
- 10 stycznia, 2015
- przeczytasz w 8 minut
Czy polskich luteran czeka awantura o seks i rozumienie rodziny? Najwyraźniej tak - przynajmniej taka wydaje się intencja pewnego wystąpienia podczas synodu największej liczebnie diecezji luterańskiej w Polsce.
Awantura o rodzinę i homoseksualizm u polskich luteran?
Czy polskich luteran czeka awantura o seks i rozumienie rodziny? Najwyraźniej tak — przynajmniej taka wydaje się intencja pewnego wystąpienia podczas synodu największej liczebnie diecezji luterańskiej w Polsce.
Podczas Synodu Diecezji Cieszyńskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego synodałowie wysłuchali wystąpienia ks. Leszka Czyża (Wisła Malinka) nt. spojrzenia na rodzinę i seksualność człowieka. Wystąpienie prezentowało nie tylko co najmniej kontrowersyjne tezy „biblistyczne”, ale też propagowało treści duszpastersko niebezpieczne i nieodpowiedzialne — przynajmniej tak wynika ze zmodyfikowanego tekstu wystąpienia, które ukazało się drukiem w Głosie Parafialnym Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Ustroniu. Tekst został sygnowany przez jeszcze jednego duchownego, ks. Marka Londzina (Dzięgielów).
Tekst przypomina obwieszczenie urzędu nauczycielskiego. Wysuwa roszczenie, że bynajmniej nie chodzi o prywatną opinię dwóch duchownych, magistrów teologii ewangelickiej, ale o autentyczne świadectwo Pisma Świętego. Co więcej autorzy nie dopuszczają innej refleksji, zabezpieczając się ekskluzywnymi stwierdzaniami „niezgodny z Pismem”, „Pismo potępia” itd. oraz stawiając de facto swoją analizę tekstu biblijnego na równi z samym tekstem. Ale od początku.
Małżeństwo i rodzina
Autorzy przywołują cytaty z Pisma Świętego, dotyczące stworzenia człowieka (nie ma rozgraniczenia na różne antropologie ukazywane w dwóch różnych opisach stworzenia świata!), przykazań i związku małżeńskiego. Obok Pisma występuje „autorytet wspierający” w postaci publikacji nieżyjącego profesora teologii ewangelickiej prof. W. Benedyktowicza (metodysty). Autorzy stwierdzają, że „współżycie seksualne według zaleceń Boga może mieć miejsce jedynie między jednym mężczyzną i jedną kobietą, wewnątrz trwałej i nierozerwalnej relacji, którą jest związek małżeński. Każdy inny wyraz seksualności jest niezgodny z Pismem Świętym i przez nie potępianym.”
Powstaje pierwsze pytanie: gdzie? W którym miejscu Pismo Święte określa „wolne związki” oraz „związki homoseksualne” jako rodzaje niemoralności? Rozumiem, że abp Marek Jędraszewski z Łodzi ma swoje powody, ale czy księża luterańscy ze Śląska Cieszyńskiego również? Te same? Mimo że autorzy powtarzają słowo rodzina, to jednak nie mówią wyraźnie, o jaki model rodziny im chodzi — czy chodzi o rodzinę starotestamentalną z czasów nomadycznych, czy może o rodzinę taką, jak ją widzieli autorzy pism nowotestamentowych, a może ojcowie Reformacji? Autorzy zauważają, że „wiele dzieci wychowuje się w rodzinach niepełnych z różnych powodów — śmierć jednego z rodziców, rozwód rodziców, niepełne rodziny, adopcyjne. Nie są to absolutnie rodziny gorsze, ale żaden z tych modeli nie był pierwotnym zamiarem Boga.” Skąd to autorzy wiedzą i czym zatem są te rodziny, jeśli nie „pierwotnym zamiarem Boga” — nie wiadomo. Można spekulować na różne sposoby, tym bardziej jeśli dodamy inne modele społecznego współżycia, a przecież i model rodziny — co za banał — zmieniał się na przestrzeni lat.
Odmieniane przez przypadki pojęcie małżeństwa istnieje w tekście jako oczywistość stała, a pojęcia typu „miłość małżeńska” wyekstrahowane ze starożytnych kontekstów zaprezentowane jako normatywne. Tak na marginesie: w hebrajskim Starego Testamentu nie istnieje słowo małżeństwo, a mąż i żona są synonimami mężczyzny i kobiety. Pojęcie rodziny oddaje słowo dom, bardzo pojemne znaczeniowo.
Jeszcze do niedawna małżeństwa nie miały wiele wspólnego z miłością, a były transakcją handlową przeprowadzaną ponad głowami — są kultury i religie, które wciąż w ten sposób rozumieją „święty związek małżeński”, wyrażając jednocześnie oburzenie wszelkimi przejawami moralnego permisywizmu, oddającemu hołd duchowi tego zepsutego świata. Dziewictwo miało w tym kontekście konkretną cenę. Nie inaczej było w „czasach biblijnych”, w których za żonę trzeba było zapłacić, a ponadto tolerowano poligamię — oczywiście w jedną stronę: mężczyzna mógł mieć żon kilka, żona jednego męża. Zapewne poligamia starożytnych patriarchów i tolerowanie konkubinatów były w zamyśle Bożym, niepełne rodziny już nie. Rzeczywistość zaskoczyła Pana Boga?
Zanurzone w starożytnej rzeczywistości przepisy dotyczące natury małżeństwa (Hebr 13,4), a przywoływane przez autorów tekstu (mała uwaga: ap. Paweł nie jest autorem Listu do Hebrajczyków), nie wyjaśniają jednak niezwykle złożonego konglomeratu pojęć jak: czystość, rozpusta, czy — w innych miejscach — nieprzyzwoite słowa. Czym jest w ogóle czystość? Jak należy ją rozumieć i z czego wynika zło tzw. wolnych związków, a więc osób, które z różnych przyczyn nie decydują się na zawarcie związku małżeńskiego?
Homoseksualizm
W obszernym fragmencie poświęconym homoseksualizmowi autorzy już na samym wstępie dekretują: „Na podstawie wielu wersetów Pisma Świętego musimy jasno powiedzieć, że homoseksualizm jest grzechem.” Jednak parę akapitów dalej autorzy przekonują: „Nie stawiamy znaku równości między skłonnościami homoseksualnymi i czynami homoseksualnymi. Biblia nie potępia samych skłonności lecz czyny homoseksualne (…) posiadanie skłonności nie oznacza, że się popełnia grzech.” Pomijając już dziwną interpretację homoseksualizmu w kontekście luterańskiej nauki o grzechu, to wypada zapytać: skoro autorzy „patrząc z biblijnej perspektywy” na homoseksualizm, stwierdzają raz, że jest on grzechem, a za chwilę, że skłonności już nie, to najwyraźniej autorzy nie rozumieją tak naprawdę, czym w ogóle jest (homo/hetero)seksualizm, zamykając się w wigwamie seksualnych fobii. Na dobrą sprawę nie polemizują z rzeczywistością, a raczej ze swoim odbiorem rzeczywistości, bo przecież „obojętne, co na ten temat mówi współczesna kultura”.
Dowód? Czytamy, że „patrząc na temat homoseksualizmu z biblijnej perspektywy, absolutnie nie da się zaakceptować stwierdzenia, iż miłość w obrębie jednej płci wypływa z Bożego aktu stworzenia” — tutaj autorzy ogłaszają, że dwie osoby tej samej płci, nawet jeśli się kochają, popełniają grzech — nie podają dowodu ani empirycznego, ani biblijnego (skoro „Biblia nie mówi”, to pewnie jest to „grzechem”). Dokonują stwierdzenia, które z perspektywy duszpasterskiej, czy po prostu ludzkiej jest wyrazem pychy, małoduszności i obrazu Boga pełnego bezwzględności i surowości. Za chwilę jednak księża konstatują: „Obojętnie, co na ten temat mówi współczesna kultura, nie znajdujemy na obronę takiego stanowiska ani jednego wersetu biblijnego, za to wiele potępiających współżycie seksualne osób tej samej płci.”
W tym momencie homoseksualizm przestaje być uczuciem niezgodnym z „Bożym porządkiem” i znów staje się czystym seksem — tutaj następuje szereg cytatów, które w ocenie autorów mają popierać ich tezy, tyle tylko, że żaden z cytatów nie odnosi się do homoseksualizmu takiego, jaki dzisiaj znamy i ile o nim wiemy. W końcu nieważne, co na ten temat mówi kultura (czymkolwiek ona dla autorów jest). Ważne już chyba jest, co mówi kultura i kontekst historyczny w sprawie niewolnictwa niezakazanego, a wręcz przyjętego ze zrozumieniem jeszcze na kartach Nowego Testamentu. Kultura nie jest chyba taka zła, bo najwyraźniej autorzy tekstu ulegają tejże kulturze, medialnej narracji tudzież innym niewidzialnym wpływom łącząc kwestie rodziny z homoseksualizmem, jakby jedno warunkowało/definiowało drugie.
Stanowisko Kościoła
W końcowej części tekstu autorzy stawiają kilka tez:
„Nie powinniśmy jako Kościół Ewangelicko-Augsburski ignorować ani lekceważyć tematu homoseksualizmu”
Pełna zgoda. W Kościele temat ten nie jest ignorowany, jest obecny, ponieważ w tym Kościele BYŁY, SĄ i BĘDĄ osoby homoseksualne — zarówno świeccy, jak i księża — które bez stosowania zafiksowanych na seksualności klisz potrzebują i mają prawo do duszpasterskiego pokrzepienia jako tacy sami grzesznicy jak księża-autorzy tekstu. Kościół nie musi się obsesyjnie wypowiadać na każdy temat narzucany przez media, czy inne związki wyznaniowe (bez względu na ich wielkość — czy to będzie ogromny Kościół rzymskokatolicki czy mały Kościół ewangelicko-reformowany). Nie optuję za milczeniem, choć uważam, że sprawa seksualności to nie sprawa Kościoła, księdza czy kogokolwiek innego, a prywatna sprawa i odpowiedzialność każdego człowieka w granicach przewidzianych prawem i szacunkiem wobec drugiego człowieka. Niemniej sugerowanie, jakoby zagadnienie homoseksualizmu było palącym problemem Kościoła, stawiającym na próbę jego wiarygodność, jest nadużyciem. Nie seksem, homo- czy heteroseksualizmem żyje Kościół, a Ewangelią o Jezusie Chrystusie, a w Ewangelii o homoseksualizmie nic nie ma.
„Nie możemy powiedzieć, że nie mamy na ten temat sprecyzowanego zdania”
Owszem możemy, bo nie mamy jasno sprecyzowanego zdania. Mamy co prawda oświadczenie ws. in vitro, ale to jeszcze nie znaczy, że jest to stanowisko luterańskie par excellence. To stanowisko Synodu nie jest w żadnym razie wiążące dla luteran. W kwestii homoseksualizmu Kościół w wymiarze instytucjonalnym nie wypracował stanowiska. Podejmowane były dość żałosne próby stworzenia dokumentu-potworka, niemniej synodałowie zachowali trzeźwość umysłu i nie dopuścili do dalszego procedowania. Temat jest zbyt ważny i poważny, aby pozostawić go jedynie w rękach księży i to tych, którzy swoje przemyślenia na ten czy inny temat uważają za prawdę objawioną im nie inaczej niż w Piśmie Świętym.
„To nas zawstydza w wiarygodnym świadectwie przed światem chrześcijańskim, jak i niechrześcijańskim”
Zawstydza kogo i gdzie? Kto i w czyim imieniu przemawia? Wydaje się, że Kościół zawstydzać mogą o wiele bardziej istotniejsze kwestie i zaniedbania, a nie brak określonego dokumentu w mocno zideologizowanej i zseksualizowanej sprawie.
„Oczekiwania społeczne zmuszają nas do zajęcia stanowiska w tej sprawie”
Czyli zatem kultura, opinia publiczna i wszystkie inne niesakralne faktory mają jednak znaczenie?
„I nie można mieć wątpliwości, że Kościół, który powstał w oparciu o zasadę Sola scriptura, nie zajmie w tej kwestii inne stanowisko niż przedstawione w Piśmie Świętym.”
Pomijam szantaż zawarty w powyższym stwierdzeniu (czytaj: tylko takie rozumienie Pisma, jakie my mamy, jest dopuszczalne). Nie wiem, o jakim Kościele mówią księża. Kościół Ewangelicko-Augsburski NIE POWSTAŁ w oparciu o zasadę Sola scriptura, bo jej jeszcze w obecnej formie nie było. Pojawiła się nieszczęśliwie jako zasada formalna w XIX wieku. Wcześniej mówiono o Schriftprinzip, która nie jest jednak tym samym, a wiąże się z chrystocentryczną hermeneutyką Pisma Świętego, w którym odnajdujemy Słowo Boże. Luter wprawdzie parokrotnie używa tego terminu, jednak nie jest on jeszcze obładowany bagażem nadużyć, a oznacza przede wszystkim chrystocentryczną optykę krzyża.
Kościół Ewangelicko-Augsburski nie powstał w wyniku jakiejkolwiek zasady, XIX-wiecznej, czy XVI-wiecznej, a jest wyrazem miłości do Chrystusa, posłuszeństwa wobec Jego Dzieła i woli, którą odnajdujemy w Piśmie Świętym, ale nie tylko. Doskonałe i nieomylne Słowo Boże, które dzięki Reformacji wolno nam odnajdywać w Piśmie Świętym, jest świadectwem miłości, bezgranicznej, a zarazem samoograniczenia się Boga dla nas. W Kościele luterańskim Pismo odczytujemy, wpatrując się w Chrystusa, przez Niego, w Nim i z Nim. Pismo to nie uniwersalny koktajl z cytatami na każdą okazję, ale kluczowy kierunkowskaz w życiu chrześcijanina. To nie narzędzie straszenia wiecznym potępieniem, odrzuceniem czy czymkolwiek innym, ale — pośród wszystkich swoich niedoskonałości — przesłanie Wielkiego Bożego Miłosierdzia.
[download-attachments]