Polemika z laurką
- 7 października, 2004
- przeczytasz w 10 minut
Może to trochę nietaktowny pomysł, pisać polemikę z urodzinową laurką, ale jeśli Jubilat, ks. Michał Czajkowski choć w części jest takim, jakim chce go widzieć autorka owej laurki, opublikowanej w ostatnim numerze “Tygodnika Powszechnego”, Zuzanna Radzik, to mogę ufać, że się nie obrazi. Na początek chciałbym się odnieść krótko do samej autorki. Bardzo zaimponowała mi swoim uporem w peregrynowaniu po kurialnych urzędach archidiecezji warszawskiej w sprawie księgarni „Antyk”, pomimo niekiedy mało […]
Może to trochę nietaktowny pomysł, pisać polemikę z urodzinową laurką, ale jeśli Jubilat, ks. Michał Czajkowski choć w części jest takim, jakim chce go widzieć autorka owej laurki, opublikowanej w ostatnim numerze “Tygodnika Powszechnego”, Zuzanna Radzik, to mogę ufać, że się nie obrazi.
Na początek chciałbym się odnieść krótko do samej autorki. Bardzo zaimponowała mi swoim uporem w peregrynowaniu po kurialnych urzędach archidiecezji warszawskiej w sprawie księgarni „Antyk”, pomimo niekiedy mało eleganckich prób zbywania. Oczywiście dostrzegałem i dostrzegam w jej ocenie sprawy podziemi kościoła p.w. Wszystkich Świętych pewną jednostronność; po części zapewne spowodowaną młodością górną i chmurną, po części wpływem obranych przez się mistrzów. Bo z treści artykułu „Ortodoksyjny prowokator” jednoznacznie wynika, że dla autorki ks. Czajkowski jest Mistrzem.
Skoro jednak sam jubilat powiada, że „Żydzi to nie jest problem jego życia, tylko ostatnich dwóch dekad”, więc może swą krytykę zacznę od innych spraw; np. od ostatniego Soboru i sposobów jego realizacji, zwłaszcza w liturgii. Dowiadujemy się, że ks. Czajkowski „przez długi czas zaczynał od własnoręcznego odsuwania, o ile było to możliwe, ołtarza od ściany, by sprawować Eucharystię „twarzą do ludzi”, że wraz z kolegą kapłanem, wiernym u wrocławskiego św. Marcina „stale tłumaczyli, dlaczego lepiej odprawiać Mszę twarzą do ludzi”.
Ja natomiast z chęcią dowiedziałbym się, czy ks. Czajkowski pamięta jeszcze, że soborowa Konstytucja o liturgii nic o odwracaniu kapłana przodem do ludzi a tyłem do Pana Boga nie mówi? I skoro „sprawą życia” jest dla niego ekumenizm, to czy zdaje sobie sprawę z tego że deprecjonowanie celebracji versus Dominum jest deprecjonowaniem tradycji całego chrześcijańskiego Wschodu; tradycji żywej, do dziś powszechnie tam praktykowanej?
Schola od św. Marcina „tydzień w tydzień godzinami ćwiczyła po polsku śpiew i psalmy”. Pięknie. A jak tam było z realizacją np. numeru 54 wspomnianej konstytucji: “należy jednak dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać teksty mszalne, dla nich przeznaczone, także w języku łacińskim?” A w Zgorzelcu? Pewnie nijak, ale za to wprowadzono gitary…
U św. Marcina ziemia wokół się trzęsła bo świeccy głosili kazania. Może i dobrze, że się trzęsła. Bo cnotą dobrego księdza jest posłuszeństwo przepisom kościoła, a te wyraźnie podkreślają, że jest to zadanie kapłana; i to takiego co uczestniczy w celebracji Mszy. Świecki wpychający się na ambonę to nadużycie, o czym nie tak dawno Stolica Apostolska przypomniała po raz kolejny, i to równie mało sympatyczne jak niedzielne dyżury kaznodziejskie w co większych parafiach.
Zuzanna Radzik kończy swój artykuł zgoła hagiograficznym cytatem z wypowiedzi prof. Grosfelda: „całe życie cierpi za Sobór, za to, że go poważnie traktuje, że czuje się zobowiązany do wierności Kościołowi i jego dokumentom”. Prawdę powiedziawszy trudno dostrzec z artykułu skąd te akurat cierpienia miałyby się brać. Nazywanie pobytu na zgorzeleckiej plebani banicją, nie jest bowiem niczym innym niż chwytem retorycznym autorki. Zresztą nawet jeśli subiektywnie Jubilat cierpiał, to przecież nie tyle za Sobór, co za swoje o nim wyobrażenie. A to nie to samo.
W przywołanej w artykule książkowej rozmowie z Janem Turnauem, ks. Czajkowski martwi się nie zauważaniem w Polsce chrześcijan niekatolickich. Marzy o dawaniu wspólnego świadectwa choćby poprzez „wspólne listy pasterskie różnych Kościołów, dotyczących np. spraw społecznych czy obyczajowych”. Nie wiem, czy to „40 lat po Soborze wizja zbyt nowatorska”, wiem natomiast, że w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz. Trudno zapomnieć osamotnienie katolików w walce o prawną ochronę życia dzieci poczętych. Żebyż to jeszcze ze strony pozostałych wspólnot chrześcijańskich panowało milczenie…. Niestety jeden z przywódców ewangelików reformowanych, w czasie najbardziej gwałtownych ataków na stanowisko katolickie w tej sprawie, zamieścił w Gazecie Wyborczej wypowiedź faktycznie się z tymi atakami solidaryzującą. Czemu wtedy ks. Czajkowski nie upublicznił swego żalu nad straconą ekumeniczną okazją?
Myślę, że znam odpowiedź. We wszelkich sporach, zadrażnieniach czy nieporozumieniach pomiędzy Kościołem katolickim a innymi wspólnotami wyznaniowymi, cała empatia ks. Czajkowskiego jest po stronie niekatolików. A jednostronność nie jest postawą ułatwiającą koncyliację. I to miał z pewnością na myśli Kardynał Glemp, kiedy mówił „o bardzo złej robocie”.
Ksiądz się broni, twierdząc, że ta jego zła robota to „przeszczepianie na teren Polski nauczania biblijnego, soborowego, papieskiego na temat relacji teologicznych i religijnych chrześcijańsko-żydowskich”. Bardzom ciekaw czy także takich np. fragmentów z Listu do Rzymian gdzie Apostoł mówi o trwaniu Izraelitów w niewierze (11,23) albo z Nostra Aetate:„Według świadectwa Pisma świętego Jerozolima nie poznała czasu nawiedzenia swego i większość Żydów nie przyjęła Ewangelii, a nawet niemało spośród nich przeciwstawiło się jej rozpowszechnieniu. (…) Władze żydowskie wraz ze swymi zwolennikami domagały się śmierci Chrystusa” (NA 4). Oczywiście soborowa deklaracja zaraz potem stwierdza, że „to, co popełniono podczas Jego męki, nie może być przypisane ani wszystkim bez różnicy Żydom wówczas żyjącym, ani Żydom dzisiejszym. Chociaż Kościół jest nowym Ludem Bożym, nie należy przedstawiać Żydów jako odrzuconych ani jako przeklętych przez Boga, rzekomo na podstawie Pisma świętego. Niechże więc wszyscy dbają o to, aby w katechezie i głoszeniu słowa Bożego nie nauczali niczego, co nie licowało z prawdą ewangeliczną i z duchem Chrystusowym”.
Konia z rzędem jednak temu, kto przytoczyłby jakikolwiek przykład kaznodziei, który we współczesnej Polsce szermuje wobec Żydów zarzutem bogobójstwa. Bowiem antyjudaizm czy też teologiczny antysemityzm w Polsce nie istnieje. Ks. Czajkowski zdaje się jednak uważać, że antyjudaistyczne czy wręcz antysemickie jest np. przekonanie, że „Pasja” Gibsona prawdziwie pokazuje historię Męki Pańskiej. Zdaje się też odrzucać wiarę w to, że Jezus został posłany do wszystkich narodów, także do Żydów, i że w związku z tym Kościół nie może zrezygnować z głoszenia im, iż „kresem Prawa jest Chrystus, dla usprawiedliwienia każdego” (Rz 10,4).
Aktywność ks. Czajkowskiego na polu relacji chrześcijańsko- i polsko – żydowskich nie dotyczy jednak wyłącznie teologii i religii ale także spraw społecznych w ich historycznej perspektywie. I w tej przestrzeni słuszność zarzutów Prymasa jest może najbardziej oczywista.
Przeczytałem niedawno wspomnienia Marii Teresy Tran Thi Lai-Wilkanowicz i znalazłem tam taki fragment: “Kiedyś przedstawiono mnie pewnej żydowskiej grupie, mówiąc, że jestem żoną Polaka. Niektórzy zareagowali na to agresywnie i uspokoili się dopiero, gdy przedstawiający skończył prezentację: »Polaka, który zaangażowany jest w dialog polsko-żydowski«.” Niechęć do osoby jedynie z powodu jej żydowskości bez żadnych innych uzasadnień to antysemityzm. A jak nazwać agresję wobec osoby, z zupełnie obcego kontekstu kulturowego, Azjatki z Dalekiego Wschodu, tylko dlatego, że jest żoną Polaka?
Żydzi cierpieli przez stulecia wiele krzywd, zwłaszcza w minionym stuleciu. Choć nie Polacy byli sprawcami ich największej tragedii, to jednak niewątpliwie europejscy chrześcijanie, nie t
ylko Niemcy, mają moralny obowiązek refleksji nad przyczynami holocaustu. I chyba nie da się zaprzeczyć, że po części przyczyną tej tragedii były grzechy chrześcijan. Brakuje mi jednak refleksji nad przyczynami wynikającymi z radykalnego odrzucenia dziedzictwa chrześcijańskiego przez tradycję wywodzącą się oświecenia i rewolucji francuskiej. Nieswojo się też czuję gdy do tej refleksji jestem przymuszany przez przedstawicieli społeczności żydowskiej.
Jako Europejczyk i chrześcijanin w etycznej refleksji nad masowymi zbrodniami historii muszę holocaustowi dać pierwszeństwo, przyznaję jednak, że żydowski ekskluzywizm, domagający się traktowania go jako zdarzenia unikalnego na skalę dziejów jest dla mnie niezrozumiały i w istocie jest postawą skrajnie nacjonalistyczną. Jeśli Europa ma być w przyszłości pojednanym kontynentem, wspólnym mieszkaniem narodów, także żyjącej tu żydowskiej diaspory to sądzę, że nie odbędzie się to bez ich krytycznych rozważań nad własną przeszłością, nad poparciem jakie zdobywały sobie ludobójcze i totalitarne reżimy nazistowski i komunistyczny.
Z poziomu refleksji ogólnoeuropejskiej przejdźmy na polskie podwórko. Myślę, że w naszych stosunkach wzajemnych z Żydami mniej byłoby napięć, gdybyśmy okazywali sobie wzajemnie więcej empatii. Z zimnym obiektywizmem trzeba powiedzieć, że podczas II wojny światowej losy polskie nie były tak tragiczne jak żydowskie. Nie oznacza to jednak przecież, że dzieje Polaków były jakąś sielanką. Ponad 3 miliony zamordowanych, wiele milionów wypędzonych ze swych domostw, cały kraj bezceremonialnie przesunięty na mapach o kilkaset kilometrów. A po zakończeniu wojny 45 lat podporządkowania Sowietom, dławiącym wszelkie przejawy wolności ducha, myśli, słowa, przedsiębiorczości.
Wyszliśmy z tego ze zrujnowaną gospodarką, z ludźmi często zdemoralizowanymi przez biedę, przez łamanie sumień, pozbawionymi prawdziwej wiedzy o historii. I oto kiedy zaczęliśmy odbudowywać swoją niepodległość, kiedy jeszcze wszystko zdawało się wisieć na włosku, z bezpiecznej Ameryki przyjeżdża rabin Weiss, aby nam pokazać, że jedyną istotną i ważną sprawą jest kwestia oświęcimskiego Karmelu. Warto może wspomnieć, że do dziś zajadłość tego człowieka ściga Prymasa Glempa, usiłując pozwać go przed amerykańskie sądy. Ciekawym bardzo jak ks. Czajkowski okazał w tej sprawie solidarność z Wielkim Kanclerzem swej macierzystej uczelni?
Wracając zaś do spraw oświęcimskich. Czy naprawdę nikt nie mógł był zwrócić E. Wieselowi uwagi, że publiczne domaganie się wobec postkomunistycznego ministra usunięcia małych krzyżyków postawionych na polach Auschwitz przez harcerzy, może w Polsce obudzić jak najgorsze skojarzenie z bardzo nieodległą historią? Noblista przemawiał bowiem raptem 11 lat po strajkach młodzieży, protestującej przeciw usuwaniu ze szkół krzyży przez komunistów. Oczywiście polskim uczestnikom nieco późniejszej „wojny o krzyże” na żwirowisku bardziej chodziło o postawienie na swoim niż o oddanie czci Bogu, ale czy ze strony żydowskiej odezwał się wtedy choć jeden głos, który przyznałby, że Auschwitz jest też miejscem polskiego męczeństwa?
Sprawa Jedwabnego. Wspomniałem wyżej o moralnym nacisku do kajania się i wyrażania żalu, wywieranym przez niektórych Żydów względem chrześcijan. Wtedy właśnie byłem świadkiem takiej postawy, a co szczególnie przykre żądania takie wypowiedział człowiek przez wiele lat związany z komunistyczną władzą, który jakoś za swoje osobiste przewiny pokajać się nie chciał. Zrobił to zresztą w sposób wyjątkowo nieprzyjemny. „Skoro przyznajecie się do Chopina i Kopernika, który jak się zdaje w ogóle Polakiem nie był – obwieścił na antenie3 programu PR- to musicie się też przyznać do morderców z Jedwabnego.”
Czy w całej sprawie Jedwabnego ks. Czajkowski wypowiedział się w jakikolwiek sposób poza stanowczym wspieraniem publicznych, uroczystych i oficjalnych przeprosin? Czy zadał sobie pytanie dlaczego świętowano 60 rocznicę śmierci Żydów jedwabnieńskich, zamordowanych z udziałem Polaków, a żadnym obchodem nie uczczono tych białostockich, spalonych w tamtejszej synagodze przez Niemców.
Chcę wierzyć, że J. T. Gross napisał „Sąsiadów” w dobrej wierze, ale jego reakcje na dyskusję, którą wywołał, jego upór w podtrzymywaniu tez stawiających Polaków w jak najgorszym świetle wbrew ustaleniom śledztwa prowadzonego przez IPN, artykuł w Tygodniku Powszechnym, którym wznowił dwa miesiące temu tą dyskusję, przy okazji wzmacniając i rozszerzając skalę zarzutów, każe w jego intelektualną i moralną uczciwość wątpić.
Skrajność tez Grossa w tym ostatnim artykule wywołała zresztą krytyczną reakcję prof. Bartoszewskiego. Jest jakaś zadziwiającą ironią, że na niedawnym Kongresie Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie, musiał on także bronić przeszłości polskiego kościoła przed krytyką z ust ks. Czajkowskiego.
Antysemityzm, jak zresztą każde uprzedzenie o podłożu rasistowskim jest grzechem. Zbyt łatwo jednak rzeczy, które są co najwyżej głupotą lub bezmyślnością kwalifikowane są jako antysemickie. Sugestia, że jeden z biskupów działa na szkodę Kościoła, co dowodzi, że na pewno jest Żydem, która znajdowała się w jednej z książek sprzedawanych w Antyku, jest bez wątpienia antysemicka. Nie można jednak jako takiej określić opinii, że określone działania i czynności podjęte prze określone, konkretne osoby, służą interesom żydowskim. Wiosną minionego roku zarzut taki postawiono w Więzi jednemu z komentarzy opublikowanych w Niedzieli. Oczywiście poszły w ruch zarzuty niesłuchania papieża, grzechu, etc. Nie przeczę, że teza Niedzieli mogła wynikać z antysemickich uprzedzeń, sama w sobie jednak taką nie była. Była natomiast głupia. I raczej na wykazaniu jej błędności i niespójności winna się koncentrować polemika niż na wyciąganiu słabo uzasadnionego zarzutu etycznego. Nota bene podobnie ma się sprawa z książką J.R Nowaka „100 kłamstw J. T.Grossa…”. Jest to napastliwa polemika, napisana kiepskim stylem i niekiedy posługująca się argumentami bez należytych podstaw, ale to jeszcze nie antysemityzm… A już doprawdy bzdurą kompletną było napuszczanie na nią prokuratury.
W reakcjach na rzeczywisty czy wyimaginowany antysemityzm zaskakuje mnie jeszcze jedna rzecz. Dla wielu anty-antysemitów jest to nieomal grzech „przeciw Duchowi Św.”, grzech nieodpuszczalny i niewybaczalny. Jubilat powiada, że gdyby dziś Jezus głosił przypowieść o sądzie (Mt 25), usłyszelibyśmy też „byłem chory na AIDS…byłem homoseksualistą…. byłem rozwiedziony”.
A może ks. Czajkowski usłyszy na sądzie pytanie: „Byłem antysemitą….” Czy na pewno usłyszy też „a nie odrzuciłeś mnie”?
Link: Tygodnik Powszechny, Zuzanna Radzik, “Ortodoksyjny prowokator”