
- 7 lipca, 2006
- przeczytasz w 5 minut
Polski klerykalizm sięga o wiele głębiej aniżeli spór o to, czy Kościół powinien być bardziej toruński czy łagiewnicki. Granica między szacunkiem dla osoby duchownej a zwykłym wazeliniarstwem przestaje być widoczna. Co ciekawe, herezja klerykalizmu nie jest wy...
Magiczna moc koloratki — klerykalizm po polsku
Polski klerykalizm sięga o wiele głębiej aniżeli spór o to, czy Kościół powinien być bardziej toruński czy łagiewnicki. Granica między szacunkiem dla osoby duchownej a zwykłym wazeliniarstwem przestaje być widoczna. Co ciekawe, herezja klerykalizmu nie jest wyłącznie domeną największego Kościoła w Polsce, ale dotyczy również Kościołów, które z zasady odrzucają podział między stanem świeckim a duchownym. Klerykalizm prątkuje ekumenicznie, zatacza szerokie koło i tak naprawdę niewiadomo, gdzie jest jego początek. Znajdziemy go nie tylko w Kościołach, szkołach, ale i w urzędach.
Polska jest jednym z nielicznych (jeśli nie jedynym!) krajem w Europie, w którym koloratka jest kluczem, otwierającym drzwi do urzędów publicznych. W Europie Zachodniej ksiądz w koloratce należy do rzadkości. Wyjątkiem są niektóre rejony Niemiec i Szwecja. W Polsce widok księdza w sutannie czy ubranego “na krótko” (marynarka plus koszula z koloratką) nie jest niczym nadzwyczajnym. Koloratka sygnalizuje, że osoba, z którą rozmawiamy to duchowny, a w kraju tak tradycyjnym jak Polska nie jest to bez znaczenia. Plastikowy pasek wkładany do koszuli ułatwia duchownym poruszanie się w świecie. Są natychmiast identyfikowalni, a co najciekawsze, na podstawie stroju automatycznie wiarygodni.
Koloratka pełna mocy
Przekonać się o tym mogą szczególnie duchowni nierzymskokatoliccy, odwiedzający urzędy miasta. Dotyczy to szczególnie duchownych protestanckich, którzy na co dzień nie używają szczególnych strojów. Chcąc cokolwiek załatwić w urzędzie udają się do najbliższego sklepu z dewocjonaliami i inwestują ok. 50 PLN w klucz do administracyjnego sukcesu. Wiem, że gdy zapukam do pokoju urzędników ubrany w koloratkę, to na wejściu mam gwarantowany uśmiech pań, siedzących za biurkiem – mówi jeden z księży ewangelickich z Górnego Śląska. Obawiam się, że gdyby nie ten kawałek plastiku traktowałyby mnie jak sekciarza lub natrętnego petenta – dodaje. Niewiarygodne, ale prawdziwe! Koloratka podbija serca i zmysły urzędników!
Tradycja noszenia koloratek jest dość rozpowszechniona w Kościele ewangelicko-augsburskim. Coraz częściej dają się do niej przekonywać duchowni innych Kościołów ewangelickich (reformowanego i metodystycznego), a nawet pastorzy z Kościołów ewangelikalnych. Urzędnicy przyzwyczajeni do tego, że “normalny ksiądz” powinien się “jakoś” wyróżniać z nieufnością traktują księży pod krawatami. Kiedyś się buntowałem i nie chciałem zakładać „śliniaczka”, ale po pewnym czasie poddałem się. Każda wizyta w urzędzie zaczynała się od długiej opowieści kim jestem i skąd, i przede wszystkim gdzie mam sutannę. Urzędnicy wdawali się w dyskusje lub patrzyli na mnie podejrzliwie, dlatego postanowiłem ułatwić sobie sprawę i nie zważając na złośliwości kolegów zacząłem używać koloratki – mówi pastor Marek z Wielkopolski.
Koloratkowych opowieści jest tyle, ilu księży w Polsce. Dla niektórych koloratka to pewna ucieczka przed mandatem, a dla innych błogosławione narzędzie pracy, gdy trzeba w urzędzie upomnieć się o swoje.
Klerykalizm po protestancku i nie tylko…
Koloratkowe przygody to tylko wierzchołek góry lodowej. Problem jest o bardziej poważny, a jest nim klerykalizm. Winę za niego ponoszą zarówno świeccy, jak i duchowni. Ci pierwsi, ponieważ zbyt często uważają, że ksiądz wie na pewno lepiej i bez niego ani rusz, a ci drudzy, że nie wyprowadzają tych pierwszych z błędu, a wręcz ich w nim utwierdzają.
Klerykalizm przeniknął również do Kościołów protestanckich. Znane są sytuacje, gdy podczas ważnych głosowań synodalnych świeccy delegaci zerkają na księży, kiedy ci podnoszą rękę i w świadomości, że ksiądz na pewno wie co robi, głosują jak oni. O klerykalnych tendencjach w Kościele mówią zarówno polscy luteranie, jak i zielonoświątkowcy, a więc chrześcijanie z zupełnie różnych Kościołów protestanckich.
W Kościele ewangelicko-augsburskim przez lata toczyła się dyskusja nad zmianą ustroju Kościoła z synodalno-konsystorialnego na episkopalny, nieznany w polskim luteranizmie. Wprawdzie najwyższą władzą w Kościele jest synod, to jednak nie ulega wątpliwości, że Konferencja Biskupów, posiadająca oficjalnie jedynie funkcję doradczą, ma decydujące znaczenie przy podejmowaniu kluczowych decyzji. Kilka lat temu rozgorzał spór o ordynację kobiet w Kościele ewangelicko-augsburskim wywołany oświadczeniem biskupów luterańskich. Dokument wywołał ostre dyskusje w Kościele i poza nim. Biskupi szybko wycofali się z niezręcznego dokumentu, który pospiesznie podpisali. Jeden z biskupów stwierdził nawet, że tak naprawdę myślał, że podpisuje coś zupełnie innego i zdziwił się, że tekst mógł zostać odebrany tak, a nie inaczej. Nie zmienia to jednak faktu, że oświadczenie wydali biskupi, sprawiając wrażenie, jakoby byli władni decydować o stanowisku Kościoła w kwestii ordynacji kobiet.
Pomysł wprowadzenia w polskim Kościele luterańskim ustroju episkopalnego spotkał się w szerokich kręgach kościelnych z ostrym sprzeciwem, jednak kwestia nie została zamknięta i można się spodziewać, że jeszcze kiedyś powróci na wokandę.
Od przejawów klerykalizmu nie jest również wolny Kościół zielonoświątkowy, którego synod składa się prawie wyłącznie z duchownych. Aktualnie przygotowywane jest nowe prawo wewnętrzne Kościoła, ale także w nim nie przewiduje się uczestnictwa świeckich w synodzie. Najgorsze jest to, że większość duchownych w ogóle nie widzi takiej potrzeby — stwierdza jeden z pastorów ze Śląska. Zbory, które porzuciły Kościół i zdecydowały się na pełną autonomię podkreślały, że w Kościele zniknęła atmosfera dialogu, a pojawił się autorytaryzm władz naczelnych, w tym biskupa Kościoła.
Klerykalizm definiowany jest jako chęć Kościoła do zdominowania życia społeczno-politycznego. Jednakże klerykalizm ma różne oblicza. Odnosić się może do kwestii fundamentalnych, jak stosunki między Państwem a Kościołem, ale również do relacji międzyludzkich i wewnątrzkościelnych. Klerykalizm bazuje na dość wyostrzonej wrażliwości na punkcie własnej godności i duchowej kompetencji, często ukrywając intelektualną niekompetencję. Chętnie posługuje się socjotechniką i równie ochoczo popada w teatralną pobożność. Jest pstrokaty i pusty zarazem.
Powierzchowna obserwacja życia społeczno-religijnego w Polsce potwierdza przekonanie, że klerykalizm nad Wisłą wciąż znajduje wielu wyznawców. Identyfikowanie wrogów klerykalizmu z lewicową, czy nawet lewacką rewoltą, byłoby poważnym błędem, ponieważ sugerowałoby, iż Kościół/Kościoły niczym nie różnią się od partii politycznych, spierających się o to, która z nich jest bardziej solidarna. Kościół jest, a przynajmniej powinien być przestrzenią dialogu. Na pewno nie klubem dyskusyjnym zimnych kunktatorów czy zawodowych karierowiczów. Dialog wymaga współpracy i partnerskiej rozmowy, a także dobrej woli, życzliwości.
Ksiądz nie zawsze się przecież myli, a świeccy nie zawsze mają rację…