Ukraina

Kościół na froncie


Nie znie­chę­ca ludzi do przyj­ścia do kościo­ła fur­kot dro­nów prze­la­tu­ją­cych nie­opo­dal czy świst poci­sków nad gło­wą co 5–10 minut. To, co nam wyda­je się sur­re­ali­stycz­ne, tu jest czymś nor­mal­nym. W takich warun­kach odby­wa­ją się nabo­żeń­stwa, wyda­wa­na jest pomoc. Ludzie chcą być razem, szu­ka­ją wspar­cia i modli­twy.


Cher­soń robi wra­że­nie wymar­łe­go mia­sta. Poza­bi­ja­ne dyk­ta­mi okna i witry­ny skle­pów, prze­my­ka­ją­cy, gdzie­nie­gdzie ludzie, roz­bi­te budyn­ki, kano­na­da arty­le­ryj­ska, któ­ra roz­le­ga się co kil­ka minut — to wszyst­ko zawsze robi wra­że­nie na oso­bach, któ­re tu przy­jeż­dża­ją z zewnątrz. Miej­sco­wi już się przy­zwy­cza­ili. Cher­soń, pra­wie trzy lata temu, stał się pierw­szym dużym mia­stem ukra­iń­skim, któ­re upa­dło, gdy wkro­czy­ły tu woj­ska rosyj­skie.

Dzie­więć mie­się­cy póź­niej mia­sto zosta­ło wyzwo­lo­ne, ale od tego cza­su pozo­sta­je mia­stem fron­to­wym, ponie­waż Rosja­nie są 3 km dalej, na dru­gim brze­gu Dnie­pru. Mia­sto jest codzien­nie ostrze­li­wa­ne przez arty­le­rię i dro­ny.

Dro­ny polu­ją rów­nież na cywil­ne samo­cho­dy, dla­te­go jeden bus zosta­wi­li­śmy w sąsied­nim Miko­ła­jo­wie, aby nie rzu­cać się w oczy. W dwóch kolej­nych busach jedzie­my z pomo­cą huma­ni­tar­ną w róż­ne miej­sca w Cher­so­niu. Byli­śmy tu już kil­ka­na­ście razy, zna­my te uli­ce, ron­da, osie­dla, ale widok wymar­łe­go mia­sta oraz odgło­sy arty­le­rii, zawsze robi wra­że­nie.

Dojeż­dża­my do kościo­ła. Na miej­scu cze­ka­ło na nas kil­ka osób z zie­lo­no­świąt­ko­we­go kościo­ła „Dom Chle­ba”, któ­re pomo­gły nam szyb­ko się wyła­do­wać. Pomoc tra­fi głów­nie do miesz­kań­ców dziel­nic przy samym Dnie­prze. Tam zosta­li już głów­nie star­si ludzie, żyją­cy bez prą­du, gazu, ogrze­wa­nia, ale za to pod cią­głym ostrza­łem.

W koście­le pije­my jesz­cze kawę roz­pusz­czal­ną i jemy ciast­ka, któ­re przy­wieź­li­śmy ostat­nio i roz­ma­wia­my, jak się tu żyje, co sły­chać u naszych wspól­nych zna­jo­mych. Wszy­scy są bar­dzo wzru­sze­ni, że zno­wu jeste­śmy z nimi w tym pie­kle. Ale to pie­kło to jed­nak ich dom. — Prze­ży­li­śmy tu oku­pa­cje, to damy radę i teraz – mówi Oleg — a poza tym, ktoś musi poma­gać naszym mat­kom, bab­ciom, któ­re stąd nie wyja­dą. Bez nas zgi­ną, więc co mamy robić? Zresz­tą, dokąd jechać? Za co? — tłu­ma­czy się Oleg. Na koniec wspól­na modli­twa o pokój, aby Rosja­nie w koń­cu prze­sta­li strze­lać. Dłu­go się żegna­my i wzru­sze­ni zno­wu modli­my.

Potem jedzie­my z Ole­ną, wolon­ta­riusz­ką, do dziel­ni­cy przy rze­ce, w tzw. „czer­wo­nej stre­fie”. Tam Rosja­nie strze­la­ją do wszyst­kie­go, co się rusza. W zruj­no­wa­nych blo­kach, bez świa­tła, gazu i cie­pła, cią­gle żyją ludzie. Głów­nie eme­ry­ci i nie­peł­no­spraw­ni, ale zda­rza­ją się też dzie­ci z rodzi­ca­mi. Ole­na regu­lar­nie zano­si tu pam­per­sy dla star­szych, jedze­nie, wodę, bate­rie i inne potrzeb­ne rze­czy. Prze­my­ka szyb­ko uli­ca­mi z ple­ca­kiem, w któ­rym przy­no­si tro­chę rze­czy dla potrze­bu­ją­cych. Dro­ny lata­ją tu cały czas i trze­ba uwa­żać na zrzu­ca­ne małe miny, któ­re wyglą­da­ją jak liście, ale ury­wa­ją nogi. Mówi, że nie boi się śmier­ci, bo Jezus jest jej zba­wi­cie­lem, a ludziom trze­ba prze­cież pomóc. Ole­na nie ma jesz­cze 30 lat, jest zwy­kłą dziew­czy­ną. Miesz­ka­ła i pra­co­wa­ła w Pol­sce, ale kie­dy zaczę­ła się peł­no­ska­lo­wa woj­na, stwier­dzi­ła, że nie może żyć, jak gdy­by jej nie było i przy­je­cha­ła do Cher­so­nia.

Jedzie­my więc z Ole­ną zawieźć pomoc do czer­wo­nej stre­fy. Poru­sza­my się bar­dzo szyb­ko przez kom­plet­nie puste uli­ce. Zero ruchu, cicho, na pobo­czach wiatr prze­szy­wa roz­bi­te auta i hula po zruj­no­wa­nych domach. Wjeż­dża­my na podwór­ko blo­ko­wi­ska, gdzie par­ku­je­my pod drze­wa­mi i szyb­ko roz­ła­do­wu­je­my samo­chód: pacz­ki z żyw­no­ścią, wodę, bate­rie, power­ban­ki, pie­lu­chy, tro­chę leków. Bez­piecz­niej jest w klat­ce scho­do­wej, gdzie po pomoc przy­cho­dzą oso­by star­sze i kobie­ta z dzieć­mi. Wszy­scy bar­dzo wdzięcz­ni. Tro­chę roz­ma­wia­my, żar­tu­je­my, a póź­niej się modli­my. Szyb­ko wra­ca­my tą samą dro­gą. W odda­li sły­chać tyl­ko kano­na­dę arty­le­ryj­ską, szczę­śli­wie docie­ra­my do bez­piecz­niej­szych dziel­nic mia­sta, gdzie zosta­wia­my Ole­nę.

Następ­ne­go dnia mamy dotrzeć do dwóch wio­sek, ale musi­my wje­chać od stro­ny Krzy­we­go Rogu, ponie­waż naj­krót­sza dro­ga jest zamknię­ta, gdyż znaj­du­je się w peł­nym zasię­gu Rosjan. Jedzie z nami pastor Ira, któ­ra pro­wa­dzi w tych wio­skach dwie małe wspól­no­ty. Kapli­ce urzą­dzo­ne są w małych domach, któ­re kupio­no na potrze­by lokal­nych zbo­rów. Rano na blok­po­ście woj­sko spraw­dza nasz ładu­nek i doku­men­ty. Wszyst­ko jest w porząd­ku. Na koniec życzą nam powo­dze­nia i mówią, żeby jechać szyb­ko i uwa­żać na dro­ny.

Jedzie­my do wio­sek, któ­re prze­ży­ły pie­kło rosyj­skiej oku­pa­cji. Bar­dzo wie­le domów jest znisz­czo­nych, wie­le osób zagi­nio­nych, a tym któ­rzy tu zosta­li bra­ku­je pod­sta­wo­wych pro­duk­tów. W dwóch busach wie­zie­my ponad trzy tony jedze­nia, ubrań, butów, che­mii, lekarstw.

Koń­czą się dro­gi asfal­to­we i zaczy­na­ją grun­to­we w fatal­nym sta­nie tech­nicz­nym. Nie da się jechać szyb­ciej niż 20 – 30 km/h. Nie­ste­ty, wczo­raj padał deszcz i dro­gi są peł­ne bło­ta. W pew­nym momen­cie zagrze­bu­je­my się. Po pra­wej stro­nie zami­no­wa­ny teren, po lewej błot­ni­ste pole, a pośrod­ku my ze świa­do­mo­ścią, że powin­ni­śmy szyb­ko prze­je­chać w oba­wie przed dro­na­mi.

Pró­bu­je­my wygrze­bać się sami, na szczę­ście z odsie­czą rusza­ją nam żoł­nie­rze, któ­rzy aku­rat prze­jeż­dża­li. Czte­rech bro­da­tych anio­łów, wysy­pa­ło się ze sta­rej Łady. Zawo­ła­li grom­ko – Sla­va Ukra­inie i wycią­gnę­li nas z bło­ta. Tego dnia to był chy­ba jedy­ny samo­chód, któ­ry mija­li­śmy na grun­to­wych dro­gach. W koń­cu dotar­li­śmy do kolej­nej wio­ski. Na miej­scu cze­ka­li już na nas miej­sco­wi.

Pastor Ira przed­sta­wia nas i krót­ko się modli, pro­si, żeby­śmy coś powie­dzie­li. Krót­ko mówi­my, dla­cze­go tu jeste­śmy, że chce­my być wspar­ciem dla nich, że Bóg o nich nie zapo­mniał. Kil­ka osób ma łzy w oczach. Potem wszy­scy przy­mie­rza­ją buty i kurt­ki, dzie­ci szczę­śli­we z powo­du sło­dy­czy. Babusz­ki dzię­ku­ją za kon­ser­wy i pakie­ty żyw­no­ścio­we w wia­der­kach, któ­re przy­da­dzą się do kisze­nia kapu­sty! Kil­ka z nich przy­no­si z domów sło­iki z mary­no­wa­ny­mi pomi­do­ra­mi, kom­po­tem, mio­dem, chcą się jakoś odwdzię­czyć i nie tole­ru­ją odmo­wy. Wszy­scy jeste­śmy wzru­sze­ni. Zaczy­na­ją się szcze­re roz­mo­wy. Opo­wia­da­ją o tym, jak prze­ży­li oku­pa­cję.

Dzi­siaj, nie tak bar­dzo boją się spa­da­ją­cych bomb i ostrza­łu. Do tego się przy­zwy­cza­ili. Naj­bar­dziej boją się ponow­nej oku­pa­cji. Pod rosyj­ską oku­pa­cją nie obo­wią­zu­je bowiem żad­ne pra­wo. Ludzie i ich doby­tek są trak­to­wa­ni jak łup wojen­ny. Moż­na zastrze­lić każ­de­go, zabrać każ­dy samo­chód, moż­na porwać i zgwał­cić każ­dą kobie­tę. Jedy­nym pra­wem jest kaprys rosyj­skie­go pija­ne­go dowód­cy, któ­ry oku­pu­je daną miej­sco­wość.

Ludzie są wdzięcz­ni za pastor Irę, któ­rej uda­je się cza­sa­mi przy­wieźć tu chleb, ziem­nia­ki, jakąś huma­ni­tar­kę z mia­sta. — Przede wszyst­kim jest tu z nami, co tydzień na nabo­żeń­stwie i wie­my, że Bóg jest przy nas – mówi Svie­ta, pani po 70-tce. Tyl­ko ona o nas pamię­ta, nikt inny się nie inte­re­su­je tym jak tu żyje­my, czy w ogó­le żyje­my, bo komu my jeste­śmy potrzeb­ni? — pyta Svie­ta.

- To nasze domy, nasza zie­mia, nie może­my jej upra­wiać, bo jest zami­no­wa­na, ale kie­dyś będzie lepiej, a teraz wam dzię­ku­je­my Pola­cy za pomoc i modli­my się o was – dekla­ru­je star­szy pan, któ­ry przy­szedł po kurt­kę i buty.

Żegna­my się i wra­ca­my powo­li do Krzy­we­go Rogu. Jutro rano powrót do Pol­ski, do inne­go świa­ta, któ­ry żyje cał­ko­wi­cie inny­mi pro­ble­ma­mi. Za moment wró­ci­my do naszych spraw, ale świat przy­fron­to­wych wio­sek i miast w nas pozo­sta­nie. Z woj­ny nie da się tak, po pro­stu wyje­chać i zapo­mnieć.

pastor Adam Ciuć­ka


Na począt­ku kwiet­nia wyru­sza­my zno­wu na tere­ny przy­fron­to­we. Pomoc huma­ni­tar­ną już mamy! Potrze­bu­je­my jed­nak wspar­cia przy zaku­pie pali­wa. Pomóż nam dostar­czyć pomoc.

Kościół Boży w Świ­dwi­nie

33 1600 1462 1814 8589 6000 0001

Z dopi­skiem “Ukra­ina” lub via ser­wis Zrzutka.pl


Gale­ria
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.