
- 18 stycznia, 2017
- przeczytasz w 5 minut
Niedziela 15 stycznia była obchodzona w Kościele rzymskokatolickim po raz 103. jako Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy, o czym większość wiernych usłyszała na początku mszy. I tyle. Bo temat drażliwy, a w dodatku to, co Kościół ustami swych hierarchów mówi ofi...
Krokodyle łzy nad losem uchodźców
Niedziela 15 stycznia była obchodzona w Kościele rzymskokatolickim po raz 103. jako Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy, o czym większość wiernych usłyszała na początku mszy. I tyle. Bo temat drażliwy, a w dodatku to, co Kościół ustami swych hierarchów mówi oficjalnie, niekoniecznie przenika do szerokiego grona wiernych.
Temat jest drażliwy, bo z badań opinii publicznej wynika, że prawie 70% z nas jest przeciwnych przyjmowaniu uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki.
W dodatku zwolennicy przyjmowania znajdują się przeważnie wśród osób o lewicowych poglądach, co oznacza, że wśród wiernych Kościoła przeciwników przyjmowania uchodźców może być więcej niż 70%. Zgodnie z tym samym badaniem CBOS niechęć do przyjmowania bliskowschodnich uchodźców wzrosła o 18% w ciągu ostatniego roku.
A przecież w 2015 roku o uchodźcach wypowiadali się polscy biskupi, którzy — zdać by się mogło — wyraźnie wskazywali, że pomoc uchodźcom należy do obowiązków chrześcijanina. I tak prymas Polski, arcybiskup Wojciech Polak pisał: „Jesteśmy wezwani, by rozpoznać twarz Chrystusa w uchodźcach, bo byłem przybyszem, mówił, a przyjęliście mnie”. Również przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki apelował: „Trzeba, żeby każda parafia przygotowała miejsce dla tych ludzi, którzy są prześladowani, którzy przyjadą tutaj, oczekując pomocnej ręki i tego braterstwa, którego gdzie indziej nie znajdują”. Również, zdaniem abp. Henryka Hosera, Kościół powinien się włączyć w proces przyjmowania uchodźców i zrobi wszystko, co w jego mocy, by takiego wsparcia udzielić. Był również apel ekumeniczny ws. uchodźców wystosowany wspólnie przez Konferencję Episkopatu Polski i Polską Radę Ekumeniczną.
Wygląda więc na to, że oficjalne wypowiedzi hierarchów o uchodźcach albo nie dotarły do wiernych, bo nie zostały szeroko rozpropagowane, albo zostały zlekceważone. Pytanie, czy hierarchowie się tym przejęli i czy aby na pewno chcą, by wierni wiedzieli, jakie jest oficjalne stanowisko Kościoła w tej kwestii. W ubiegłym roku episkopat wyraził poparcie dla inicjatywy Caritas dotyczącego tzw. korytarzy humanitarnych. Tylko, że ponieważ nie da się tego — jak twierdzą biskupi — zrobić bez współdziałania polskim rządem projekt jest nadal piękną inicjatywą na papierze. Oczywiście trudno wymagać, by przy takim nastawieniu opinii publicznej rząd się palił do realizacji — nawet gdyby był innego zdania niż opinia publiczna i chciał to zrealizować. Jednak Kościół mógłby starać się coś z tą opinią zrobić.
Mówiąc jednak szczerze, nie sądzę, żeby osoba regularnie uczęszczająca do Kościoła mogła często — jeśli w ogóle — usłyszeć, że pomoc osobom żyjącym w warunkach wojny lub poniżej godności jest powinnością chrześcijan. Zdecydowanie częściej słychać, że nie można pomagać narażając się na ewentualne niebezpieczeństwa albo wręcz — jak to na przykład biskup płocki Piotr Libera wprost stwierdził w ubiegłym roku — że stosunek do uchodźców wynika z nauki, “jaką zaczerpnęliśmy z tamtych zmagań Polski, Mazowsza z Krzyżakami, pozostała w nas na zawsze: jak raz wpuścisz do domu obcego — wpuścisz do domu dopiero budowanego, do domu małego, domu słabego, to możesz zgotować sobie wielką biedę”. Biskup skrytykował też kraje Europy Zachodniej przyjmującej uchodźców za kierowanie się chorą ideologią pluralizmu. W dodatku przykład dosyć kuriozalny, bo wszak Krzyżacy byli katolickim zakonem, który pomagał polskiemu katolickiemu księciu bronić Mazowsza przed poganami, a wcześniej walczył z muzułmanami w Ziemi Świętej. Trudno też ich nazwać uchodźcami, bo do Polski nie przybyli bezpośrednio z Palestyny, w której przegrali wojnę.
Pytanie więc brzmi czy prawdziwa opinia większości hierarchów polskiego Kościoła rzymskokatolickiego na temat przyjmowania uchodźców nie jest taka jak opinii publicznej i biskupa Libery. I niestety, można się obawiać, że odpowiedź brzmi — tak. Bo jakoś włoski episkopat mógł poradzić sobie z rządem i przy jego pomocy zrealizuje projekt korytarza humanitarnego, dzięki czemu do Włoch przyjedzie 500 uchodźców, którzy przebywają teraz w Etiopii. A na Półwysep Apeniński corocznie przybywają ich setki tysięcy. Ale jak to powiedział sekretarz generalny Włoskiej Konferencji Biskupów: “Zbyt często jedynie opłakujemy migrantów, którzy tracą życie podczas przeprawy przez morze, a sami nie mamy odwagi, by zmienić zaistniałą sytuację”.
U nas jedyny zrealizowany program to Rodzina Rodzinie, czyli pomoc Caritas dla rodzin przebywających w Aleppo lub obozach dla uchodźców w Libanie. Do końca zeszłego roku to wsparcie otrzymało 1,1 tysiąca rodzin. Możemy sypnąć groszem (chyba nie zanadto) i wysłać jedzenie, ale, Broń Boże, nie chcemy mieć osób zagrożonych utratą życia u nas. Wytłumaczeniem tej postawy ma być oczywiście strach przed sprowadzeniem terrorystów czy wręcz szerzej — obcych nam kulturowo ludzi. Tylko czy ten strach nie jest też specjalnie podsycany i najczęściej można przeczytać wyłącznie negatywne informacje związane z uchodźcami? Czy Kościół nie powinien stanowczo upominać wiernych przed nieprzekazywaniem niesprawdzonych informacji zamiast dodatkowo podsycać strach twierdząc, że zachodnimi krajami rządzą imigranci oraz polityczna poprawność a chrześcijanie są obywatelami drugiej kategorii? A z tego typu wypowiedzi wierny zdecydowanie ma szansę spotkać się częściej czy to ze strony księży czy biskupów niż z cytowanymi na początku wypowiedziami kilku hierarchów.
Do niesprawdzonych informacji zaliczam np. szeroko znany wywiad zamieszczony pierwotnie w Gazecie Prawnej z Polką, która twierdziła, że miejscowość w Niemczech, w której mieszkała zmieniła się za sprawą uchodźców z raju w piekło. Równie szeroko znany nie jest już artykuł Ewy Wanat zamieszczony w Tygodniku Powszechnym, która zweryfikowała fakty podane w wywiadzie. W rezultacie z faktów ostał się jeden — ten, że pani, która udzieliła wywiadu rzeczywiście opuściła tę miejscowość w Niemczech.
W każdym razie oczekuję, że mój Kościół poważnie zastanowi się, jak zmienić nastawienie wiernych do ludzi uciekających przed wojną czy nawet nędzą na bardziej chrześcijańskie. Bo to, co miało miejsce w Światowy Dzień Uchodźcy i Migranta — czyli niechętne wspomnienie i nieszczere wyrzuty maskowane wyliczaniem projektów i uwarunkowań dlaczego projekty nie mogą być zrealizowane — było żenujące.