Talenty czystości i ubóstwa, i talenty małżeństwa
- 18 października, 2004
- przeczytasz w 3 minuty
Z zainteresowaniem, ale i ze smutkiem obserwuję dyskusje, niekiedy przewijające się także przez media katolickie, w których większość uczestników stara się rozwiązać dręczący ich problem. Problem niemożności zaakceptowania tradycyjnej katolickiej nauki, dotyczącej wyższości dziewictwa i celibatu obranego ze względu na Królestwo Niebieskie nad powołaniem do małżeństwa. Większość uczestników tych sporów uważa, że obecne w nauczaniu Jana Pawła II, czy w opublikowanym w styczniu tego roku liście biskupów polskich z okazji Dnia Życia […]
Z zainteresowaniem, ale i ze smutkiem obserwuję dyskusje, niekiedy przewijające się także przez media katolickie, w których większość uczestników stara się rozwiązać dręczący ich problem. Problem niemożności zaakceptowania tradycyjnej katolickiej nauki, dotyczącej wyższości dziewictwa i celibatu obranego ze względu na Królestwo Niebieskie nad powołaniem do małżeństwa. Większość uczestników tych sporów uważa, że obecne w nauczaniu Jana Pawła II, czy w opublikowanym w styczniu tego roku liście biskupów polskich z okazji Dnia Życia Konsekrowanego (2 lutego) pochwały „pełnej i doskonałej” czystości explicite zawierają pomniejszanie godności małżeństwa i muszą żyjącym w małżeństwie sprawiać ból.
W renomowanym katolickim tygodniku jedna z autorek sugeruje, że małżonkowie mogą wobec tego rozważać jedynie dramatyczną alternatywę: albo „mają się wtedy martwić swym mniejszym niż u celibatariuszy pragnieniem Boga”, albo „to sam Stwórca obdarzył ich powołaniem z niższej półki”. Żeby więc wyzwolić się z tego napięcia trzeba zreinterpretować dawniejsze nauczanie. Znajdują się więc teologowie, w tym rzekomo strasznie zacofanym i konserwatywnym polskim Kościele Katolickim, starający się zrelatywizować anatemę Soboru Trydenckiego wobec zaprzeczających większej doskonałości konsekrowanej czystości nad małżeństwem.
Tymczasem ja, żyjąc w małżeństwie, z wdzięcznością przyjmuję i Tradycję, i nauczanie Jana Pawła II, i list polskiego Episkopatu. Znaczenie tej nauki i jej mocnego potwierdzania przez Magisterium w dzisiejszych czasach zdominowanych przez seksualny hedonizm całkowicie oddzielający przyjemność od obowiązków, jest być może większe niż kiedykolwiek w historii. Niech mi wybaczą moi ewentualni oponenci, ale sadzę, że ich trudności w akceptacji katolickiej doktryny biorą się z ulegania współczesnym trendom.
Jest wielce ciekawe, że nikt z nich nie podniósł kwestii czy doskonalsze i bardziej zgodne z wymaganiami ewangelicznymi życie prowadził poślubiony Pani Biedzie św. Franciszek z Asyżu, czy też prowadzi je zamożny biznesmen czy menadżer. Co więcej, podejrzewam, że zapytani o zdanie, bez najmniejszego wahania, wskazaliby na Franciszka. I słusznie. Ja przyłączyłbym swój głos do nich, choć jestem nie najgorzej zarabiającym dyrektorem i prezesem. Czy zatem mam mniemać, żem już potępiony, boć przecież Pan Jezus powiedział był bogatemu młodzieńcowi „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie.” (Mt 19,21). I zaraz potem skomentował wobec swoich uczniów „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego” (Mt 19,24).
Powtórzę jeszcze raz za św. Mateuszem: „Jeśli chcesz być doskonały…” . A wcześniej, w Kazaniu na Górze „Bądźcie doskonali …” (Mt 5,48). A jednak chyba wolno mi nie tracić nadziei. Sprawiedliwość Boża nie jest naszą ludzką sprawiedliwością. Przytacza się często jako dowód tego przypowieść o robotnikach z winnicy, kiedy to robotnicy jedenastej godziny otrzymują tę sama nagrodę, jak i ci, co pracowali cały dzień. Myślę, że rozwiązaniu wielu trudności w kwestii różnych powołań we wspólnocie Kościoła lepiej służy przypowieść o talentach. Wyjeżdżający Gospodarz powierza swój majątek sługom. Nie każdy jednak otrzymuje ten sam udział. Jednemu Pan daje pięć talentów, innemu dwa, jeszcze innemu tylko jeden.
Ten, który dostał pięć, załóżmy, że to ktoś, kto dla Królestwa Niebieskiego zachowuje wstrzemięźliwość seksualną i kto rozdał swój majątek ubogim, podwaja zlecony mu udział w bogactwie Gospodarza. Ten, który dostał dwa, ma żonę i dzieci, dom i przyzwoity samochód, też podwaja zlecony mu majątek. Co słyszą obaj po powrocie Pana? „wejdź do radości mojej” (Mt 25, 21 i 23). Tymczasem niektórzy uczestnicy dyskusji zamiast zaakceptować, że mamy „postępować tak jak nam Bóg wyznaczył” (1 Kor 7,17), starają się udowodnić, że dwa talenty maja tę sama wartość co pięć. W życiu bywa zapewne tak, że kto dostał dwa talenty potrafi dziesięć przymnożyć, a kto miał pięć z trudem jeden zgromadzi dodatkowo. Nie wymyślajmy jednak nowej arytmetyki, bo to czynność jałowa jak zakopywanie talentu do ziemi i aby nie spotkało nas to co sługę, który tak uczynił „wyrzucony [został] na zewnątrz — w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.
Piotr Chrzanowski