Misyjne świadectwo
- 23 października, 2005
- przeczytasz w 6 minut
Dziś rozpoczyna się w Kościele Rzymsko-Katolickim tydzień misji. Z tej okazji przedstawiamy tekst niezwykły, udostępniony redakcji EAI przez siostrę Małgorzatę, polską salezjankę pracującą na misjach w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Niech skłoni on nas do zadumy nad fetyszami naszych kultur i tradycji. Proszę też wszystkich czytelników by podjęli wezwanie do modlitwy, o którą prosi siostra Małgorzata. Kilka dni temu przybył do nas jeden z zasłużonych katechetów z północy Wybrzeża Kości Słoniowej, należący do plemiena […]
Dziś rozpoczyna się w Kościele Rzymsko-Katolickim tydzień misji. Z tej okazji przedstawiamy tekst niezwykły, udostępniony redakcji EAI przez siostrę Małgorzatę, polską salezjankę pracującą na misjach w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Niech skłoni on nas do zadumy nad fetyszami naszych kultur i tradycji. Proszę też wszystkich czytelników by podjęli wezwanie do modlitwy, o którą prosi siostra Małgorzata.
Kilka dni temu przybył do nas jeden z zasłużonych katechetów z północy Wybrzeża Kości Słoniowej, należący do plemiena Senoufo, znanego z wielkiego przywiązania do tradycji ojców i do bardzo rygorystycznego przestrzegania ich obrzędów, jak też z surowości wobec członków rodziny, a szczególnie żon. Od lat prowadzi różne spotkania by pomóc swym rodakom przylgnąć do Chrystusa całym swym sercem.
Wiadomo, tutaj w Afryce, nie jest łatwo tak od razu oderwac sie od licznych więzów z tradycją, sekretów, w których żyło się przez lata. Tylko mocna wiara moze pomóc w dokonaniu tego odcięcia.
Zaprosiliśmy więc wszystkich chętnych, a szczególnie katechetów, na spotkanie z panem Denis i zatytułowaliśmy je: “Chrzescijanin wobec tradycji”.
Pan Denis zaczął spotkanie świadectwem własnego nawrócenia. To najbardziej przemawia do ludzi: fakt że samemu przeżyło się tę trudność. Właśnie dlatego tak mocne jest przekonanie, ze prawdziwą inkulturację mogą prowadzić jedynie tubylcy, gdyż my nie znamy siły jaka ich wiąże z tradycją, jak tez nie mamy tak dobrego rozeznania, z czego trzeba zrezygnować w tradycji, a co można zachowac, gdyż nie ma w tym niebezpieczeństwa synkretyzmu.
Jak wspomniałam wcześniej Denis pochodzi z plemiena Senoufo, żyjącego na północy kraju. Jest to jedno z plemion znane i tutaj pośród ludzi jako najbardziej przywiązane do tradycji, do czarów. U nich są najsilniejsze Maski , czarownicy i amulety czy fetysze, zdolne zakuć człowieka w kajdany strachu, niezwykle trudne do zerwania. Wiele lat temu, zanim poznał Chrystusa, Denis również posiadał bardzo mocne fetysze. Fetysze sa stosowane aby się zabezpieczyc szczególnie przed strachem. Afrykańczyk boi sie bardzo wielu rzeczy: duchów przodków, bo mogą się czasem na nich zezłościc; wroga, którym może być nawet ktoś z rodziny; czarownika, również ukrytego w najbliższym otoczeniu i wielu innych przypadłości, przed którymi lepiej sie zabezpieczyc. Jednak fetysz stawia też wymagania. I tak naprawdę on chroni posiadacza przed pewnymi rzeczami,ale ma nad nim również swoją władzę, opartą na strachu. Fetysz trzeba mieć zawsze przy sobie — nie wolno go wyrzucać, nie wolno też oddać go komuś innemu. Trzeba przy tym odmawiac określone modlitwy — zaklęcia.
Nasz dzielny młodzieniec zainteresował się życiem na parafii i zaczał uczęszczać na katechezę. Tam się dowiedział, że jeśli się chce zostać chrześcijaninem, trzeba się pozbyć wszelkich zabezpieczeń, w tym fetyszów. Zrobił to, ale zachował sobie jeden, ten najsilniejszy, z którym trudno było mu się rozstać, gdyżdoświadczył widocznych znaków jego mocy. Nie wyobrażał sobie jechać do swojej wioski (wtedy już mieszkał w miasteczku, ale wioska jest dla nich punktem odniesienia w bardzo wielu sprawach i stale tam wracają, tam też są grzebani gdy przyjdzie ich czas opuścić tę ziemię. Jeśli się kogoś chce spytać o pochodzenie, pyta się o jego wioskę). Jak więc tam jechać, w to gniazdo czarowników, fetyszy innych bez zabezpieczenia? Cały czas katechezy nasz dzielny przyszły chrześcijanin nie rozstawał się ze swoim fetyszem.
Pewnego razu na katechezie usłyszał słowa ze Starego Testamentu “Ja jestem Bogiem zazdrosnym”. To go dość zaniepokoiło, bo zaczął naprawdę lgnąć do nauki chrześcijańskiej, ale nie miał jeszcze na tyle wiary by rozpoznać w Chrystusie największą siłę i moc przeciw złemu. I słyszał w swym sercu dwa głosy: “zostaw fetysz, Jezus jest twoją mocą” — czuł wtedy wiele spokoju, i inny głos — “jeśli mnie wyrzucisz, wiesz że wrócę do ciebie…” i wtedy strach ogarniał jego serce.
A potem jeszcze inne słowa z Pisma Św. zaburzyły jego myśli: “kto je czyni jest do nich podobny” — chodziło o idole. I mimo tych słów, ktore działały w jego wnętrzu nie miał sił uwolnić się.
Denis długo zmagał się z tym problemem. Jego myśli krążyły stale wobec pytania: co mam zrobić, uwolnić się, czy nie? Czy Chrystus obroni mnie kiedy już nie będę miał mego fetyszu i będę musiał jechać na wioskę lub udać się na zebranie, gdzie wiem, że nie wszyscy są mymi przyjaciółmi? W nocy śnił, że fetysz domaga się złożenia ofiary i że jego życie dobiega końca. Wtym czasie był już po chrzcie św. i nawet zaczął się udzielać jako katecheta. Kiedy zrozumiał, że tutaj toczy się już bardzo poważna walka, postanowił podjąć decyzję. Wisiała nad nim wizja śmierci. Poszedł więc do buszu i zostawił tam fetysz, dobrze zakopany. Wracając przypomniał sobie, że fetysz zapowiedział, iż porzucony powróci aby się zemścić. Odnalazł spokój, kiedy w duchu powiedział sobie, że teraz już należy do Chrystusa, i jeśli trzeba jest gotów umrzeć. Dopiero wtedy poczuł że jest całkowicie wolny. Oczywiście wchodząc do domu spojrzał na miejsce, gdzie niby miał się pojawić fetysz — nie było go, więc Chrystus zwyciężył. Wielka radość zalała jego serce, poczuł się całkowicie wolny i bez brzemienia strachu, jego obrońcą już na zawsze był Jezus.
Jednakowoż nasz Pan nie zostawia nas w połowie drogi. Chrystus też miał swoje wymagania i szybko zaczął mu o nich przypominać. Największym według naszego bohatera było lepsze traktowanie swej żony. W plemieniu Senufo jeśli żona nie jest regularnie bita oznacza to, że mąż nie ma władzy w domu. Długo musiał nad tym pracować nasz katecheta i w końcu zwyciężył, bo zaufał Chrystusowi. Pomagać żonie np. ciągnąc wodę ze studni, to wstyd dla Senoufo. Pan Denis udoskonalił czerpanie wody i tlumaczył, że w ten sposób ma rozrywkę — sam się śmieje gdy to opowiada. Nawet to się innym spodobało i zrobili podobne innowacje w swych domach.
Potem nastąpiła pogadanka i wiele pytań padało z ust naszych ketechetów, którzy z pewnoscią żyją podobnymi problemami i nie wiedzą, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Czasem mają mieszane uczucia, bo będąc silnie przywiązanymi do tradycji, z wielkim trudem dostrzegają tkwiące w niej zło; lub — jak P. Denis, nie mają siły aby z nim zerwać. A siła ta przychodzi nam z wiary, z modlitwy, z zaufania Chrystusowi. Na to jednak trzeba wielkiej odwagi i wewnętrznej uczciwości. Z pewnością to spotkanie pomogło nam wszystkim, katechetom i nam misjonarzom, by spojrzeć na nasze życie wiary. Dla mnie osobiście, żyjącej trochę na zewnątrz tych problemów, bo nie mającej tego zaplecza tradycji, to spotkanie pomoze mi być bardziej uważną na to z czym ludzie do mnie przychodzą, czym się dzielą, i nie będę tych spraw traktowała tak powierzchownie, jak mi się to nieraz zdarzało. Wiem też że nie ja mogę im pomóc w rozwiązaniu tych problemów, ale mogę się mocno za nich modlić, by Pan dał im siły i odwagę do zerwania starych więzi, i na przylgnięcie do Niego całym sercem — i o to też was proszę.