
- 3 maja, 2012
- przeczytasz w 6 minut
Niektóre historie nawróceń są spektakularne, a inne rozłożone na wiele lat. Nie wzbudzają one jednak takich emocji jak historie utraty wiary, szczególnie jeśli chodzi o duchownych, którzy przechodzą na stronę ateizmu i to czasami bardzo dosłownie. Kim są niewi...
Niewierzący księża
Niektóre historie nawróceń są spektakularne, a inne rozłożone na wiele lat. Nie wzbudzają one jednak takich emocji jak historie utraty wiary, szczególnie jeśli chodzi o duchownych, którzy przechodzą na stronę ateizmu i to czasami bardzo dosłownie. Kim są niewierzący księża? Czy tacy naprawdę istnieją?
Kilka dni temu natrafiłem na poruszającą historię Teresy MacBain, wychowanej w konserwatywnej rodzinie protestanckiej. Jej ojciec był pastorem Konwencji Południowych Baptystów, a ona sama w wieku 6 lat poczuła powołanie – odłączyła się od baptystów i związała ze Kościołem metodystycznym. Po kilku latach służby zaczęły nachodzić ją wątpliwości aż w końcu coraz bardziej uświadamiała sobie, że już nie wierzy.
- Im bliżej do weekendu tym większy mam dyskomfort psychiczny – mówi. Zaczytywała się w książkach współczesnych ateistów — Hitchensa i Dawkinsa – aż pewnej niedzieli, zamiast poprowadzić nabożeństwo udała się na konwencję ateistyczną. Scenariusz do złudzenia przypominał masowe ewangelizacje (relację można odsłuchać tutaj), podczas których ludzie wychodzą naprzód i publicznie wyznają wiarę w Chrystusa i składają świadectwo. MacBain również złożyła świadectwo: Jestem czynnym pastorem Kościoła metodystycznego i jestem ateistką. Sala szaleje, 1500 osób nagradza „nawróconą” owacją na stojąco. Pastorka przeprasza, że do tej pory patrzyła na ateistów z góry. – Teraz czuję się jak nowo narodzona. Kiedyś mówiłam, że będziecie smażyć się w piekle. Wiecie co, będę się smażyć z wami. Znów owacja, gratulację od nowych sióstr i braci. Euforia skończyła się, gdy przyszedł czas na zderzenie z twardą rzeczywistością – spotkanie z rodziną, parafianami, przyjaciółmi, znajomymi. Wielu z nich odwróciło się od Teresy.
Historię Teresy podłapały media, do których zgłosił się kolejny duchowny związany wpierw z Kościołem luterańskim, a później wspólnotą bezwyznaniową. Przyznał, że przez 5 lat był pastorem, mimo że nie wierzył. Zarówno on, jak i Teresa stali się w jakiejś mierze celebrytami ateistycznej ofensywy w USA, występują na spotkaniach, zbierają gratulacje.
Niedawno powstała w internecie społeczność o nazwie ‘The Clergy Project’, do której należą niewierzący księża różnych wyznań – są nominalni metodyści, baptyści, luteranie, rzymscy katolicy, anglikanie, a nawet rabin i imam. Wszystkich łączy jedno – deklarowany ateizm. Jednym z zadań strony jest budowanie więzi z duchownymi, którzy nie zrezygnowali ze służby w swoich zborach i Kościołach, i z różnych przyczyn nie chcą lub nie mogą jej porzucić. Grupa wsparcia systematycznie rośnie i prowadzi coś w rodzaju działalności misyjnej.
Zjawisko marginalne?
O niewierzących księżach głośno było w Europie za sprawą dwóch pastorów luterańskiego w Danii i reformowanego w Holandii, którzy otwarcie głosili, że Bóg nie istnieje. W obronie „duszpasterzy” stanęli wierni, a władze kościelne albo nie chciały nic zrobić albo po prostu niewiele mogły, jak w przypadku duńskiego „pastora”. Zjawisko to dotyczy duchownych wszystkich wyznań – w internecie bez trudu można znaleźć „świadectwa” byłych księży rzymskokatolickich oraz protestanckich, którzy opowiadają jak „dorośli do niewiary w Boga”. Oczywiście, więcej jest historii, mówiących o nawróceniach ateistów, deistów i agnostyków, jednak pozostają pytania o niewierzących księży? Dla wspólnot porzucanych przez księży-ateistów sprawa staje się przeżyciem traumatycznym.
Z pytaniem o księży ateistów zwróciłem się do kilkunastu osób związanych z różnymi Kościołami, zarówno świeckich, jak i duchownych. Charakterystyczna w niektórych wypowiedziach była pierwsza reakcja wiążąca, czy wręcz utożsamiająca fenomen „niewierzącego księdza” z syndromem wypalenia. Momentami odnosiłem wrażenie, jakby uruchomił się mechanizm obronny – niewierzący ksiądz? Absolutnie niemożliwe! To kryzys, wypalenie, trudna sytuacja życiowa, zakłócona relacja z Bogiem, przeciążenie, ale nie ateizm. A jednak.
Większość rozmówców przyznało, że nigdy osobiście nie poznali niewierzącego księdza. Jeden z duchownych (rzymskokatolicki) stwierdził: — Kilkakrotnie miałem wrażenie, że spotykałem niewierzących księży, którzy pochowali się w wygodnych niszach urzędowego „posłuszeństwa”, umożliwiającego w miarę ustabilizowane życie, jednak jest to życie bez przemiany. A więc kapłan urzędnik odhaczający codzienny rytuał w kościele i wzorowo wypełniający swoje zawodowe obowiązki.
Moich rzymskokatolickich rozmówców zapytałem jaki jest związek między liturgią a utratą wiary w Boga. Czy rytualizm utrudnia czy ułatwia funkcjonowanie ateistycznego księdza w Kościele? Odpowiedzi były podobne – jeden z duchownych stwierdził, że „wyluzowana liturgia po Soborze Watykańskim II” bardziej sprzyja ukryciu ateizmu, ponieważ można ją przysłonić dowolnie generowanymi formami. Z kolei inny rozmówca – świecki katolik – zwrócił uwagę na to, że problem jest głębszy: pewna teologia i określony sposób celebrowania może stopniowo unicestwiać nadprzyrodzoną wiarę kapłana. Brak formacji, zignorowany kryzys wiary, czy może mgła postmodernistycznego chrześcijaństwa, będącego produktem ekspansji sekularyzmu i obojętności religijnej?
Dać szansę
Jedną z najbardziej zaskakujących wypowiedzi były słowa proboszcza jednej z parafii luterańskich na Śląsku Cieszyńskim. Stwierdził, że nie należy ostatecznie przekreślać ‘niewierzącego księdza’. — Jeśli potrafi i chce prowadzić nabożeństwa, czysto i wiernie głosić Słowo Boże, sprawować sakramenty, to ja takiego księdza nie skreślam. Wydaje mi się, że zawsze istnieje szansa, że wiara na nowo powróci podczas przygotowania kazań, rozmów duszpasterskich i innych sytuacji – argumentował. Czy jest to odwzorowanie Pawłowej zasady z Listu do Filipian 1,18?: „Byle tylko wszelkimi sposobami Chrystus był zwiastowany, czy obłudnie, czy szczerze, z tego się raduję i radować będę”.
Ukrycie się, a nawet wyparcie faktycznego ateizmu ze świadomości na rzecz praktycznej działalności dla dobra wspólnego może towarzyszyć księżom-ateistom, afirmującym pragmatyczną zasadę życia „tak jakby Bóg istniał”. Przyjęcie takiej perspektywy nie eliminuje jednak wszystkich problemów jak choćby funkcjonowania w rzeczywistościach zdecydowanie sprzecznych.
Ludzie Kościoła odpowiedzialni za przygotowanie kandydatów do służby duszpasterskiej w seminariach duchownych i fakultetach teologicznych narzekają nieraz na brak trwałego szkolenia po święceniach/ordynacji. Uniemożliwia to nawał zajęć, brak funduszy, a czasem i duszpasterska krótkowzroczność władz, ignorujących wyzwanie utraty wiary wśród księży. Jeśli pojawia się ono na dostrzegalną, jeśli nie gigantyczną skalę wśród wiernych, to z jakiego powodu nie miałoby istnieć wśród księży?
Określić przyczyny — mission impossible?
Czy fenomen niewierzących księży może wynikać z innych przyczyn niż wypalenie czy osobiste wątpliwości? A może wynika on – między innymi – z nadmiernych oczekiwań wobec duchownych jako urzędowych specjalistów od religii, traktowania ich jak religijnych cyborgów-gigantów, wolnych od rozterek człowieka wątpiącego? A może jest zupełnie odwrotnie – to nie przeciążenie i nadmierne oczekiwania, ale właśnie zmniejszające się oczekiwania wobec służby/roli/działalności duchownego prowadzą do sytuacji granicznych, w których wiara przestaje być domem, a staje się balastem?
Niezwykle delikatnej ‘sprawy’ niewierzących księży, czy w ogóle przejawów ateizmu w Kościele nie załatwi — skądinąd ciekawa – formuła, że oto wątpliwości są drugą stroną wiary, a ten, kto nigdy nie wątpił, tak naprawdę nie wierzy. Stwierdzenie to nie jest nawet półśrodkiem dla rozwiązania problemu, ale zwraca uwagę na znaczenie wspólnoty wierzących. Jeden z księży-ateistów w przytaczanej opowieści stwierdził, że identyfikowanie chrześcijaństwa i religii w ogóle z filantropijnymi odruchami jest nadużyciem, ponieważ wynika ze stadnych instynktów człowieka, a Kościół lub inna wspólnota religijna staje się areną, w której kanalizowane i realizowane są potrzeby wspólnotowe. Argumentacja ta nie uwzględnia prawdziwie chrześcijańskiego postrzegania wspólnoty, koncentrując się na wymiarze socjologiczno-psychologicznym i pomija kluczowe treści teologiczne. One w żadnej mierze nie uprawniają jednak do unieważnieniu czy lekceważenia tematu, jakim jest fenomen ateizmu, deizmu czy po prostu wątpliwości wiary (np. Skoro jest ateistą, to znaczy, że nigdy nie wierzył), ale tym bardziej przynaglają do odważnych zmagań z wiarą i niewiarą.