Gejowsko-ewangelikalny sojusz antypapieski
- 7 kwietnia, 2005
- przeczytasz w 4 minuty
Po śmierci Jana Pawła II zawrzało. Dominował smutek, rozpacz, ale i wdzięczność. Do Watykanu, rzymskokatolickich episkopatów, a nawet pojedynczych parafii napływały kondolencje od innych chrześcijan iprzedstawicieli różnych religii. Nawet ci, którzy od lat w ostrych słowach polemizowali z papieżem wyrażali swoją solidarność z Kościołem Rzymskim i niejednokrotnie zapewniali o modlitwie. Czy wszyscy? Niestety nie. Przygniatająca większość portali internetowych poświęciła papieżowi większość informacji. Zmieniono szaty graficzne i zaapelowano do dyskutantów o powściągliwość, chociaż […]
Po śmierci Jana Pawła II zawrzało. Dominował smutek, rozpacz, ale i wdzięczność. Do Watykanu, rzymskokatolickich episkopatów, a nawet pojedynczych parafii napływały kondolencje od innych chrześcijan iprzedstawicieli różnych religii. Nawet ci, którzy od lat w ostrych słowach polemizowali z papieżem wyrażali swoją solidarność z Kościołem Rzymskim i niejednokrotnie zapewniali o modlitwie. Czy wszyscy? Niestety nie. Przygniatająca większość portali internetowych poświęciła papieżowi większość informacji. Zmieniono szaty graficzne i zaapelowano do dyskutantów o powściągliwość, chociaż na okres żałoby. Znalazły się jednak portale i fora dyskusyjne, które nie tylko nie potrafiły odnaleźć w sobie odrobiny empatii, a wręcz przeciwnie, dopuszczały w imię pokracznie pojmowanego dobra dyskusji, do inwektyw i najbardziej obrzydliwych sformułowań. “Przypadek” chciał, że działo się to na niektórych portalach gejowskich i (uwaga, uwaga) ewangelikalnych.
Przedziwny sojusz użytkowników portali gejowskich i ewangelikalnych wprawił mnie w osłupienie. Na tęczowych witrynach prowadzono plebiscyty, czy wierzący geje za papieża mogą i powinni się modlić, wzywano do powstania przeciw „kościelnej obłudzie”, wyśmiewano symbole narodowej żałoby, uczucia religijne wielu chrześcijan, a to wszystko w imię absolutnej tolerancji, wypisanej na sztandarach homoseksualnych portali.
Papieżowi postawiono gigantyczną listę zarzutów. Z niektórymi sam bym się mógł zgodzić pod warunkiem, gdyby sformułowane były w atmosferze szczerego poszanowania, a nie plebejskiego wrzasku. I znów sprawdza się stara mądrość, że forma potrafi przyćmić treść – jakkolwiek banalnie to brzmi, to jednak wrażenie postępującej wulgaryzacji w prowadzonych „dyskusjach” przeraża. Krzyk zamyka drogę do dialogu, a jeśli nie do dialogu zorientowanego na uzyskanie konkretnych rozwiązań, to nawet przekreśla szansę na rozmowę: jak człowiek z człowiekiem. Naprawdę, Drodzy Czytelnicy EAI Ekumenizm.pl, szkoda cytować bardziej soczyste wypowiedzi. Wyobraźnia potrafi płatać figle, a nawet straszyć. Gdy ktoś sugeruje, że odwagą jest wlanie do rynsztoka kolejnej porcji toksyn w postaci inwektyw, to aż się boję zapytać, czym jest w takim razie tchórzostwo.
Przykro mi jest to stwierdzić, ale polskie środowisko homoseksualne zamknęło się w lepiance (już nawet nie w oblężonej twierdzy, bo tak nędznej budowli nikt oblegać nie chce) z antyklerykalnymi etykietkami i ma pretensje do całego świata, że jest nierozumiane. Najbardziej przykre jest to, że krzykacze, uzurpujący sobie prawo jedynej i prawdziwej reprezentacji polskich gejów i lesbijek kneblują normalność wśród (śmiem twierdzić) rozsądnej większości osób orientacji homoseksualnej. To tyle gejowskiego wątku. Przejdźmy do religijnego.
Podobne armaty wytaczano przeciwko papieżowi, jeszcze pod koniec jego życia, na ewangelikalnych forach dyskusyjnych. Z Biblią w ręku garść ewangelikalnych chrześcijan analizowała zwykłe, ludzkie odruchy. Czy wolno aż tak opłakiwać papieża? Czy to biblijne? Mało tego. Jeden z dyskutantów wykazał się „odwagą” i porównał Karola Wojtyłę do Józefa Stalina, powołując się na kult boski oddawany obydwu nieboszczykom jeszcze za życia. Jeśli ktoś z Czytelników potrafi dyskutować z takimi argumentami, to podziwiam i zazdroszczę zdrowia.
Celem uniknięcia nieporozumień chciałbym zaznaczyć: stosowanie zbiorowej odpowiedzialności nie jest ani moim hobby, ani tym bardziej ideą przewodnią tych przemyśleń. Dziwi jedynie fakt, że na chrześcijańskich portalach, manifestujących na każdym kroku „biblijne podejście do życia” odmieniane przez wszystkie przypadki, możliwe są takie wypowiedzi. Gdzie są duchowni, liderzy zborów i kółek biblijnych? Gdzie są administratorzy? Czy chrześcijańskie fora dyskusyjne nie powinny mieć szczególnej funkcji pedagogicznej, a nade wszystko misyjnej? Czym tu misjonować? Fobiami? Ściekami? Lękiem przed wszystkim i wszystkimi?
Nie chodzi tutaj tylko o kwestię papieża, a o coś znacznie większego, a mianowicie o refleksję wiary, wyrażającej się na różny sposób. Tymczasem na wielu ewangelikalnych listach dyskusyjnych dominuje tępy biblicyzm i apokaliptyczne przekonanie, że od tego świata należy się trzymać z daleka. Pojawia się również refleksja, że prawdziwe chrześcijaństwo nastąpiło mniej więcej wraz z pierwszymi symptomami ruchu przebudzeniowego. Czyli: żłóbek betlejemski, Golgota, Wielkanoc, Wniebowstąpienie, Zesłanie Ducha Świętego później długo, długo nic, aż tu nagle pojawiają się wierni „ewangelicznemu chrześcijaństwu” (cóż to za zwierz?) pretorianie. Gdy do tego damy jeszcze kwiatki z antypapieskiego ogródka, to mamy teatr straszydeł w komplecie.
Ewangelikalni chrześcijanie i aktywiści gejowscy – niby po przeciwnych stronach barykady, ale mimo tego w jednym rzędzie. Zadziwiające…
foto: femistyle.be