
- 26 lipca, 2019
- przeczytasz w 4 minuty
Chrześcijanie wierzą, że w Jezusie objawiła się cała pełnia boskości, jednakże ten sam Jezus nie czynił stref wolnych od ludzi, których sama obecność wywoływała zgorszenie nabożnych arcykapłanów, ich interpretacji prawowierności. Dziś niektórych arcybiskupów, ...
Po Białymstoku
Chrześcijanie wierzą, że w Jezusie objawiła się cała pełnia boskości, jednakże ten sam Jezus nie czynił stref wolnych od ludzi, których sama obecność wywoływała zgorszenie nabożnych arcykapłanów, ich interpretacji prawowierności. Dziś niektórych arcybiskupów, biskupów, księży oburza pokojowy marsz ludzi, którzy zrodzeni – chyba z heteroseksualnych małżeństw – dopominają się o swoją godność i prawa. Trudno o podobne oburzenie i aktywizację w innych sprawach.
Ze strony liderów większościowego Kościoła (ale nie tylko) słychać natomiast żenującą śpiewkę o gender, lewactwie i katastrofie, która zapewne w mistyczny sposób materializuje się w powietrzu, gdy tylko Asia i Ania złapią się za rączki, a Staś i Władzio wejdą do jednego łoża. W ten jakże niepojęty sposób niszczona jest komórka polskiej rodziny, niebiosa drżą, na ulicy panuje terror tęczowych jednorożców, kobiety zapominają jak się rodzi dzieci, a na twarzach tych ostatnich pojawia się bruzda LGBT.
Wypowiedzi NIEKTÓRYCH duchownych, mówiących co prawda o odrzuceniu przemocy, aby za chwilę zdetonować swoje wielkie ALE to smutny kapitał, który wpisuje się w duszpastersko-komunikacyjną kompromitację. Gdy deptane są prawa obywatelskie, gdy osoby LGBT (chyba w większości katolicy) są regularnie poniżane w przestrzeni publicznej, gdy do katedr wlewa się przebrany za patriotyzm faszyzm, gdy śmiercionośne ideologie deklarują obronę katedr, protest odpowiedzialnych duchownych jest jakby przytłumiony.
Jednocześnie niektórzy kościelni liderzy nie ustają w propagandowych wysiłkach, by odwrócić uwagę opinii publicznej od umywania własnych rąk w winie innych i całego świata w tak wrażliwej sprawie jak pedofilia. Kler ochoczo pisze o moralności, mówi o LGBT i nie śmiem odmawiać duchownym, w tym biskupom, kompetencji w tym zakresie, bo zapewne wiele na ten temat wiedzą (podobnie jak na każdy inny). Przecież nie wypowiadaliby się w kwestii kultury homoseksualnej i pochodnych, gdyby nie posiadali sprawdzonej wiedzy na ten temat. Prawda?
Po wydarzeniach w Białymstoku – mieście naprawdę pięknym i skrzywdzonym ostatnimi wydarzeniami, jak i bezmyślnym kultem tzw. żołnierzy wyklętych – zastanawiam się, czy naprawdę sprzeciw wobec zła i agresji nie może po prostu wybrzmieć bez żadnego ALE? Zamiast tego tworzy się komunikaty, które tchórzliwie chowają się za kolejnymi złowrogimi -izmami. Bo o wiele łatwiej jest malować krakena z jasnogórskich wałów i protestanckich kazalnic, który pożera cywilizację, niż sprzeciwiać się wartościowaniu ludzi bez żadnych warunków wstępnych.
Tak źle i tak niedobrze
Coś pozytywnego? W sieci pojawiły się również wypowiedzi duchownych różnych wyznań, w tym trzech biskupów luterańskich oraz duchownych Kościoła ewangelicko-reformowanego, którzy wyrazili odrazę wobec aktów przemocy i – chyba nikt temu nie zaprzeczy – rosnącej eskalacji języka nienawiści.
Dla jednych wypowiedzi tych duchownych to zdrada zasad chrześcijańskiej moralności czymkolwiek ona jest, bo tutaj opinie – podobnie jak w przypadku dogmatów mogą się różnić i się różnią. Ale chyba – mimo wszystkich różnic w podejściu do ludzkiej seksualności etc. – nie różnimy się w przekonaniu, że wszyscy ludzie bez wyjątku posiadają niezbywalną godność. Demonizowanie kogokolwiek w imię obrony chrześcijaństwa to jawny satanizm. Usprawiedliwianie wybuchów agresji wobec innych – w tym wypadku ludzi idących w Marszu Równości – zakładanie „stref wolnych od” to przyzwolenie na reinkarnację totalitarnych ideologii, których owocem jest unicestwienie ludzi niepasujących do systemu. Mówienie o uczestnikach Marszu Równości per „ideologia LGBT” to właśnie przykład dehumanizacji, która prędzej czy później wyjaśni lub usprawiedliwi fizyczne załatwianie sporów ideologicznych. Dobrze zatem, że z ust wielu duchownych – rzymskokatolickich, ewangelickich i chyba też innych – padły jednoznaczne słowa wobec skandalu przemocy.
Jeszcze dla innych głos sprzeciwu wspomnianych duchownych to krokodyle łzy, rytualne i pozbawione wiarygodności biadolenie nad współsprawstwem w pierwszokomunijnej bieli. Nie mam zamiaru odbierać nikomu prawo do takiej opinii. Podobnie prawo do swojej optyki mają także i ci duchowni chrześcijańscy, którzy sprzeciwiając się brutalnej przemocy, zachowują – nazwijmy to umownie – konserwatywny światopogląd. Nie każdy człowiek, w tym i kler, musi dosiadać tęczowego rumaka i afirmować takie czy inne treści wypowiadane podczas Marszu Równości, aby uchodzić za człowieka przyzwoitego i wiarygodnego.
Fiksacja — chrześcijaństwo jednego tematu
Przyznam, że jestem zmęczony inflacją LGBT-tematów na portalach kościelnych, szczególnie tych o konserwatywnej proweniencji. Można niekiedy odnieść wrażenie, że chrześcijaństwo to zasadniczo troska o pożar w majtkach, a ewangelia to jakby synonim schrystianizowanej kamasutry.
Oczywiście, będę starał się zrozumieć, jeśli ktoś powie, że dla niezliczonej ilości małżeństw heteroseksualnych zaabsorbowanych troską o codzienny byt, wychowywaniem dzieci temat LGBT może stanowić codzienny powód do zmartwień i debat przy rodzinnym stole prowadzonych do późnych godzin wieczornych. Może i tak jest, że dla wielu to centralny temat chrześcijańskiego orędzia, papierek lakmusowy prawdy o Krzyżu i Zmartwychwstaniu. Również i taka perspektywa ma swoje miejsce w chrześcijaństwie, a ludzie o takich poglądach, mają prawo do ich wyrażania podobnie jak ci, którzy myślą inaczej. Jedni i drudzy nie mają monopolu na chrześcijaństwo.