Apologia ludobójstwa
- 31 lipca, 2006
- przeczytasz w 4 minuty
Kolejny dzień bombardowań Libanu przyniósł śmierć czterdzieściorga dzieci. Tomasz Terlikowski, z troską pochylający się nad każdą zapłodnioną ludzką komórką jajową, nazywający mordercami każdego kto waży się zagrozić jej istnieniu, przechodzi do porządku dziennego nad zagładą tych, którzy mieli to nieszczęście przyjść na świat w Libanie. Te libańskie dzieci nie należały do naszego kręgu kulturowego, ich śmierć nie jest więc dla Terlikowskiego problemem moralnym. Według niego można tu mówić […]
Kolejny dzień bombardowań Libanu przyniósł śmierć czterdzieściorga dzieci. Tomasz Terlikowski, z troską pochylający się nad każdą zapłodnioną ludzką komórką jajową, nazywający mordercami każdego kto waży się zagrozić jej istnieniu, przechodzi do porządku dziennego nad zagładą tych, którzy mieli to nieszczęście przyjść na świat w Libanie. Te libańskie dzieci nie należały do naszego kręgu kulturowego, ich śmierć nie jest więc dla Terlikowskiego problemem moralnym. Według niego można tu mówić jedynie o tanim moralizatorstwie.
Wbrew temu co pisze Terlikowski mam wiele współczucia dla żydowskich ofiar arabskiego i palestyńskiego terroryzmu. Nie sądzę jednak by zabicie 10 dzieci libańskich czy palestyńskich w zamian za życie jednego dziecka żydowskiego, w jakikolwiek sposób rozwiązywało problem lub też zaprowadzało sprawiedliwość w relacjach między dwoma narodami. Jest wręcz przeciwnie: spirala przemocy rozkręca się coraz bardziej, a każda nowa ofiara domaga się krwawej pomsty.
Ponieważ jednak mój adwersarz uparcie odmawia podjęcia jakiejkolwiek refleksji moralnej nad wojną w Libanie, nie pozostaje mi nic innego niż pozostać na jego poziomie, i operować wyłącznie argumentami z dziedziny realpolitik. Izrael deklaruje, że prowadzi wojnę obronną mającą na celu zapewnienie bezpieczeństwa narodowego. Jednak skutki tej polityki będą dokładnie odwrotne: w jej efekcie bezpieczeństwo narodowe Izraela będzie zagrożone jeszcze bardziej. Samobójczych zamachów terrorystycznych coraz częściej dokonują ludzie, którzy w atakach izraelskich stracili własne dzieci. Jestem przekonany że ludzie, którzy dziś z rozpaczą pokazywali dziennikarzom ciała swych martwych dzieci, chętnie zasilą szeregi terrorystów. Oszaleli z nienawiści, przepaszą swe ciała ładunkami wybuchowymi, by jako żywe bomby pomścić swą krzywdę, i jednocześnie położyć kres niewypowiedzianemu bólowi. W tym kontekście proponuję rozważyć czwarte kryterium wojny sprawiedliwej, podane przez Terlikowskiego.
Doświadczenia wyniesione z Afganistanu, Iraku czy Palestyny wskazują jednoznacznie, że wojny z terroryzmem nie można prowadzić za pomocą środków militarnych. Po prostu czołgi i samoloty są zupełnie nieefektywne w zwalczaniu tego zjawiska. Terroryści nie tworzą zwartych oddziałów, rzucających wyzwanie regularnym wojskom. Oni działają w podziemiu, głęboko wtopieni w swe społeczne zaplecze. Ich sztaby i składy broni mieszczą się w budynkach mieszkalnych, zaś wśród bojowników nie brak nastolatków i kobiet.
Izrael decydując się na opcję militarną nie może dokonywać punktowych uderzeń, wycelowanych tylko i wyłącznie w terrorystów. Niszcząc infrastrukturę terrorystyczną musi zniszczyć infrastrukturę całego kraju. Z tego względu armia izraelska w Libanie i w strefie Gazy metodycznie niszczy mosty, drogi, lotniska, elektrownie itp. Zabijając swych wrogów Izrael musi wysadzać w powietrze całe domy mieszkalne. Cóż to jednak oznacza w praktyce? Otóż nic innego jak to, że aby zniszczyć terroryzm za pomocą środków militarnych Izrael musi zrównać z ziemią terytoria palestyńskie i południowy Liban. W konsekwencji armia izraelska by osiągnąć swój cel będzie musiała dokonać eksterminacji palestyńczyków i libańczyków, bowiem nikt nie jest w stanie rozstrzygnąć kto spośród nich jest lub nie jest terrorystą. Tylko przy spełnieniu tych warunków obecna strategia Tel-Awiwu może odnieść sukces. Skoro celem terrorystów jest likwidacja państwa Izrael, to celem kontrakcji militarnej musi być wymazanie z mapy Syrii, Libanu, Iranu; a za chwilę pewnie też Somalii czy Arabii Saudyjskiej. Wszystkie te państwa w taki czy inny sposób wspierają wszak terrorystów, a przecież lista ta nie jest kompletna. W tym kontekście łatwo zrozumieć dążenie Izraela do posiadania broni jądrowej. Warto więc uświadomić sobie co kryje się za frazeologią wojny sprawiedliwej.
Uważam że cele, jakie politycy izraelscy postawili przed armią, są kompletnie nierealne. Izrael nie jest w stanie zlikwidować wszystkich swoich wrogów; zaś jeśli by nawet tego dokonał za pomocą broni masowego rażenia, to rozwiązanie takie musiałoby oznaczać koniec państwa żydowskiego. Skoro tak to polityka izraelska musi szukać innych niż militarna opcji. Parafrazując Talleyranda mogę powiedzieć, że Ehud Olmert popełnia w tej chwili coś znacznie gorszego niż zbrodnię: robi błąd. Mam nadzieję że Tomasz Terlikowski w takim ujęciu sprawy nie dopatrzy się już żadnego moralizatorstwa.
Uważam że zwierzchnicy Kościołów chrześcijańskich, protestujący przeciw nowej wojnie na Bliskim Wschodzie, bardzo twardo stąpają po ziemi. Tylko zawieszenie działań wojennych i wznowienie dialogu może przyczynić się do zapewnienia wszystkim bezpieczeństwa. Miło też skonstatować, że jest to jedyne prawdziwie etyczne rozwiązanie.
:: Ekumenizm.pl: Apologia wojny sprawiedliwej