w ciągu ostatnich 20 lat Kościół Ewangelicko-Augsburski prowadzi intensywną działalność ewangelizacyjną. Powołał Centrum Misji i Ewangelizacji (CME). Udało nam się w CME stworzyć Szkołę Biblijną, w której co roku naukę rozpoczyna zarówno młodzież, jak i dorośli. Organizujemy tygodnie ewangelizacyjne od wielu lat w Dzięgielowie, a od kilku w Zelowie i Mrągowie. Organizujemy obozy misyjne „Filip”, podczas których młodzi ludzie przyjeżdżają do różnych parafii w całej Polsce i wychodzą z akcjami misyjnymi na zewnątrz. Jeśli zatem mówimy o misyjności Kościoła, jego dynamice ewangelizacyjnej, to z tej perspektywy jest ona większa niż jeszcze w latach 80. Oczywiście, jeśli wtedy organizowaliśmy wyjazdy do takich miejscowości jak Sorkwity na Mazurach, to na jeden turnus przyjeżdżało ok. 160 osób. Później w latach 90. liczba ta wahała się w granicach 80–90 osób, dziś jest to ok. 60 osób. Zmienia się świat, coraz łatwiej jest wyjechać zagranicę, czy w inny sposób zaplanować sobie wakacje. Jeśli mówimy o tym, czy Kościół jest widoczny, to sytuacja, w której się znajdujemy – i nie chcę tutaj wcale narzekać na media, aczkolwiek trochę by należało – to w ubiegłym roku Kościół nasz był dość widoczny w mediach, szczególnie w pierwszym półroczu.
Ale dotyczyło to spraw lustracyjnych…
Niestety, nie nie mamy wpływu na to, że wybór Biskupa Kościoła, czy jego wprowadzenie w Urząd nie budzą zainteresowania większości mediów Z naszej strony staramy się przekazywać jak najwięcej informacji w jak najbardziej profesjonalny sposób.. Kościół zatrudnił rzecznika prasowego, który przekazuje komunikaty prasowe w odpowiednim czasie, odpowiednim osobom. Natomiast zainteresowanie jest takie, jakie jest, i nie ma co narzekać. Takie są realia.
Księże Biskupie za nami Tydzień Modlitwy o Jedność Chrześcijan. W wywiadach, jakie Ksiądz udzielał różnym mediom, w tym Katolickiej Agencji Informacyjnej (KAI), przebrzmiewa wielki optymizm Księdza Biskupa, jeśli chodzi o stan polskiego ekumenizmu. Za każdym razem powołuje się Ksiądz na dokument, dotyczący małżeństw wyznaniowo mieszanych, przekonując, że sprawa ta jest obecnie największym wyzwaniem polskiego ekumenizmu. W wywiadzie udzielonym KAI ks. bp Tadeusz Pikus, odpowiedzialny w Konferencji Episkopatu Polski za ekumenizm, zapytany o dokument, szczególnie w części najbardziej kontrowersyjnej, czyli tzw. cautele (przyrzeczenia strony rzymskokatolickiej, że dzieci z takiego małżeństwa będą wychowane po katolicku), powiedział: „(…) należy zaznaczyć, że zgodnie z projektem strona katolicka wcale nie rezygnuje z cauteli, tylko okazuje również zrozumienie dla drugiej strony, która znajduje się w podobnej sytuacji, będąc zobowiązana do zachowania swojej wiary oraz ochrzczenia i wychowania w niej dzieci.” Innymi słowy: nihil novi. Dokument tak naprawdę nic nie zmienia, duszpasterstwo rodzin wyznaniowo mieszanych tak jak było, tak będzie. Nie wiemy w ogóle, czy ten dokument zostanie przyjęty, gdyż oprócz KEP musi się do niego ustosunkować watykańska Kongregacja Nauki Wiary. Nie wiemy też jak na ten dokument zareagują Kościoły członkowskie Polskiej Rady Ekumenicznej
Liczę na pozytywne ustosunkowanie się do tego dokumentu zarówno ze strony Kościołów członkowskich PRE, jak również ze strony rzymskokatolickiej.
Czy ten dokument nie jest przejawem ekumenizmu komisyjnego, który na całym świecie coraz rzadziej się sprawdza, a nadzieje ekumeniczne są na wyrost, jeśli uwzględnimy rzeczywistość polskiego ekumenizmu?
Jestem pełen optymizmu. Zarówno dla nas, jak i pozostałych Kościółów mniejszościowych w Polsce, jest sprawą bardzo istotną, by uregulować sprawy duszpasterstwa małżeństw o różnej przynależności wyznaniowej.
Ale ten dokument zupełnie nic nie zmienia
W moim odbiorze zmienia bardzo wiele.
To co zmienia?
Nie chcę się odnosić do tego, co powiedział bp Tadeusz Pikus. Natomiast, wynegocjowanie i przyjęcie proponowanego projektu dokumentu daje szansę parom podczas rozmowy z duchownym rzymskokatolickim podeprzeć się jego tekstem i podejmować samodzielnie decyzje, w jakim Kościele chcą brać ślub i w jakim Kościele chcą ochrzcić dzieci.
Ale przecież można powiedzieć, że tak już jest i to bez dokumentu. Jeżeli strona ewangelicka jest religijnie silniejsza w związku, bardziej zaangażowana w życie swojego Kościoła, to i tak ślub odbywa się w
Kościele ewangelickim, a nawet jeśli się odbywa w Kościele katolickim, to dzieci są później wychowywane w wierze ewangelickiej.
Nie zawsze taki scenariusz się sprawdza. Co ważniejsze nie chcemy stawiać ludzi w sytuacji, w której składają w Kościele przyrzeczenie ze świadomością, że zdecydowali i tak go nie dotrzymać. W mojej praktyce duszpasterskiej spotykałem się z parami o różnej przynależności wyznaniowej, które przychodziły do naszego Kościoła i pytały o możliwości zawarcia związku małżeńskiego. Wówczas informowałem je o różnych rozwiązaniach i procedurach związanych z zawarciem ślubu w Kościele luterańskim lub rzymskokatolickim. Trzeba pamiętać, że jeśli ewangelik zawiera ślub w Kościele rzymskokatolickim ten ślub jest przez nasz Kościół uznawany. Jeżeli katolik zawiera ślub w Kościele ewangelickim bez uzyskania odpowiedniej dyspensy to wtedy z perspektywy Kościoła Rzymskokatolickiego ślub ten nie może być uznany. Dlatego informowałem także o możliwości wystąpienia o dyspensę i zwykle strona katolicka o taką dyspensę się starała.
Może najlepszą metodą jest ta, która była i wciąż jest stosowana w regionach o dużej obecności Kościołów mniejszościowych w Polsce, że niezależnie od tego, co się podpisywało, obowiązywała prosta zasada: chłopcy wychowani są w wyznaniu ojca, a dziewczynki w wyznaniu matki. Sytuacja jest klarowna. Przez wiele pokoleń tak bywało, szczególnie między katolikami i prawosławnymi.
Nie orientuję się, jak to funkcjonowało między katolikami a prawosławnymi, ale wiem, że obecnie, jeśli mówimy o ewangelikach i katolikach, takie rozwiązanie powoduje dość duże rozbicie w rodzinie. Miałem w parafii rodziny, które się na nie zdecydowały. Nie były one do końca szczęśliwe.
To dlatego Ksiądz Biskup powiedział w wywiadzie dla KAI, że najgorszym rozwiązaniem jest takie, gdy pierwsze dziecko zostało ochrzczone w jednym Kościele, a drugie w innym?
Oczywiście, że tak.
Ale dlaczego? Rodzina i tak jest rozbita wyznaniowo, gdyż jeden z małżonków jest innego wyznania i to rozbicie jest faktem.
Problem tkwi w tym, że to rozwiązanie nie uwzględnia wszystkich okoliczności. W miarę upływających lat rodzice przywiązują się do jednego z Kościołów i tak naprawdę zaczynają ciążyć do jednej ze wspólnot, niezależnie od tego, czy jest to Kościół rzymskokatolicki czy ewangelicko-augsburski. To dziecko, które jest wtedy wychowane w wyznaniu, z którym więzy są słabsze jest pozostawione w pewnym sensie same sobie. Kolejnym problematycznym aspektem jest sytuacja, w której pojawia się rodzeństwo. Wtedy mamy do czynieni z pewną dychotomią w rodzinie. Problem ten by nie istniał gdybyśmy teologicznie byli jedno, ale wtedy byłby jeden Kościół. Tymczasem istnieją różnice, wynikające z innego spojrzenia na ważne zagadnienia wiary.
Jakie są największe wyzwania stojące przed ekumenizmem w Polsce?
W tej chwili trudno mi się wypowiadać jednoznacznie, gdyż pełnię swoją posługę dopiero kilka tygodni. Brałem udział w nabożeństwach podczas Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan, mam również zamiar uczestniczyć w innych spotkaniach ekumenicznych. Potrzebuję trochę więcej czasu, abym poznał problematykę ekumeniczną z perspektywy ogólnokościelnej i mógł z pełną odpowiedzialnością na takie pytanie odpowiedzieć.
To jak z perspektywy byłego proboszcza Parafii w Gliwicach wyglądają wyzwania stojące przed Kościołem Ewangelicko-Augsburskim w Polsce?
W aspekcie ekumenicznym?
Nie tylko, także w perspektywie ogólnej. Do ekumenizmu jeszcze wrócimy.
Wyzwania, jakie przed nami stoją, należałoby podzielić na kilka kategorii. Jeśli patrzymy z perspektywy wychodzenia na zewnątrz, to powinniśmy być Kościołem bardziej otwartym. To znaczy takim, który z jednej strony potrafi wyraźnie mówić o sobie i swoim nauczaniu, ale także nie zamyka się w schematach. Z pewnością nasze doświadczenie jako Kościoła mniejszościowego sprawia, że w niektórych przypadkach jesteśmy zamknięci w sobie, budujemy mury, które oddzielają nas od rzeczywistości. Musimy nauczyć się otwierać na innych i doskonalić umiejętność mówienia o tym, co zwiastujemy i czego dokonujemy. W perspektywie wewnętrznej powinniśmy zwrócić uwagę na ciągłe dokształcanie się duchownych, ale nie tylko ich, lecz także świeckich, dlatego że trendy, które pojawiają się w świecie, dotykają także nas. Mam tu na myśli zeświecczenie, ale również problemy rodzin oraz pojedynczych osób. W takiej sytuacji duchowny albo będzie dobrym duszpasterzem, który będzie potrafił udzielić wsparcia potrzebującym albo też nie podoła takiemu wyzwaniu, i potrzebujący będą zmuszeni szukać pomocy w innych miejscach, gdzie ją otrzymają lub też nie. Jeżeli duszpasterz będzie dobrze przygotowany do udzielania wsparcia osobom, borykającym się z różnymi problemami, małżeństwom przeżywającym kryzys, to wówczas zbór będzie żył. Kościół musi odpowiadać na potrzeby i niepokoje, jakie w danym momencie zajmują ludzi. Oczywiście pozostaje jeszcze cała garść tematów, jak kwestie ekonomiczne i strukturalne w Kościele, ale nie sądzę, że są to zagadnienie, które należy poruszać na zewnątrz.
Jeszcze przed wyborami nowego Biskupa Kościoła na łamach Zwiastuna Ewangelickiego ukazywały się teksty z wypowiedziami kandydatów na różne zagadnienia w tym nt. ekumenizmu. Wyraził Ksiądz Biskup opinię, że Kościół Ewangelicko-Augsburski powinien odgrywać dominująca rolę w Polskiej Radzie Ekumenicznej. Co to oznacza? I jak Ksiądz chce zrealizować swój zamiar?
Luteranie zawsze byli tymi, którzy podejmowali działania na rzecz odnajdywania przestrzeni ekumenicznej współpracy z innymi Kościołami. Tę tradycję powinniśmy jako luteranie kontynuować.
A gdzie są te przestrzenie wspólnej pracy? Poza tymi przestrzeniami, które się powtarzają co roku, kiedy wszyscy się spotykają i jest fantastycznie, odbywają się nabożeństwa. Gdzie poza Tygodniem Modlitw o Jedność Chrześcijan jest przestrzeń ekumenicznej współpracy tak z Kościołami PRE, jak i z tymi, które do niej nie należą.
Nie będę tutaj oryginalny, już o tych możliwościach współpracy parokrotnie wspominałem. Jest to przestrzeń diakonii, niesienia pomocy również w sytuacjach kryzysowych jak powodzie czy trzęsienia ziemi. Innym obszarem jest wspólne głoszenie Ewangelii w miejscach misyjnych. Myślę, że możemy to czynić wspólnie.
A w jaki sposób? Łatwo powiedzieć, że zawsze głosimy tego samego Chrystusa, ale jest On głoszony przez konkretne wyznania.
Pierwsze wyznanie chrześcijańskie ‘Jezus Chrystus, Boży Syn, Zbawiciel’ jest jednakowe dla wszystkich chrześcijan. Jeśli podejmujemy inicjatywę niesienia pomocy ludziom w Afryce, którzy potrzebują dostępu do czystej wody, to składamy świadectwo.
Ale to jest praca charytatywna, diakonijna, a nie ewangelizacyjna.
Jeśli przy okazji dajemy do ręki Pismo Święte, to mimo wielu tłumaczeń i różnic, jest to wciąż ta sama Biblia, zawierająca te same fundamentalne treści. Możemy wspólnie mówić o tym, że Jezus jest Panem – w tym wyznaniu jesteśmy zgodni.
Czy w tym stwierdzeniu o nadawaniu tonu pracom Polskiej Rady Ekumenicznej mogłoby się mieścić stymulowanie pewnych dyskusji teologicznych między Kościołami tak jak to jest choćby w Kościołach na zachodzie Europy, gdzie ekumenizm na płaszczyźnie teologicznej jest o wiele bardziej zaawansowany niż w Polsce. Przykładem jest chociażby Wspólna Deklaracja o Usprawiedliwieniu, która w Polsce została „odtrąbiona”, jednak tak naprawdę poza kilkoma publikacjami i sympozjami, Wspólna Deklaracja, która jest sztandarowym dokumentem dialogu ekume
nicznego między Kościołami członkowskimi Światowej Federacji Luterańskiej a Kościołem Rzymskokatolickim, w Polsce nie ma praktycznie żadnego znaczenia. Czy wyobraża sobie Ksiądz Biskup taką sytuacje w Polsce, w której Kościół Ewangelicko-Augsburski aktywnie wspiera dialog teologiczny w Polsce?
Oczywiście. Mówiąc o nadawaniu tonu pracy ekumenicznej, myślałem o spojrzeniu w głąb własnego Kościoła, inspirowaniu duchownych, szczególnie młodego pokolenia, aby włączali się w poszczególne działania Polskiej Rady Ekumeniczne, a także zachęcania tych, dla których ekumenizm jest powołaniem, aby realizowali się na różnych polach działalności ekumenicznej. Właśnie poprzez włączenie się większej liczby świeckich i duchownych w ruch ekumeniczny, możemy bardziej wpływać na polski ekumenizm.
Model ekumenizmu, o którym Ksiądz Biskup mówił, byłby fantastyczny, gdyby to było 20 lat temu, kiedy wszystkie wspólnoty chrześcijańskie w Polsce przeżywały zachłyśnięcie się ekumenizmem. W tej chwili można odnieść wrażenie, że w tej chwili prawie wszystkie odczuwają pewne zmęczenie ekumenizmem, czy wręcz przekonanie, że poza deklaracjami, zresztą nie tak bardzo przełomowymi, dialog ekumeniczny nie posunął się za bardzo do przodu. Stąd też rodzi się pytanie, czy czasem nie trzeba poszukać zupełnie nowego modelu rozmów i dialogu, który zastąpiłby model zawodowego dialogizmu, który zupełnie nie posuwa nas do przodu.
Być może rzeczywiście trzeba poszukać, będę się uważnie przyglądał czym jest i czym może być ekumenizm z perspektywy ogólnokościelnej. Natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę ekumenizm „na dole”, w parafiach, to jest on bardzo różny – czasami sprowadza się tylko do Tygodnia Modlitwy o Jedność Chrześcijan, jednak w innych miejscach oprócz tego istnieją różne formy działań ekumenicznych, wskazujące na dobre relacje, świadczą o nich gesty udostępniania kościołów czy organizowania wspólnych przedsięwzięć ewangelizacyjnych, które dzieją się na terenie Śląska. Ponadto warto pamiętać o codziennych kontaktach, kiedy ludzie o podobnych problemach z różnych Kościołów spotykają się i rozmawiają, być może trudno nazwać to ekumenizmem, ale są one ważnym komponentem chrześcijańskiego współistnienia. . Istnieją także przypadki ekumenizmu u podstaw na płaszczyźnie muzycznej, gdy w chórach ewangelickich śpiewają katolicy lub ludzie innych wyznań. W parafiach ta płaszczyzna jest najważniejsza, natomiast w perspektywie bardziej uniwersalnej musimy włożyć więcej wysiłku opracowywania różnych dokumentów, które będą praktycznie pomagać ludziom, przynależącym do różnych Kościołów. Nawet jeśli praca nad danym dokumentem zajmie 10 lat, to nie jest to zbyt długi czas i nie będzie to czas stracony. Warto włożyć wysiłek, aby przygotowywany dokument został przyjęty, także przez największy Kościół, który w ten sposób będzie mógł zaakceptować optykę Kościołów mniejszościowych. Jestem pełen optymizmu, że po stronie Kościoła Rzymskokatolickiego istnieje wola, aby przyjąć i podpisać dokument, dotyczący małżeństw wyznaniowo mieszanych.
Być może ta opcja nie jest wspólna. Niektórzy prawosławni duchowni – nie mówię w tej chwili o polskiej Cerkwi – wprost odradzają młodym zawieranie ślubu z osobami innych wyznań. Zdrowsza sytuacja dla małżeństwa jest wtedy, kiedy jest ono jednolite wyznaniowo. Przekłada to się również na lepszą sytuacje przyszłego potomstwa, szczególnie jeśli małżonkowie są mocno zaangażowani religijnie.
Oczywiście, że zdecydowanie najlepsza sytuacja jest wtedy, gdy rodzina należy do jednego Kościoła. Żyjemy jednak w świecie, w którym nie zawsze wszystko przebiega po naszej myśli. Młodzi ludzie spotykają się z osobami innego wyznania.Nie żyjemy w XIX wieku, kiedy to rodzice wskazywali z kim wolno ożenić się lub wyjść za mąż. Dziś ludzie sami dokonują wyboru i jeśli Kościół jest dla obydwu stron ważny, to należy im pomóc w rozwiązywaniu powstających trudności.
Zapytam więc nieco przewrotnie, czy o wiele większym problemem w przypadku małżeństw wyznaniowo mieszanych nie jest to, że obydwa Kościoły są im obojętne, nie czują z nimi więzi, a nie kwestia tego, gdzie wychować dzieci czy też spory natury teologicznej. I często bywa tak, że jeśli ktoś się przejmuje tym, w którym Kościele wezmą ślub, to jest to babcia, a nie rodzice. Zatem zdecydowanie ważniejsze od tego, w którym Kościele małżeństwo zostanie zawarte jest to, aby przystępowali do tej uroczystości świadomie jako chrześcijanie.
Zgadzam się, lecz jeśli zbudujemy młodym kolejną barierę, damy im kolejny problem do rozstrzygania związany z podpisywaniem zobowiązań w takim czy innym miejscu, to proszę zauważyć, że nakłanianie kogokolwiek do podpisywania jakichkolwiek deklaracji…
Strona nierzymskokatolicka nie podpisuje w tej chwili żadnych deklaracji
Ale katolicka podpisuje. Może mieszam się w nieswoje sprawy, ale jedno jest związane z drugim, — to również działa na niekorzyść osoby, która nic nie podpisuje. Każdy zna swoje prawa i coraz częściej ludzie buntują się przeciwko temu, że ktoś nas do czegoś zmusza.
Przecież przynależność do Kościoła jest dobrowolna
Owszem.
Będąc w Kościele automatycznie akceptujemy pewne wymagania.
Tak, ale w sytuacji, gdy te wymagania sięgają głębiej, to może dojść do sytuacji, w której dana osoba odsunie się od Kościoła.
W tym, co mówi Ksiądz Biskup istnieje pewne niebezpieczeństwo, bo możemy zrezygnować z kolejnych wymagań i w końcu cieszyć się tym, że ludzie w ogóle przychodzą i nie stawiać żadnych wymagań. Takie pomysły – i nie mówię tu o polskich Kościołach, które są bardzo, w dobrym słowa tego znaczeniu, zachowawcze – niestawienia wymagań w bardzo wielu wspólnotach zachodnich już funkcjonuje i przynosi złe efekty.
Daleki jestem od promowania relatywizmu teologicznego czy moralnego. Chciałbym jednak w tym kontekście zwrócić uwagę szczególnie na perspektywę duszpasterską. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że jest pan narzeczonym, a przyszła małżonka jest wyznania ewangelicko-augsburskiego. Pan u siebie w parafii musi coś podpisać, a narzeczona też ma konkretne zobowiązania. Jak się wtedy czujecie? W jaki sposób ze sobą rozmawiacie, siadacie ze sobą przy stole i opowiadacie, co podpisaliście lub do czego się zobowiązaliście w ciągu jednego dnia? Dwie deklaracje i konieczność podjęcia decyzji: gdzie weźmiemy ślub i będziemy wychowywać swoje dzieci.
Ale bez deklaracji problem jest taki sam.
Proszę powiedzieć, jaką decyzję podejmujecie.
Dokładnie taka sama sytuacja będzie, jeśli tych przysiąg nie będzie, gdyż katolik nadal będzie uważał, że pełnia prawdy trwa w Kościele Rzymskokatolickim.
Nalegam na udzielenie odpowiedzi: co w sytuacji, gdy w dwóch Kościołach trzeba złożyć podobne deklaracje. Czy nie jest tak, że trzeba podjąć decyzję, które przyrzeczenie trzeba złamać?
A to nie jest tak samo, jeśli nie podpisujemy?
Nie, gdyż wtedy jedna albo druga strona zgadza się, aby dziecko było ochrzczone w Kościele współmałżonka. I nie łamie przy tym żadnej przysięgi.
6 stycznia został Ksiądz wprowadzony w urząd Biskupa Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Kiedy nadszedł uroczysty moment nałożenia apostolskim zwyczajem rąk na głowę nowego biskupa podeszły dwie biskupki. Kościół luterański w Polsce nie ordynuje kobiet na urząd prezbitera, ale uznaje ordynację kobiet innych Kościołów. Znając nieco sceptyczny pogląd Księdza Biskupa wobec ordynacji kobiet oraz stanowisko Synodalnej Komisji ds. Teologii i Konfesji, która stwierdziła, że nie ma teologicznych
przeciwwskazań, a jedynie natury ekonomicznej, społecznej i, niewiadomo dlaczego, ekumenicznej. W związku z tym mam pytanie: Czy w najbliższym czasie, miesiącach, latach dołoży Ksiądz Biskup starań, aby te przeszkody społeczne, ekonomiczne zostały usunięte?
Decyzja o dopuszczeniu kobiet do ordynacji w posłudze prezbitera leży w gestii Synodu Kościoła. Mam w nim jeden głos. Osobiście dostrzegam trudności związane nie tyle z zagadnieniami ekonomicznymi, co ubezpieczeniami społecznymi, kwestiami społecznymi oraz kulturowymi.
Ale parafie, w których służą kobiety jako diakonki mają pozytywne doświadczenia, i wierni pytają, dlaczego kobiety nie mogą pełnić wszystkich tych funkcji, skoro i tak robią praktycznie to samo, co wikariusze, czy nawet proboszczowie parafii. Czy zatem widzi Ksiądz Biskup teologiczne przeszkody?
Synodalna Komisja Teologii i Konfesji stwierdziła, że takich przeszkód nie ma.
Czyli Ksiądz Biskup nie do końca zgadza się ze stanowiskiem komisji?
Jestem gotowy i otwarty do otwartej dyskusji nt. ordynacji kobiet. Możemy się wspólnie zastanowić nad wieloma sprawami, natomiast musi to być nasza wewnętrzna decyzja, podejmowana bez jakichkolwiek nacisków. Sprawa ta musi być rozstrzygnięta wewnątrz Kościoła.
Księże Biskupie, dziękujemy za rozmowę.
+++
:: Ekumenizm.pl: Rok Młodzieży w Kościele luterańskim
:: Ekumenizm.pl: Bp Jerzy Samiec zwierzchnikiem polskich luteranów
foto: Archiwum Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego