Życie przegrało w Portugalii
- 12 lutego, 2007
- przeczytasz w 4 minuty
W Portugalii zakończyło się referendum na temat aborcji. Propozycja depenalizacji procederu aborcyjnego może jednak upaść z braku niskiej frekwencji. Niewiele ponad 30% Portugalczyków wzięła udział w referendum, dlatego – zgodnie z portugalskim prawem – jest ono nieważne.Większość głosujących od 57 do 61 proc. zaaprobowała liberalizację prawa aborcyjnego (PAP). Jeśli się jednak weźmie pod uwagę fakt, że środowiska katolickie wzywały do bojkotu referendum, to można ogłosić zwycięstwo […]
W Portugalii zakończyło się referendum na temat aborcji. Propozycja depenalizacji procederu aborcyjnego może jednak upaść z braku niskiej frekwencji. Niewiele ponad 30% Portugalczyków wzięła udział w referendum, dlatego – zgodnie z portugalskim prawem – jest ono nieważne.
Większość głosujących od 57 do 61 proc. zaaprobowała liberalizację prawa aborcyjnego (PAP). Jeśli się jednak weźmie pod uwagę fakt, że środowiska katolickie wzywały do bojkotu referendum, to można ogłosić zwycięstwo ruchów pro-life. Gdyby Portugalczycy uznali depenalizację aborcji za ważną to z pewnością zgromadziliby się przy urnach – uważają przedstawiciele tych ruchów.
Lewicowy rząd portugalski zapowiada, że nawet jeżeli mniej niż połowa elektoratu weźmie udział w referendum to postąpi zgodnie z rezultatem referendum i depenalizuje aborcję. Może to oznaczać długą batalię prawną.
Oblepiona plakatami Portugalia była świadkiem bardzo ostrej kampanii. Ruchy obrońców życia wspierane przez Kościół katolicki zorganizowały potężną akcję przeciwko przerywaniu ciąży. 10 lutego patriarcha Lizbony zwrócił uwagę, że każdy zgodnie ze swoim sumieniem będzie odpowiedzialny za fundamentalną decyzję dotyczącą życia ludzkiego i społeczeństwa. Kard. José da Cruz Policarpo wskazał, że decyzja sprzyjająca zabójstwu nienarodzonych jest dramatem. Dlatego robienie z aborcji należnego prawa będzie miało tragiczne konsekwencje dla cywilizacji.
Podczas Eucharystii w Fatimie sprawowanej 13 stycznia przez 12 biskupów i kilkudziesięciu kapłanów apelowano, by odważnie bronić życia. Wielu wiernych modliło się w tej intencji, pielgrzymując na kolanach do Groty Objawień. Przed sanktuarium zorganizowano też wystawę ukazującą dramatyczne zdjęcia dokonanych aborcji.
Wielu komentatorów przewidywało, że jeżeli ustawa popierana przez komunistów i lewicowy rząd przejdzie, razem z nią wzrośnie presja na Polskę, Irlandię i Maltę, by i one “zliberalizowały” swoje ustawy.
“Portugalia znalazła się w samym centrum ogólnoeuropejskiej batalii o aborcję. Cały czas wywiera się na nas naciski, że mamy archaiczne prawo i że musimy je zmienić” – powiedziała DZIENNIKOWI Isabel Pedro z organizacji Juntos Pela Vida. Jeszcze w przededniu głosowania anglojęzyczne media nazywały referendum “testem na nowoczesność” katolickiego kraju. “Mamy do wyboru: albo pozostanie wśród najbardziej konserwatywnych krajów, albo nowoczesność” — mówił na jednym z ostatnich wieców proaborcyjnych socjalistyczny premier José Sócrates.
Obecna ustawa, pochodząca z 1984 r., przewiduje karę do trzech lat więzienia dla kobiety, która podda się nielegalnej aborcji, i od dwóch do ośmiu lat więzienia dla lekarza, który jej dokona.
Ustawa pozwala na aborcję w ciągu pierwszych 12 tygodni ciąży, jeśli jest ona wynikiem gwałtu bądź zagraża zdrowiu względnie życiu kobiety.
W tym momencie w Portugalii depenalizacja aborcji jest tematem numer jeden. Niemniej jednak nie ma dokładnych sondaży ilu Portugalczyków jest za legalizacją aborcji, a ilu przeciw – powiedział Radiu Watykańskiemu Joăo Rodrigues MIC. Przypomniał, że jest to już druga próba partii lewicowych chcących za wszelką cenę uprawomocnić przerywanie ciąży. Pierwsze takie referendum miało miejsce w 1998 r., jednak wówczas próba legalizacji aborcji nie powiodła się. Zdaniem portugalskiego marianina jego rodacy, nawet idący na referendum i głosujący za aborcją, nie są przekonani o moralnej słuszności podejmowanej decyzji. Motywacja głosujących za niekaralnością aborcji często związana jest z kompleksem „odstawania” od zsekularyzowanych krajów zachodnich, „wolnych od jakiegokolwiek wpływu Kościoła i moralności”. Portugalczycy głęboko w sercu opowiadają się za życiem – uważa Rodrigues.
Komentarz
Biskupi modlili się w Fatimie do Matki Bożej o obronę życia. Pomoc nadeszła. Chrześcijanie dobrze zorganizowani mogą dotrzeć do współczesnych ludzi ze swoimi argumentami i przekonać ich.
Od czasów Bernarda Nathansona, który z wielką odwagą ujawnił kulisy lobby proaborcyjnego bardzo wiele się zmieniło. Chrześcijanie potrafią już współpracować między sobą w obronie takich wartości jak ludzkie życie. Ale to nie wszystko. Odnaleźli swoje miejsce w komunikacji społecznej. Ukazywani w mediach jako awanturnicza mniejszość znaleźli sposoby, by dotrzeć z informacją o swoim stanowisku do zwykłych ludzi, którzy swoją opinię kształtowali w oparciu o przekaz mediów komercyjnych. Ruchy pro-life nie są już zakompleksioną mniejszością.
Budzi się jednak refleksja: jeśli prawda i tak ważne decyzje, jak życie i losy dzieci zależą od skuteczności na poziomie profesjonalnego wpływu społecznego to czy mechanizm demokracji polegający na wolnej debacie jeszcze funkcjonuje?
Ruchy pro-choice dominują w mediach komercyjnych, ruchy pro-life w komunikacji niszowej. A przecież i tu i tu powinno dochodzić do konfrontacji merytorycznej, odkłamanej, nie emocjonalnej. Bo debata oparta o reguły wpływu społecznego nigdy nie będzie wolną i mądrą. Nie chodzi w niej o odkrycie prawdy, tylko o przekonanie społeczeństwa do swoich racji.
Prawdą jest, że tego swoistego marketingu obrońcy życia nauczyli się od jego przeciwników.
Portugalskie referendum podlegało naciskom międzynarodowym. Liechtenstein, Irlandia, Malta, Polska to cztery kraje, w których aborcja nie jest dozwolona. Dlaczego wywiera się na nie takie naciski, by zmieniły swoje prawo. Być może są wyrzutem sumienia dla liberalnych potęg. Obywatele Europy oświeconej mogą mieć wątpliwości „aborcyjne” i mogą zacząć reflektować nad słusznością takiej wolności, którą buduje się kosztem innych.